Już pierwsze mecze play-off zza oceanem potwierdziły znaną tam prawdę: nawet jeśli masz w składzie prawdziwe gwiazdy, nie znaczy to, że nie możesz przegrać. A to zwiastuje jeszcze większe emocje w seriach.
No ok., może nie w każdej, co pokazuje przykład najlepszej ekipy z Milwaukee, która zapewne bez większych problemów zwycięży z Detroit Pistons. Na najlepszej ku temu drodze są także Celtowie z Bostonu, także 2-0, a pewnie rychło skończy się na 4, jest w rywalizacji Houston z Utah. James Harden (w drugim meczu 32 punkty, 13 zbiórek, 10 asyst) oraz spora skuteczność w rzutach za łuku sprawiają Jazzmanom wielkie kłopoty, z których już raczej się nie wydobędą. Tym bardziej, że nadal hołdują swojej zasadzie, żeby nie skupiać się zanadto na najlepszym graczu rywali, co akurat w przypadku zaprogramowanej na grę Brodacza ekipie Houston nie jest najlepszym pomysłem.
A skoro jesteśmy na Zachodzie, to chwilę tu zostańmy i rozpłyńmy się nieco nad grą Damiana Lillarda, który bez wątpienia ma przewagę (na pewno psychologiczną) nad Russem Westbrookiem. Gracz Portland zwłaszcza w drugim starciu z Oklahomą trafiał nieprawdopodobne rzuty z ok. 9 metra. Westbrook zaliczył co prawda tradycyjne triple-double, ale przy nikłym wsparciu kolegów nie mógł zbyt wiele zdziałać. Starał, jak się mógł narzekający na bark Paul George, ale to było za mało. OKC mają katastrofalne statystyki z dystansu – w obu meczach trafili dotąd jedynie 10 takich rzutów na 61 prób. Chłopaki-kozaki z Portland grają może (poza Lillardem) bez większej finezji, ale robią to niezwykle skutecznie. A na lokalnego bohatera wyrasta Turek Enes Kanter, który udowadnia, że potrafi zagrać dobrze na poziomie play-offów. I, że jest w stanie pod koszem zastąpić takiego grajka jak Jusuf Nurkić.
1413 – dokładnie tyle zwycięstw, licząc od 1997 roku, ma na swoim koncie trener Spurs Gregg Popovich, co jest rekordem w NBA.
Gregg Popovich now has more wins as a head coach than anybody else in NBA history ? pic.twitter.com/hJzHSXCByo
— ESPN (@espn) April 14, 2019
Stało się tak po niespodziewanym zwycięstwie ekipy z Teksasu w pierwszym meczu w Denver. Niby zbyt głośno o tym się nie mówiło, ale każdy wie, że lekceważyć wyluzowanego San Antonio nie wolno. Presja spadła na Nuggets do tego stopnia, że Jamal Murray (debiutant w play-off) zupełnie pogubił się w końcówce meczu, a podwajany Nikola Jokić nie błysnął tym razem w ataku. W drugim starciu też było nerwowo, kolejna porażka na własnym parkiecie wydawała się blisko, ale ostatecznie Nuggets od końca trzeciej kwarty zaczęli łapać, a w czwartej – wygranej 39:23 – to już zdmuchnęli Spurs. Cóż jednak z tego, skoro w trzecim spotkaniu, tym razem już w gorącym Teksasie, znowu polegli: najlepszym graczem był „cichy bohater” pierwszego spotkania, znakomity zarówno w ataku, jak i obronie Derrick White:
Może nie od razu w pierwszym, ale już w drugim meczu mistrzowie NBA z Oakland dali się zaskoczyć Docowi Riversowi i jego Los Angeles Clippers. Porażka wpłynęła na GSW wyjątkowo orzeźwiająco, bo na terenie przeciwników dosłownie ich zgnietli, a Kevin Durant dał bardzo mocną odpowiedź swoim hejterom: 38 punktów, 7 asyst. Problemem, ale raczej w dalszej części play-off, może okazać się poważna kontuzja DeMarcusa Cousinsa oraz już drugie przewinienie technicznie na koncie Duranta: za siedem będzie musiał odpocząć przez jeden mecz.
Na koniec zerknijmy jeszcze raz na Wchód. Tutaj zadziały się poważne anomalia, bo już przy pierwszych okazjach przewagi własnego parkietu pozbyli się faworyci: Toronto Raptors oraz 76ers. W Kanadzie za niespodziankę odpowiadało Orlando Magic, przeciwko którym okrągłe zero „zdobył” Kyle Lowry. W drugim pojedynku 33-latek, dzięki zmianie taktyki przez Nicka Nurse’a nastawionej bardziej na niego, już się ogarnął, podobnie jak cała drużyna Raptors, którą do zwycięstwa poprowadził, grający jak cyborg, Kawhi Leonard. Jak będzie w spotkaniu nr 3? Kursy w forBET wyglądają tak: Orlando 2.90, remis 12.00, Toronto 1.48.
Także faworytem, ale już czwartej konformacji przeciwko dość topornie grającemu Brooklynowi Nets są gracze z Filadelfii. W pierwszym spotkaniu tylko Jimmy Butler brał grę na siebie, reszta jakby nie miała na to ochoty, a Ben Simmons został z miejsca wybrany kozłem ofiarnym – we własnej hali pod swoim adresem usłyszał solidne gwizdy. Fani 76ers musieli być jednak bardzo zadowoleni w trakcie i po drugiego spotkania – wynik 148 do 123 (!) mówi sam za siebie, a historyczny wyczyn ich pupili (51 punktów w kwarcie!!) musiał urzec największych malkontentów:
W trzecim spotkaniu w Brooklynie także górą byli, grający bez Joela Embiida, koszykarze zagrożonego utratą pracy trenera Bretta Browna. Czyżby już na dobre opanowali sytuację?
Play-off NBA 2019 – stan rywalizacji do czterech zwycięstw:
Wschód:
Milwaukee Bucks (1) – Detroit Pistons (8) 2-0
Toronto Raptors (2) – Orlando Magic (7) 1-1
Philadelphia 76ers (3) – Brooklyn Nets (6) 2-1
Boston Celtics (4) – Indiana Pacers (5) 2-0
Zachód:
Golden State Warriors (1) – Los Angeles Clippers (8) 2-1
Denver Nuggets (2) – San Antonio Spurs (7) 2-1
Portland Trail Blazers (3) – Oklahoma City Thunder (6) 2-0
Houston Rockets (4) – Utah Jazz (5) 2-0
Pełna oferta forBET na mecze NBA: SPRAWDŹ.