Gdyby ta sama sytuacja wydarzyła się w Neapolu, pewnie skończyłaby się o wiele łagodniej. Tak bowiem wynika z narracji „Przeglądu Sportowego” – wedle dziennikarzy najstarszego dziennika w Polsce, w Gdyni działy się rzecze godne scenariusza serialu kryminalnego. Spanie Zbigniewa Smółki na stadionie, pogróżki wobec jego osoby, zastraszanie byłego szkoleniowca Arkowców. Aż dziwne, że wszystkie kulisy, które BEZPOŚREDNIO zagrażały zdrowiu i życiu 46 – latka wyszły dopiero po jego zwolnieniu z zespołu Ekstraklasy…
Zacznijmy jednak nieco na przekór, a więc od wyników sportowych Arki w ostatnim czasie. 25 listopada 2018 roku – to powoli zaczyna robić się historyczna data dla klubu znad morza. Wówczas bowiem Adam Marciniak i spółka zanotowali ostatnią wygraną w naszej elicie. Jakie rezultaty udało się osiągnąć od tego czasu? 4 remisy oraz 8 porażek. Można doceniać wizję ofensywnego futbolu prezentowanego przez podopiecznych Zbigniewa Smółki, chęć wprowadzenia pewnego rodzaju świeżości na krajowe boiska, lecz trenera zawsze na koniec rozliczamy z wyników. A trzeba przyznać, że w tym całym zamieszaniu związanym ze zwalnianiem kolejnych trenerów, akurat w tym przypadku były ku temu zasadne przesłanki sportowe. Możemy dyskutować, że gdyby podobną (nie)cierpliwością wykazał się Janusz Filipiak, to dzisiaj nie oglądalibyśmy Pasów na 4. miejscu w ligowej tabeli – na taki stan rzeczy złożyło się jednak dużo czynników. Patrząc obiektywnie: seria Smółki była, mimo wszystko, dłuższa, a w klubie trudno było wyczuć atmosferę, że cokolwiek idzie ku lepszemu. Jak natomiast odnieść się do kwestii związanych z bezpieczeństwem szkoleniowca?
Czegos takiego nie pamietam.Trener Smółka zwolniony chwile przed derbami. Z jednej strony dziwne, z drugiej… moze to uspokoi kibicow i nie bedzie zagrozenia, ze mecz nie zostanie dokonczony…
— Iza Koprowiak (@IzaKoprowiak) April 2, 2019
Sprawa według polskiego prawa wygląda dość prosto:
„§ 1. Kto grozi innej osobie popełnieniem przestępstwa na jej szkodę lub szkodę osoby najbliższej, jeżeli groźba wzbudza w zagrożonym uzasadnioną obawę, że będzie spełniona,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 2. Ściganie następuje na wniosek pokrzywdzonego.” [art. 190 §1 i §2 kk]
Dodajmy do tego omówienia sprawy przez Iwo Klisza, adwokata z Wrocławia, lidera Kancelarii Adwokatów i Radców Prawnych Klisz i Wspólnicy:
„Istotnym elementem umożliwiającym sprawcy przypisania przestępstwa groźby karalnej z art. 190 k.k. jest to, że jego postępowanie musi w pokrzywdzonym wzbudzić uzasadnioną obawę, że groźba może zostać zrealizowana. Obawa musi być uzasadniona, czyli inaczej obiektywna. Pokrzywdzony nie może powoływać się na swoją ponad przeciętną wrażliwość, lękliwość czy łatwowierność. Sąd lub prokurator rozpatrujący zachowanie sprawcy będą brać pod uwagę, czy mogło ono wywołać uczucie strachu lub zagrożenia u przeciętnej osoby, występującej w określonych okolicznościach.
Co ważne bez znaczenia jest to, czy sprawca mógł rzeczywiście swoją groźbę spełnić, albowiem liczy się jedynie przekonanie (uzasadnione) pokrzywdzonego co do możliwości realizacji tej groźby. Sprawca broniąc się powinien zatem stawiać szczególny nacisk na to, że pokrzywdzony zdawał sobie sprawę z tego (miał wiedzę), że groźba nie jest realna.” [źr: sprawy – karne.biz.pl]
Nie mamy najmniejszej wątpliwości, że spanie na stadionie w strachu (jak informuje „Przegląd Sportowy”) kwalifikuje się jak najbardziej do kategorii gróźb karalnych – nie chcemy nawet sobie wyobrażać, jak mocno musiał być zastraszany Smółka, skoro noce spędzał właśnie na obiekcie swojego klubu. Tylko czy naprawdę dla bezpieczeństwa trenera i jego rodziny KLUCZOWYM było ewentualne zwolnienie czy zachowanie zgromadzonych na trybunach osób? Tak poważne zagrożenie wykracza zdecydowanie poza świat futbolu, a jeżeli ktoś czuje się w niebezpieczeństwie, najrozsądniejszym zachowaniem jest zgłosić sprawę odpowiednim organom. Przy mocnym rozpropagowaniu takiej sytuacji (a jesteśmy pewni, że taka sprawa byłaby naprawdę mocno nagłośniona), nikt zapewne nie pokusiłby się o zbagatelizowanie takich doniesień. Dziwi także sprawa z ewentualnym przerwaniem meczu przez rozwścieczonych fanów – jeżeli klub naprawdę bał się takiego scenariusza, mógł:
a) zamknąć stadion
b) zamknąć trybunę, na której miały wydarzyć się te dantejskie sceny
c) przeprowadzić niezwykle drobiazgową kontrolę w sprawie wykrycia ewentualnych materiałów pirotechnicznych
Ja tylko tak się zastanawiam.. kilka spraw wymaga zatem zgłoszenia na policję, do prokuratury. Przecież to szantaż, zastraszanie, groźby karalne etc. Na dodatek podobno bierze w tym udział nawet prezydent miasta. ??Czy ktoś to zgłosił? ?
— Idala (@n1mph3) April 4, 2019
Ale najlogiczniejsze było przecież zrobić szopkę i ogłosić zwolnienie trenera na Twitterze godzinę przed meczem… Jak w takim wypadku na poważnie odbierać wszelkie doniesienia płynące z Gdyni? Czy nie jest to jakaś próba nieudolnego zarządzania czy własnych błędów, bo skala absurdu naprawdę przekroczyła wszelkie normy? Bezpieczeństwo trenera było kluczowe? Nie, nie było kluczowe: zadrwiono sobie z niego i pokazano, że najistotniejszym aspektem tego obszaru jego życia będzie dalsza praca u sterów Arki, a także pokazano, że łatwiej jest ulec terrorowi (prawdziwemu bądź nie, gdynianie wszak derbów nie przegrali), aniżeli wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i twardo przeciwstawić się negatywnym opiniom.
Jak groźnie było w Gdyni?! Przeczytasz tutaj!!!
Uściślijmy jedno: kibice mają prawo wyrażać swoje niezadowolenie i kreować własną opinię. Jasne, że niektóre transparenty były zdecydowanie zbyt wulgarne, a jeżeli zaistniały poważne groźby wobec pracującego w Gdyni szkoleniowca, należało podjąć zdecydowane kroki prawne. Pisanie jednak o sytuacji w Gdyni tak stronniczo, przesuwanie całego ośrodka zła na kibiców i stawianie tezy, że to bezpieczeństwo Smółki było kluczowe dla losów jego pracy w Trójmieście, uważamy za naprawdę mało poważne. Sprawa była niezwykle złożona, zawiniła tutaj każda ze stron, a przed Arkowcami walka o utrzymanie w Ekstraklasie. Ciekawie, czy skoro w Gdyni jest tak niebezpiecznie, jakikolwiek trener zdecyduje się zaryzykować dla ratowania klubu przed spadkiem? To już chyba lepiej byłoby trafić do pierwszego, lepszego klubu w Neapolu – nie dość, że pogoda ładniejsza, to jeszcze nie można się obawiać o swoje bezpieczeństwo. Bo chyba nie macie wątpliwości, po lekturze tego artykułu, że najniebezpieczniej na Starym Kontynencie, jest właśnie w Gdyni, prawda?
Karol Czyżewski