3,1 euro – tyle będzie kosztować najdroższy bilet na tegoroczny finał kobiecej Ligi Mistrzów, który odbędzie się w Budapeszcie. Cena jest niewygórowana, szczególnie jeśli dodamy, że za wejściówki na męski odpowiednik tego wydarzenia w ubiegłym roku zapłacić trzeba było nawet 450 euro, a na czarnym oczywiście jeszcze więcej. W tym samym czasie, kiedy UEFA opublikowała informację na temat kosztów oglądania na żywo największego wydarzenia w kobiecej piłce klubowej, amerykańskie piłkarki pozwały własną federację, oskarżając ją o dyskryminacje i domagając się zrównania zarobków.
I od razu zyskały spore poparcie dla swoich działań w środowisku sportowym i nie tylko. Murem za zawodniczkami stanęła między innymi wybitna tenisistka Serena Williams, która od dawna jest aktywna w sferze działań na rzecz równouprawnienia kobiet. Zdarzało jej się to ukazywać niekiedy w kontrowersyjny sposób: mamy na myśli ubiegłoroczny finał US Open, kiedy Amerykanka wszczęła na korcie straszliwą awanturę z sędzią stołkowym, odciągając w dużej mierze uwagę świata od osoby triumfatorki – Naomi Osaki. Temat spięcia z arbitrem długi czas nie schodził z czołówek gazet i serwisów informacyjnych, również z powodu pomeczowych wypowiedzi – Serena oskarżyła bowiem sędziego o seksizm. Teraz Amerykanka także zabrała głos. „Rozbieżności w wynagrodzeniach są absurdalne” stwierdziła Williams, odnosząc się do sytuacji piłkarek. „To bitwa, to walka. Myślę, że w pewnym momencie w każdym sporcie pojawiają się pionierki i niewykluczone, że taki czas nadszedł w piłce nożnej. Ja sama gram dlatego, że ktoś kiedyś się komuś postawił. To, co one teraz starają się zrobić, może mieć wpływ na przyszłość kobiecego futbolu”. To nie jedyny przejaw wsparcia dla piłkarek ze świata tenisa, bo swoje zdanie wyraziła też inna mistrzyni, Bille Jean King. „Nie było lepszego dnia na ten pozew niż Dzień Kobiet” – napisała na Twitterze triumfatorka 12 wielkoszlemowych turniejów. „Sport to mikrokosmos społeczeństwa. To, co dzieje się w kobiecej reprezentacji USA, odbywa się także w innych miejscach pracy. Nadszedł czas, aby dać tym zawodniczkom to, na co zasługują – równouprawnienie”
What better day than #InternationalWomensDay for this lawsuit. Sports are a microcosm of society. What is happening with the @USWNT is happening in the workplace. The time has come to give these athletes what they deserve: equality. https://t.co/VI5vhhlWyX
— Billie Jean King (@BillieJeanKing) March 8, 2019
Nie ma w tym oczywiście przypadku, tenis od lat uchodzi za wzorowy sport, jeśli chodzi o równość zarobków kobiet i mężczyzn. Dochodzimy tu do kluczowej kwestii w kontekście naszego wywodu o kobiecej piłce: czy powinniśmy płacić zawodnikom i zawodniczkom tak samo niezależnie od innych czynników, czy też uzależniać wynagrodzenie od generowanej wartości ekonomicznej. To drugie rozwiązanie proponował kiedyś Novak Djoković zauważając, że mecze z udziałem mężczyzn cieszą się lepszą oglądalnością, tenisiści powinni zatem, podobnie jak swego czasu kobiety w tym sporcie, zawalczyć o swoje dochody. Czytaj: zarabiać jednak więcej – a przynajmniej tak zostało to zinterpretowane na świecie. Serb został potężnie skrytykowany i temat ucichł.
Pytanie, jak to zagadnienie rozwinie się w futbolu. O ile w przypadku rozgrywek klubowych w dużej mierze wynagrodzenie kobiet zależeć będzie nadal od wyników oglądalności i frekwencji na trybunach (które wprost przenoszą się na dochody klubu), o tyle w piłce reprezentacyjnej wcale tak być nie musi. Już są na świecie federacje, choćby w Skandynawii, w których obowiązuje absolutna równość płac. Czy tą drogą pójdą Stany Zjednoczone – okaże się wkrótce. Zobaczymy też, czy tą samą ścieżką, w trosce o wizerunek, nie zdecyduje się pójść UEFA. Wiadomość o cenach biletów na budapesztański finał już zdążyła stać się obiektem krytyki i zalążkiem do medialnej dyskusji o zrównaniu nagród i premii w rozgrywkach europejskiej federacji.