Dziś drugi dzień Halowych Mistrzostw Europy. Czy Polacy przybliżą się do wyniku sprzed dwóch lat, kiedy w Belgradzie triumfowali w klasyfikacji medalowej? W stolicy Serbii niemal wszystko wychodziło Biało-Czerwonym. W Glasgow jak na razie modelowo wyszło Michałowi Haratykowi.
Urodzony w Cieszynie, zimny i opanowany kulomiot „pozamiatał” już w pierwszym pchnięciu finałowego konkursu. Jego 21,65 m ustawiło przeciwników w posłusznym szeregu, z najgroźniejszymi – Niemcem Davidem Storlem i Czechem Tomasem Stankiem. Szkocki wynik Haratyka to jego rekord życiowy i jednocześnie najlepszy w tym roku rezultat na Starym Kontynencie. Polak i jego przeciwnicy doskonale wiedzieli, co się święci, bo już na rozgrzewce jego wynik (21,80 m) wzbudził powszechną zazdrość. Zapewne także wśród drugiego naszego reprezentanta Konrada Bukowieckiego. Obrońca tytułu halowego mistrza Europy sprzed dwóch lat, wyczerpany grypą, przepadł w eliminacjach.
W Belgradzie nasi reprezentanci wywalczyli siedem złotych, dwa srebrne i trzy brązowe medale. Sporo. Ale zdaniem niektórych działaczy wszystko i tak można powtórzyć w Glasgow. „Do Szkocji lecimy z takimi samymi szansami, jak dwa lata temu do Serbii. Jest tylko kwestia kolorów medali. To w tej chwili jest nie do rozstrzygnięcia, czy złotych medali będzie znów aż siedem. Takiej gwarancji nie dam. Jedziemy jednak mocną ekipą, a mówią o tym m.in. miejsca rankingowe. Inni jednak też chcą wygrywać” – powiedział dyrektor sportowy związku Krzysztof Kęcki. I dobrze, że dodał to ostatnie zdanie. W przeciwnym razie jego wypowiedź brzmiałaby wręcz buńczucznie.
A, że miejsca rankingowe nie mają decydującego znaczenia w konkretnej rywalizacji pokazał przykład Igi Baumgart-Witan w biegu na 400 m. Polka w tym sezonie halowym nie miała sobie równych na świecie. Niestety, w Szkocji przydarzył jej najsłabszy moment. I, jak przyznała, już podczas rozgrzewki nie czuła się najlepiej. „Wyszłam czwarta z łuku i czwarta dobiegłam do mety. Nie dałam już rady” – załamana dodała po biegu eliminacyjnym.
Piłkarz po porażce „jedziemy dalej! Wyciągniemy wnioski”. Lekkoatletka po porażce „jestem zła, zawaliłam, przepraszam, jest mi wstyd”. #Glasgow2019ES #Glasgow2019 #HME #Ekstraklasa #LEGMIE
— Wojciech (@WojtekDarBkw) March 1, 2019
Jej koleżanka z pewnej swego (złotego) medalu sztafety, Justyna Święty-Ersetic awansowała do dzisiejszego finału, choć niestety z najgorszym czasem (52,85 s.). Nie szerzmy jednak defetyzmu i powiedzmy głośno: bieg finałowy może ułożyć się zupełnie inaczej, choć…
Na kogo jeszcze liczą polscy kibice? Z pewnością na Ewę Swobodę. „Postrzelona” sprinterka z wielką… swobodą awansowała do półfinału, udowadniając, że jest w wysokiej formie. Ewentualny finał HME na 60 m odbędzie się o 21.35. Wcześniej o medale powalczą nasi tyczkarze – Piotr Lisek i Paweł Wojciechowski. Ten pierwszy jest faworytem mistrzowskiego konkursu. Podobnie zresztą, jak w niedzielnym finale na 1500 m Marcin Lewandowski. 31-latek ma jednego, ale za to bardzo konkretnego rywala – młodszego o 13 lat Norwega Jakoba Ingebrigtsena. „Przyleciałem do Glasgow, by bawić się bieganiem. Niech Jakob, młody wilczek, martwi się, jak ze mną wygrać, a nie odwrotnie” – podkreślił szczecinianin.