Kiedy kończył swoją przygodę w Legii Warszawa, wielu ekspertów czy kibiców obwołało go najlepszym zagranicznym piłkarzem jaki kiedykolwiek występował w Ekstraklasie. Oczywiście, nie wszyscy podzielali to zdanie, ale nikt nie miał wątpliwości, że Vadis Odjidja-Ofoe wkroczył do panteonu piłkarzy spoza Polski, którzy grali się w naszej lidze. Belg był antonimem „zagranicznego szrotu”, który tak często jesteśmy zmuszeni „podziwiać” podczas meczów na rodzimych boiskach. Dziś Odjidja świętuje swoje 30. urodziny i to pewne, że jeszcze może dużo wycisnąć ze swojej kariery, ale na ten moment jej przebieg należy umieścić w kategorii tych niespełnionych.
Nie trzeba być wybitnym analitykiem, żeby zdiagnozować problem 30-latka. Najogólniej rzecz ujmując, największą wadą zawodnika – która po części zahamowała jego karierę – jest jego charakter. Wszyscy doskonale pamiętamy, że do Warszawy VOO przychodził wyraźnie zapuszczony – przypominał bardziej kanapowego Janusza, który lubi raczyć się piwem (lub ośmioma) na co dzień, niż zawodowego piłkarza, który zaraz ma zbawić zespół z Łazienkowskiej 3. Po latach jego transfer ocenia się jako największy sukces Besnika Hasiego, a przypomnę tylko, że ten szkoleniowiec awansował z warszawskim zespołem do Ligi Mistrzów (styl nie był przekonujący, ale awans to awans – nikt mu tego nie zabierze). Ten sam trener skorzystał z zamieszania wokół Ofoe, jakie wytworzyło się pod koniec jego przygody w stolicy Polski, i sprowadził go do swojego nowego zespołu, Olympiakosu Pireus. Belg opuszczał zespół Mistrza Polski w atmosferze skandalu – nieustannie przedłużał swój urlop (tłumaczył się narodzinami dziecka) i prowadził wraz ze swoim menadżerem grę, której stawką miał być nowy lukratywny kontrakt lub transfer do klubu, który mu takowy zapewni. VOO postawił na swoim, po raz kolejny skorzystał z tego, że Hasi ma do niego słabość i przeprowadził się do Pireusu (tak na marginesie, przygoda albańskiego trenera w Grecji trwała krócej niż w Polsce).
Dzięki temu transferowi Belg mógł ponownie spróbować sił w Lidze Mistrzów na tle takich rywali jak Barcelona, Juventus czy – całkiem dobrze mu znany – Sporting Lizbona. Vadis był piłkarzem, na którego stawiano nawet po zmianie trenera – zupełnie tak samo jak podczas jego przygody w barwach Wojskowych. Jeżeli jednak chodzi o wynik sportowy, Ofoe nie osiągnął tyle ile w Warszawie. Jego zespół zdobył zaledwie jeden punkt w fazie grupowej LM, a on sam strzelił zaledwie jedną bramkę. W Grecji nie wzniósł ani jednego trofeum, a samo życie w Pireusie zaczęło mu trochę wadzić. Wszystko to za sprawą wydarzenia z końcówki 2017 roku – w jego domu doszło do włamania, w którym skradziono wiele drogocennych rzeczy. VOO zaczął od tamtej pory obawiać się o bezpieczeństwo swojej rodziny i już w kolejnym, zimowym okienku transferowym zlecił swojemu menedżerowi znalezienie nowego miejsca pracy. Ta sztuka mu się nie udała, więc Ofoe był zmuszony do pozostania pół roku dłużej w drużynie z Pireusu. Przez ten czas znacznie obniżył swoje loty i zaczął irytować swoją grą wszystkich, którym zależało na losie klubu. Efektem tego była zsyłka do rezerw już w kwietniu 2018 roku. On i Brazylijczyk Seba zostali kozłami ofiarnymi fatlnych wyników Olympiakosu i dostali sygnał od prezesa, że mogą zacząć szukać sobie nowego klubu, bo u niego więcej już nie zagrają. Belgowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać i w taki oto sposób wrócił do ojczyzny, do Gentu, który zapłacił za niego 2.2 miliony euro (440 tysięcy trafiło do Legii). Licznik w Pireusie zatrzymał mu się na 28 występach, 4 golach i 3 asystach.
Geen gemakkelijke opdracht, maar dit is mijn ideale elftal vol (ex-)ploegmaats! #VadisXI pic.twitter.com/9wT30DiXpd
— Vadis Odjidja #8 (@VadisOfficial) September 22, 2018
W obecnym sezonie, na 26 meczów w Jupiler Pro League zaliczył 17 spotkań, w których strzelił 1 bramkę i zanotował 3 asysty. W krajowym pucharze doszedł do półfinału, ale tam lepsze okazało się KV Oostende, który wyeliminowało jego zespół po rzutach karnych (ogólnie w całych rozgrywkach zaliczył zaledwie jedną asystę). W Europie również nie poszło im za dobrze, bo Gent zakończyło udział w Lidze Europy, odpadając w kwalifikacjach z Girondins Bordeaux (wcześniej wyeliminowali Jagiellonię Białystok).
Ofoe zagrał w obu wygranych meczach przeciwko Jadze
Obecnie jego zespół przeżywa kryzys: w ostatnich trzech meczach Gent zdobył zaledwie punkt i jak można zrozumieć potknięcie Club Brugge (1:1), tak porażki z Mouscron (1:2) i z przedostatnim Waasland-Beveren (2:1) ciężko usprawiedliwiać. Z gorszej formy Gentu skorzystał stołeczny Anderlecht, który zepchnął z grupy mistrzowskiej klub Odjidji na 7. miejsce. Niestety dla Belga, miał on udział w tych wynikach, gdyż rozegrał te spotkania „od dechy do dechy”. Jutro z kolei czeka go o wiele cięższy bój, bo Gent podejmuje u siebie trzeci zespół w tabeli, Standard Liege (kursy w forBET: 1 – 2.05, x – 3.55, 2 – 3.40).
Jak tak się patrzy na karierę Belga, to trzeba przyznać, że powinien z niej wyciągnąć o wiele więcej. Tak jak pisałem na początku, to dzieje się za sprawą charakteru piłkarza, który sprawił, że jego przygoda z piłką jest jedną, wielką sinusoidą. Z drugiej strony, gdyby nie to, że dla VOO piłka nie jest najważniejszą rzeczą w życiu, pewnie bym nie mógł go podziwiać na meczach przy uli. Łazienkowskiej 3. Trzeba wspomnieć, że już przed jego przyjazdem do Polski inaczej to powinno wyglądać: 30-latek przeszedł bowiem wszystkie szczeble młodzieżowych reprezentacji Belgii, która jest znana z bogactwa zasobów ludzkich. Nawet udało mu się zadebiutować w dorosłej reprezentacji, co też świadczy samo przez się (zaledwie 28 minut w 3 meczach w latach 2010-11). W swojej gablocie ma złote medale za zdobycie Mistrzostwa Polski, Pucharu Belgii i Superpucharu Belgii. Przyznacie, że wielu gorszych piłkarzy zdobyło o wiele więcej. Jeszcze nieco ponad rok temu jechał na Camp Nou, dziś martwi się o nadchodzący pojedynek ze Standardem Liege. Jasne, Ofoe ma dopiero 30 lat i jeszcze dużo może zdziałać (czego mu życzę, mając w pamięci jego czas w Legii), ale to nie zmienia faktu, że to wszystko powinno się zupełnie inaczej potoczyć.
Dominik Bożek
Twitter: @DominikBozek