Los piłkarza bywa przewrotny: jednego dnia jest się w miejscu, które ci się wydaje być tym ostatecznym. Tym, w którym chciałbyś zostać do końca. Jednak z różnych przyczyn po jakimś czasie optyka się nieco zmienia i trzeba się przeprowadzić. I niestety czasem te przenosiny wiążą się z jednym z największych rywali klubu, do którego jeszcze nie tak dawno pałałeś wielką miłością.
Przykłady takich piłkarzy można mnożyć. Zanim przejdziemy do najświeższego przykładu Alvaro Moraty, warto wspomnieć na potrzeby tego tekstu o Thibault Courtoisa, który w Atletico spędził parę ładnych sezonów, a przed obecnymi rozgrywkami bez problemu pozował do zdjęć całując herb Realu Madryt, przekonując przy tym, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Cóż, Alvaro był bardziej powściągliwy… (chociaż, kto wie? Jego prezentacja jest zaplanowana na dziś na godz. 13)
Con la ilusión de un niño… ?⚪️? #AupaAtleti pic.twitter.com/pgfDDkl6Sj
— Álvaro Morata (@AlvaroMorata) January 28, 2019
26-latek przez całą karierę błąka się po różnych klubach szukając swojego miejsca. W Realu Madryt niesprawdził się dwa razy, w Chelsea postanowiono się z nim pożegnać na 1.5 roku. Tylko w Juventusie grał na tyle dobrze, że władze Królewskich postanowił go ponownie zatrudnić w swoich szeregach. Wracając jednak do Niebieskiej Części Londynu: Hiszpan próbował jak mógł uniknąć klątwy „9”, która trapi ten klub. Przed sezonem nawet zmienił numer na „29”… Jak się domyślacie ta zmiana niewiele dała, stąd taki ruch na rynku transferowym. Do The Blues przyszedł Gonzalo Higuain i stało się jasne, że za chwilę zespół opuści Morata. Działacze Chelsea jednak nie chcieli się na stałe pozbywać 26-latka, więc zdecydowano się na wypożyczenie go do rodzinnego Madrytu na 1.5 roku. Wg. hiszpańskiego dziennika „AS” Atletico może wykupić napastnika po sezonie za 50 milionów euro. Jeśli nie zdecyduje się na taki krok, Chelsea może go sprowadzić z powrotem do stolicy Wielkiej Brytani. Póki co, Morata ma zostać do końca sezonu 2019/20.
Ten ruch wydaje się być dobry dla wszystkich. Cholo Simeone pozyskuje napastnika o niewątpliwej jakości z pewnymi brakami w tzw. „mentalu”. Chelsea, wypożyczając zawodnika niczym nie ryzykuje, gdyż i tak by z niego nie korzystała. Więcej, może na tym zyskać, ponieważ argentyński szkoleniowiec Atletico znany jest z tego, że potrafi dotrzeć do piłkarzy jak mało kto. A nie ma co ukrywać, że 26-latek ma założoną pewną psychiczną blokadę, więc Cholo może odmienić jego karierę i wprowadzić na absolutny top. A że Morata ma wszystko, żeby być w tym miejscu, to nie muszę nikogo przekonywać.
27-krotny reprezentant Hiszpanii wraca w rodzinne strony do swojego macierzystego klubu. Tak jest, nie tylko Raul Gonzales jest piłkarzem kojarzonym z białą koszulką, który rozpoczynał swoją karierę w Atletcio. Morata już w następną sobotę może zagrać przeciwko swojemu byłemu klubowi i doprawdy ciężko stwierdzić jak przywitają go kibice Los Blancos. „Taki jest futbol” – odpowiedział na pytanie dziennikarzy tuż po przylocie do stolicy Hiszpanii. To była odpowiedź na pytanie: „co ma do przekazania kibicom, którzy nie wybaczą mu takiego ruchu?”
Trzeba jednak przypomnieć, że rok temu – mimo tego, że podziękowano mu w Madrycie dwukrotnie – Morata nadal puszczał oczko w stronę Santiago Bernabeu. Na pytanie dziennikarza „Movistar+” o ewentualny powrót do Realu napastnik odpowiedział: „Muszę szanować Chelsea, która wiele zrobiła, by mnie pozyskać. Jestem tu szczęśliwy, ale Real to Real…”.
Oczywiście „tylko krowa nie zmienia zdania” i takie tam, ale Morata powoli zaczyna przeginać w drugą stronę. Teraz na potrzeby chwili zaczyna nagle się chwalić swoimi fotkami z dzieciństwa w barwach Rojiblancos, co chyba nie zostanie dobrze przyjęte wśród kibiców Realu. I nie ma co się dziwić, wcześniej mało kto wiedział o początkach Moraty w madryckim klubie, gdyż napastnik nie był skory do chwalenia się swoim „pochodzeniem”. Dziś jest wręcz odwrotnie. Myślimy nawet, że obdzwonił całą swoją rodzinę w poszukiwaniu archiwalnych zdjęć, które jeszcze nie tak dawno byłby skłonny spalić i pogrzebać na cmentarzysku zapomnienia. Z takim podejściem nie wróżymy mu owacji na stojąco od kibiców Królewskich.