Luis Suarez jest postacią obok której nie można przejść obojętnie. Wszystko przez to, że jego osobowość jest miksem geniuszu i głupoty. Z jednej strony potrafi nas zadziwić na tyle, że bez cienia wątpliwości możemy go uznać za najlepszego napastnika na Świecie. Z drugiej strony jednak czasem potrafi odwalić taką żenadę, że wydaje nam się, iż mentalnie jest on na poziomie Ekstraklasy. Mamy więc i goaleadora i gryzonia jednocześnie. Dziś z okazji jego 32. urodzin pochylimy się nad jego ostatnim meczem w La Liga, w którym w swoim stylu strzelił gola, nie unikając przy tym kontrowersji.
Zanim przejdziemy do meczu z Leganes przypomnijmy sobie dlaczego uważamy go za niezbyt mądrego gościa…
… i dlaczego myślimy, że należy do ścisłego światowego topu.
Mecz z Leganes nie układał się po myśli Blaugrany. Fakt, że doskonałe zawody rozgrywał Dembele, ale np. taki Coutinho na boisku były tylko teoretycznie. Jeśli chodzi o Urugwajczyka to był on aktywny na boisku, ale nie w taki sposób jakiego by życzyli tego sobie kibice Dumy Katalonii.
Widać było, że iskrzyło pomiędzy Suarezem a Cuellarem. Bramkarz Leganes miał dość „symulek” 32-latka i również go prowokował. Barcelona po raz kolejny pokazała, że nie za bardzo potrafi grać bez Messiego, czego dowodem może być chociażby wczorajsza porażka w Pucharze Króla z Sevillą (2:0).
Wracając do meczu z Leganes: wszystko zaczęło się układać po myśli Blaugrany od momentu, kiedy na boisku zameldował się Messi. W 64′ Argentyńczyk wszedł za Alena, który rozgrywał przyzwoite zawody. Jednak Messi to Messi, a że na tablicy wyników widniało 1:1 to trzeba było wystawić „najcięższe działa”. I faktycznie wszystko zaczęło nabierać ładu i składu, a efektem tego była bramka Suareza już w 71′. Urugwajczyk znowu wykazał się instynktem snajpera i dobił piłkę, którą wcześniej na bramkę uderzał Messi. Przy okazji 32-latek wpadł na bramkarza.
Po tym golu sędzia skonsultował się z VAR-em i po długim namyśle uznał bramkę katalońskiej „9”. Wokół trafienia zaczęły pojawił się oczywiście kontrowersje. Szczególnie, że sędzia używał nowego zjawiska w Hiszpanii jakim jest technologia VAR. Eksperci w większości byli zgodni i przyznali, że bramka została zdobyta nieprawidłowo. Nie tylko na Półwyspie Iberyjskim zaczęło wrzeć. Wrzało również na polskim Twitterze.
— Mateusz Święcicki (@matiswiecicki) January 20, 2019
Dobrze, a teraz przenieśmy tę sytuację na środek boiska. Bramkarz wybiega daleko od bramki. Suaraz kopie na pustaka, bramkarz nie może wyhamować i gdy kopnięta z 50 metrów piłka wpada do bramki, następuję zderzenie obu zawodników…
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) January 20, 2019
Panowie toczyli długą dyskusję, w której żadna ze stron nie przekonała drugiej. I takie właśnie toczone są rozmowy nt. urugwajskiego piłkarza. Fani jego talentu (jak Stanowski) będą go w większości przypadków bronić, a jego antyfani będą mu wypominać najmniejszą rzecz. A Suarez nigdy się nie krył z tym, że jest kontrowersyjny.
„Trzeba obejrzeć tę akcję, jednak myślę, że jest bardzo jasna. Jeśli jest kontakt w polu karnym, to oznacza faul. Barca nie potrzebuje takich akcji, żeby objąć prowadzenie” – mówił po meczu trener Leganes. Ernesto Valverde odbił piłeczkę w następujący sposób: „Z poziomu boiska wydawało mi się, że gol był prawidłowy. Każdy widzi to ze swojej perspektywy. Dla mnie jasne jest to, że nawet z VAR-em kontrowersje się nie kończą”. A jak na tę sytuację zaapatruje się bezstronna osoba? Tak na łamach „TVP Sport” całe zasjście zinterpretował były sędzia, Rafał Rostowski: „W sytuacji poprzedzającej drugiego gola dla Barcelony w meczu z CD Leganes nie ma mowy o czerwonej kartce, ale o żółtej można dyskutować. Luis Suarez przypuszczalnie starał się tylko kopnąć piłkę i strzelić gola, ale kolejne powtórki wideo z różnych kamer dowodzą, że zanim piłka wpadła do bramki Urugwajczyk sfaulował bramkarza. I nie ma tu mowy o przypadku, bo Suarez musiał go widzieć. Moim zdaniem Ivan Cuellar Sacristan został przez Suareza sfaulowany dwa razy albo – jak kto woli – raz, ale na dwa sposoby” (ogólnie tekst Rostowskiego ujmuje to zdarzenie szerzej i możecie go przeczytać TU).
Jak widać, Luis Suarez nie schodzi z czołówek gazet. Wczoraj co prawda nie udało mu się pomóc swojemu zespołowi w uzyskaniu pozytywnego rezultatu (wszedł w 63′ za Boatenga przy stanie 1:0), ale nieraz udowadniał, że jest w stanie uciec się do brzydkich zagrań, byle tylko mogła wynieść z tego korzyść jego drużyna.