Niby nie zawsze gra, niby jeszcze nie jest w optymalnej formie po dwóch groźnych kontuzjach, raz na jakiś czas można przeczytać, że nie daje Napoli tyle, ile mógłby dać. Gdy już jednak pojawia się na boisku, to swoją grą zachwyca nawet najbardziej wybrednych fanów włoskiej ekipy. Wczoraj Arkadiusz Milik strzelił dwa gole w meczu z Bologną i łącznie ma już 10 bramek we włoskiej ekstraklasie.
Milik w tym sezonie rozegrał 16 z 19 meczów Napoli w Serie A, w 11 z nich wychodził na murawę od pierwszego gwizdka. Już w debiucie trafił przeciwko Lazio Rzym, gdy rozegrał 90 minut. Potem trochę stracił na regularności, bo na swoje kolejne trafienie czekał aż pięć ligowych kolejek, gdy dwa razy ukąsił Parmę. Następnie – znowu – ponad miesięczny rozbrat od goli, łącznie znowu aż cztery mecze z pustym przelotem, zanim trafił do siatki. Pojawiało się w międzyczasie sporo głosów, że Milik nie daje już Napoli tyle, co powinien, jego pozycja zaczęła być coraz bardziej kwestionowana i podważana.
Na początku listopada Milik pojawił się tylko na 7 minut w meczu z Empoli i zdołał zapisać się w protokole meczowym. Miesiąc później otrzymał od Carlo Ancelottiego 8 minut i znowu trafił do siatki rywali. Gdy w kolejnych czterech spotkaniach pojawiał się na boisku, to tylko od pierwszego gwiazdka i za każdym razem wyróżniał się na tle kolegów z zespołu. Zdobył w tym czasie 5 bramek, z czego trzy miały bezpośredni wpływ na rezultat potyczki. Gdyby nie jego dwa trafienia przeciwko Bologni, Napoli przegrałoby 1:2. Gol strzelony Caglari ustalił wynik rywalizacji.
Jedynym na ten moment problemem Milika wydają się być drużyny, którym strzela gole. Jego 10 bramek w tym sezonie, to:
Lazio Rzym – pierwsza kolejka
Parma – 2 gole – 11. drużyna w Seria A
Empoli – 18. drużyna w Serie A
Atalanta – 9. drużyna w Serie A
Frosinone – 18. drużyna w Serie A
Cagliari Calcio – 13. drużyna w Serie A
Bologna – 18. drużyna w Serie A
Czyli Milik strzela słabeuszom we włoskiej ekstraklasie. Ani Inter, ani Juventus, Milan czy Roma jeszcze nie zostali skaleczeni przez naszego napastnika. Nie to, żebyśmy marudzili, bo każdy gol Polaka za granicą cieszy, ale to pokazuje, że w rywalizacji na pewnym poziomie w tym przynajmniej sezonie Milikowi nie idzie tak, jak niektórzy mogliby sobie życzyć.
Trafiłem na świetne środowisko. Zdrową i pokorną grupę z poważnymi piłkarzami, gotowymi do poświęcenia. W kadrze jest już uformowana grupa, w której są Callejon, Martens i Insigne, ale są też nowi, którzy muszą pokazać swoją pełną wartość, jak Zieliński, Fabian Ruiz czy nawet Milik, który nie grał przez dwa lata i udowadnia, że jest wielkim napastnikiem.
To wypowiedź Ancelottiego z pomeczowej konferencji prasowej. Całe szczęście, że Włoch lubi i szanuje Milika, który po cichu wyrasta na lidera swojego zespołu. Na ten moment – w meczach o mniejszym ciężarze gatunkowym. Oby zmieniło się to w nowym roku.