Zatrudnienie Ole Gunnara Solskjaera od początku towarzyszyły spore kontrowersje – podstawowym zarzutem dla byłego napastnika Manchesteru United był fakt, iż nie posiadał on (zdaniem wielu) potrzebnego doświadczenia do prowadzenia tak silnego klubu. Nastroje nieco uspokoiło jednak ostatnie zwycięstwo 5:1 – na docenienie zasługuje nie tylko sam wynik, ale także styl, w jakim udało się go osiągnąć. Patrząc na najbliższy terminarz gier Czerwonych Diabłów, mandat Solskjaera do pracy przy Teatrze Marzeń powinien tylko wzrosnąć.
Obiektywnie patrząc taki rezultat nie powinien nikogo zaskakiwać. Gdyby przed sezonem ktoś usłyszał, że debatujemy nad ewentualnością zwycięstwa, a także jego okazałych rozmiarów, w przypadku meczu Cardiff – Manchester United, pewnie nie zostalibyśmy wzięci na poważnie. Doskonale natomiast wiemy, jak kiepsko wyglądała forma ekipy z Old Trafford – ci sami gracze, którzy przecież zdołali pokonać Juventus, a także urwać punkt Chelsea w jej absolutnie najlepszym okresie, tracili punkty z pogrążonym w kryzysie Southampton czy przegrali decydujące starcie Champions League z Valencią. Trzeba jednak oddać, że władze Manchesteru United bardzo wysoko postawiły poprzeczkę wyników, które chcą osiągać. Gdy przecież spojrzymy na ostatnie kilka lat przed zwolnieniem Arsene’a Wengera przez włodarzy Kanonierów, kiedy mówiono o kolejnym sezonie realizowania szerszej wizji, która zostanie spełniona w przyszłej kampanii ligowej, sytuacja była bardzo podobna. Trudno porównywać pozycję obydwu trenerów w swoich klubach – niemniej jest to dosyć ciekawa perspektywa, którą należy przyjąć w ocenie obecnych wydarzeń wokół drużyny 20 – krotnego mistrza Anglii.
Piękna statystyka. Mecze, w których MU strzelił pięć goli w jednym meczu (za The Sun):
Moyes, Van Gaal, Mourinho – 0
Solskjaer – 1
— Jarosław Koliński (@JareKolinski) December 22, 2018
Wypożyczony z Molde trener wyraźnie oczyścił mocno zgęstniałą atmosferę panującą w szatni nowego klubu – konflikty Jose Mourinho z poszczególnymi zawodnikami tylko się namnażały, a poza skalą absurdu oceniano fakt, że na ławce rezerwowych przeciwko Liverpoolowi siedzi mistrz Francji, Paul Pogba, a w pierwszym składzie gra chociażby Marouane Fellaini. Jeszcze większej groteski wszystkim okolicznościom dodawała sytuacja, w której portugalski szkoleniowiec mówił, że jest zadowolony z gry drugiej linii. Być może wystąpienie właśnie tak skandalicznych wypowiedzi, a do tego widok kręcącego głową sir Alexa Fergusona, który z poziomu trybun oglądał zmagania przeciwko The Reds, przesądziły o tym, że zmiana musi nastąpić. Trudno w pełni sezonu o klasowe nazwisko dostępne na giełdzie szkoleniowców, dlatego tez sięgnięto właśnie po Solskjaera. Trudno zresztą nie odnieść wrażenia, że to rozwiązanie z zatrudnieniem byłego napastnika United poważnie rozważano już od dłuższego czasu. Angielscy dziennikarze próbowali nawet otworzyć pewną giełdę spekulacji uwzględniającą nawet Wengera czy Zidane’a, lecz przekaz od drużyny był jasne – bierzemy kogoś, kto poprowadzi drużynę do końca tego sezonu, a nad dłuższym rozwiązaniem zastanowimy się pod koniec maja. Trudno cokolwiek zarzucić włodarzom Manchesteru United – łącznie z pozostawieniem na swoim stanowisku Jose Mourinho po ostatnim sezonie. Bo jeżeli Portugalczyk sam by nie zrezygnował, to trochę ciężko jest ot tak wyrzucić z klubu trenera, który sięgnął po 2. miejsce w niezwykle wyrównanym sezonie Premier League…
Dobra, chyba wszyscy się z tym zgodzimy. Ole Gunnar Solskjaer to obecnie najlepszy trener na świecie, bez dwóch zdań. Co za bestia.
— Kacper Górski (@K_Goorsky) December 22, 2018
Nie możemy, oczywiście, popadać w serię zachwytów po jednym zwycięstwie, bo tak okazały rezultat możemy sprowadzić do kwestii tzw. szczęścia debiutanta. Nie ulega jednak najmniejszej wątpliwości, że osiągnięcie takiego wyniku daje nadzieję na ciekawą kontynuację dość niespodziewanej przygody Solskajera z byłym klubem: nawet jeżeli nie poprawi on zdecydowanie zdobyczy punktowej Manchesteru United, doceniany będzie każdy mecz, w którym Pogba oraz spółka będą grali ładną piłkę, a także do końca walczyli o trzy punkty. Bo jeżeli nawet im się nie powiedzie i w pechowych okolicznościach oddadzą oczko lub ich komplet słabszej drużynie, nikt nie zarzuci im, że nie dali na boisku stu procent zaangażowania. Wystarczy przypomnieć przecież przegrany 1:3 mecz z Liverpoolem: tamto starcie nie wyglądało jak pojedynek dwóch drużyn z TOP 4, lecz jak podejmowanie średniaka tabeli przez kandydata do mistrzostwa Anglii. Zadaniem Norwega jest przypomnieć zatem, że ktokolwiek postawił krzyżyk na ekipie Czerwonych Diabłów, był w ogromnym błędzie. Morale powinien poprawić najbliższy mecz domowy przeciwko Hudderfsield – teraz nie ulega wątpliwości, że to Manchester United będzie bezapelacyjnym faworytem nadchodzącej potyczki! (kursy forBET 1 – 1.25, x – 6.25, 2 – 13.50)