Rzadko w naszej lidze bywają mecze, w których wynik jest bardzo jednostronny. Zazwyczaj poziom jest bardzo wyrównany, gdy ktoś wygrywa trzy czy cztery do zera, to o takim spotkaniu mówi się bardzo długo. Gdybyśmy mieli na szybko wymienić starcia z tego sezonu, które zakończyło się pogromem, to do głowy przychodzi nam tylko konfrontacja Legii z Górnikiem sprzed kilku tygodni. Reszta? Raczej wyniki „normalne” – bez upokarzania przeciwnika.
W jedynym poniedziałkowym meczu ekstraklasy Miedź Legnica na własnym boisku podejmie Lechię Gdańsk. Kursy forBET: 1 – 3.00, X – 3.25, 2 – 2.50.
Co ciekawe, zaczęliśmy o tym myśleć już w sobotę po zobaczeniu tego Twitta:
W Niemczech, Hiszpanii, Francji czy Włoszech nikomu nie przeszkadza, ze najlepsi wygrywają ze słabymi po 4/5/6 do zera. U nas się tego (normalna liga) boją jak ognia⚽️⚽️
— Zbigniew Boniek (@BoniekZibi) December 15, 2018
I potem włączyliśmy mecz Zagłębia Sosnowiec z Lechem Poznań. Spotkania, które zaczęło się w ten sposób, że byliśmy w stanie założyć się o wszystkie pieniądze, iż tu również wynik nie wyłoni zdecydowanie lepszego zespołu. Gospodarze bardzo fajnie zaczęli doskakiwać do „Kolejorza”, odbierać piłkę, umiejętnie tworząc sobie kilka sytuacji. Przesadzilibyśmy mówiąc, że Lech został wciśnięty w kanapę, ale na pewno nie poczynał sobie tak, jakby tego wymarzył to sobie Adam Nawałka. Cały czas jednym okiem zerkaliśmy na Twittera, a tam padały różne fakty z tej konfrontacji. Po pierwszych 15 minutach rywalizacji to Zagłębie miało 80 procent posiadania piłki po swojej stronie. Poznanianie tylko się temu przyglądali. Do czasu…
Po 20. minucie zaczęło się – maszyna Nawałki ruszyła. Można tłumaczyć sobie taki obraz gry tym, że Zagłębie to drużyna zdecydowanie najsłabsza w naszej lidze, która – wszystko na to wskazuje – zaraz spadnie z ekstraklasy. Można mówić, że nowy trener gości to gwarancja sukcesów i pierwszy zalążek odmienionej gry Lecha zobaczyliśmy w niedzielę. My jednak przecieraliśmy oczy ze zdziwienia, bo zaprezentował nam się w akcji zespół mądry, zdyscyplinowany, zgrany, poukładany, odpowiedzialny za to, co się dzieje na boisku. Widzieliśmy światowej klasy pięściarza, który bardzo długo nie boksował, miał przerwę i szereg kontuzji, ale gdy już wrócił do ringu, to chciał w sposób książkowy rozprawić się z gościem z trzeciej dziesiątki rankingów, ściągnąć ringową rdzę i pewnie wygrać każdą z dwunastu rund. Widzieliśmy nie Lecha sprzed trzech miesięcy – zagubionego jak pozostawione w markecie dziecko bez rodziców. Widzieliśmy ekipę, która w głowie te spotkania rozgrywała przed wyjściem na boisko już kilka razy i wszystko wykonuje według wcześniej zaplanowanego scenariusza.
Toczy się w ostatnich tygodniach dyskusja o młodzieżowcach, którzy od przyszłego sezonu będą obowiązkowo musieli grać w każdym meczu od deski od deski. Słuchaliśmy wczoraj Marka Citko w „Cafe Futbol”, który uważał, że to w niczym nie pomoże i tylko cofnie naszą piłkę. My jednak obserwowaliśmy mecz w wykonaniu Lecha, w którym:
Lech nie istniał w meczu przez pół godziny, a na koniec 6:0 i…
Gumny (1998) – gol i asysta.
Klupś (2000) – gol i asysta.
Marchwiński (2002) – gol.Raczej z młodzieżowcem nie będą mieli problemu.
— Tomasz Cwiakala (@cwiakala) December 16, 2018
Co powinno być w naszym wydaniu standardem – o wyniku spotkań w ekstraklasie przesądzają nie wątpliwej jakości podstarzali obcokrajowcy, a młodzi Polacy, którzy dopiero wchodza do dorosłej piłki.
Przed meczem przeczytaliśmy, że Filip Marchwiński może zostać najmłodszym strzelcem gola w historii Lecha, jeżeli tylko w niedzielę zapisze się w protokole meczowym. Będzie tym samym… o jeden dzień młodszy w momencie zdobycia bramki od Dawida Kownackiego. W 86. minucie gry stało się najgorsze dla „Kownasia” – wprowadzony chwię wcześniej piłkarz zanotował trafienie, które ustaliło wynik rywalizacji. Lech wygrał pewnie 6:0.
Gratulacje @Marchwinskii?? Duża rzecz. Teraz spokojna i chłodna głowa, żebyś nie odleciał jak ja????
— Dawid Kownacki (@dkownacki24) December 16, 2018
Czy Nawałka odbudował Lecha? Czy „Kolejorz” wróci na właściwe tory? Za szybko na takie wnioski – na ten moment Zagłębie Sosnowiec nie miało sposobu na ekipę, która pokazała całej ligowej stawce, jaki drzemie w niej potencjał. Jeżeli jednak wczorajszy mecz jest zwiastunem tego, co czeka nas wiosną w wykonaniu poznaniaków – bójcie się, Lechio i Legio!