Wczoraj w południe wpadł nam w oko fragment tekstu na temat trenera Pogonii Szczecin, Kosty Runjaica, którego pozostawienie jakiś czas temu na stanowisku przy nie najlepszej grze „Portowców” nie było wyborem oczywistym. Jasne – my też nie jesteśmy zwolennikiem zwalniania trenerów po kilku słabszych spotkaniach, wszak na boisku gra nie on, a jego podopieczni, więc ciężar porażki musi spływać również na ich barki. Wyraźnie nakręceni „ochami” i „achami” na temat Pogoni z tego sezonu usiedliśmy w poniedziałkowy wieczór przekonani o tym, że klub z zachodniej części Polski odniesie piąte kolejne zwycięstwo z rzędu…
forBET przygotował pełną ofertę kursową na wtorkowe spotkania w Pucharze Polski, która znajduje się TUTAJ.
… co jak na standardy naszej ligi jest wyczynem absolutnie wyjątkowym. Te wszystkie rozważania na tyle namieszały nam w głowach, że zupełnie zapomnieliśmy o tym, iż rzeczy mają miejsce w ekstraklasie, która jest ulubioną ligą bukmacherów. Dlaczego ulubioną?
I wiele, naprawdę wiele innych przykładów moglibyśmy podać, które świadczą o wyjątkowości ekstraklasy. Wczoraj z tej oryginalności skorzystał Piast, który z palcem w nosie pokonał Pogoń. Tak, Pogoń, która jeszcze w poniedziałek rano nam się podobała i która podchodziła do tego spotkania z czterema ostatnimi zwycięstwami na koncie.
Piast to obecnie 4. drużyna w ekstraklasie
Czar szybko prysł, bo już po 17 minutach wiedzieliśmy, że coś w tym spotkaniu jest nie tak. Gdyby w grudniu 2014 roku w takim meczu najlepszy na boisku był Tomasz Jodłowiec, to nie widzielibyśmy w tym nic dziwnego – chłopak gra pierwszy skład w reprezentacji Polski, przed niespełna dwoma miesiącami pokonał Niemców i zaraz pojedzie na Euro 2016 spełniając swoje marzenie. Ale nie – Jodłowiec od tamtego czasu zjechał drastycznie w dół, wyraźnie obniżył notowania, rozegrał (może) kilka dobrych meczów, sporo słabych i znacznie więcej bardzo słabych. W Gliwicach jednak otworzył wynik spotkania. Zejście na wolną pozycję, strzał bez przyjęcia, tuż pod poprzeczkę – mieliśmy wrażenie, że to nie nasz „Jodła”, a David Villa, który ustala wynik finału Ligi Mistrzów w 2011 roku, gdy Barcelona 3:1 pokonywała Manchester United.
Chwilę później karny – tak naprawdę sytuacja bez historii. Klasyczne podcięcie nogi, do piłki podszedł Aleksander Sedlar i pewnie jedenastkę zamienił na gola. Po zmianie stron wynik meczu ustalił Jodłowiec, który tym razem bardzo ładną akcję gospodarzy wykończył strzałem z lewej nogi. Środkowy pomocnik miał w polu tyle miejsca, że pewnie zdążyłby wypić podwójne espresso, przyjąć piłkę, wykonać kilka żonglerek, „dookoła świata” i dopiero wtedy oddać uderzenie. Tak czy siak zrobił to, co do niego należało w takiej sytuacji , czyli zdobył bramkę dla swojej drużyny.
Mimo jednostronnego wyniku w Gliwicach oglądaliśmy fajny, szybki mecz, który nie miał nic wspólnego z klasycznymi poniedziałkami w naszej lidze. Jodłowiec dwa razy wpisał się na listę strzelców i tylko czekać, jak zaraz piłkarscy eksperci będą go wciskali do gry w reprezentacji, bo wiadomo, że w środku pola mamy takie problemy, że każde „ręce do pracy” są na wagę złota. Piast natomiast wygrał i zawędrował aż na 4. miejsce w tabeli. Jeżeli końcówka roku w drużynie prowadzonej przez Waldemara Fornalika będzie szczęśliwa, to do wiosennych spotkań gliwiczanie przystąpią w naprawdę dobrych humorach.