Bokserska gala w Gliwicach za nami, choć trzeba przyznać, że jeszcze długo będzie wspominana przez wszystkich kibiców. Spora dramaturgia w walce wieczoru, kontrowersje wokół werdyktu, podniosła ranga tego wydarzenia i wielu kibiców na naprawdę dużym i nowoczesnym obiekcie. To wszystko powoduje, że KnockOut Boxing Night 5 jest jedną z najlepszych bokserskich gal w Polsce w całym 2018 roku.
Jadąc do Gliwic nie liczyłem na wielkie zainteresowanie kibiców tym wydarzeniem. Wydawało mi się, że rezerwując tak duży obiekt porwano się z motyką na słońce. W mojej głowie często pojawiały się następujące pytania: jak dużo będzie wolnych krzesełek i czy trybuny będą świeciły pustkami?
Odpowiadałem już na to pytanie kilkukrotnie, gdyż pytali znajomi: szacuję, że w Gliwicach było 10 tysięcy kibiców. Niedostępna była korona obiektu, co wydawało się być logicznym posunięciem. Na pozostałych piętrach było albo gęsto, albo bardzo gęsto – trudno oszacować, czy było 11, 10 czy 9 tysięcy kibiców, ale na pewno dużo – pewnie około 80 procent dostępnej całości. Do tego dochodzi „płyta”, na której również było gęsto. Siedząc niedaleko pod ringiem widziałem to bardzo dobrze – pod tym względem gala organizowana przez Andrzeja Wasilewskiego nie zawiodła.
Przed rozpoczęciem gali poszedłem na stadion Piasta Gliwice. Rozmawiałem z pracownikami obiektu, którzy przyznali, że słyszeli o gali bokserskiej, gdyż będzie na niej walczył Szpilka. To było jedyne hasło, które padło z ich ust. Potem przypomniało im się, że zmierzy się z nim „ten inny bokser z Krakowa”, czyli Wach, ale nie mieli pojęcia, kto jeszcze wystąpi tego wieczoru. To pokazuje tylko, że boks w stylu brytyjskim, czyli wiele równych pojedynków bez wyraźnych faworytów, nie zawsze dociera do przeciętnego Kowalskiego. Głośne nazwisko, a najlepiej głośne zestawienie, budzi większe zainteresowanie, niż 8 pojedynków, bez znaczącej gwiazdy i bez wyraźnych faworytów.
Kibiców w Gliwicach interesowało głównie starcie Szpilki z Wachem
Już od początku widać było, że sporo osób zawitało do gliwickiej hali, co nie jest regułą podczas gal sportów walki. Niestety bardzo często bywa tak, że fani przychodzą na walki swoich zawodników i tuż po ich zakończeniu… wychodzą z obiektu. Tu frekwencja była z każdą minutą coraz większa i kibiców było tylko więcej. Każde kolejne zestawienie budziło coraz to większe zainteresowanie.
Dwie godziny przed walką spotkałem Macieja Sulęckiego, który kręcił się tuż obok ringu. W momencie, gdy pierwszy kibic poprosił go o wspólne zdjęcie, zaczęło się – kolejka do „Stricza” była długa, a z jednej fotki zrobiło się ich na pewno kilkadziesiąt. Co ciekawe, Sulęcki każdemu poświęcił chwilę, był poważny, skoncentrowany, ale nie „olał swoich fanów”. Zdaje sobie sprawę z tego, że to również część jego pracy, a wśród kibiców na pewno wiele jest takich osób, które bilety kupiło specjalnie dla niego i którym na pewno zależy na takiej pamiątce.
Rozmawiałem z Maćkiem chwilę później. Był pewny siebie, ale nie lekceważył swojego rywala. Nie mydlił mi oczu, że to dla niego sportowe wyzwanie i wiedział, że powinien to spokojnie wygrać, ale przypominał niedawną porażkę Patryka Szymańskiego, który również miał zwyciężyć podczas gali w Zakopanem, a sensacyjnie przegrał. Zamiast o boksie jednak „Striczu” z chęcią opowiadał o swojej córce, która rośnie jak na drożdżach. Po walce również chciał pogadać, a pierwsze słowa, którymi zaczął rozmowę, to żartobliwe „Tak musiało być, co zrobić?”
Nie będę pisał o walce Łukasza Różańskiego, bo tak naprawdę nie ma o czym mówić. Warto jednak poświęcić chwilę na Pawła Stępnia, który nie bez przygód wygrał swój kolejny pojedynek i zachował zero w rekodzie. Chwilę o Stępniu.
Stępień od jakiegoś czasu uchodzi za jednego z najzdolniejszych polskich pięściarzy. Wiele osób uważa, że spośród „młodych” zawodników to właśnie przed nim przyszłość rysuje się w najjaśniejszych barwach. Pięściarzy stoczył właśnie swój piąty pojedynek w 2018 roku, łącznie ma ich na swoim koncie już 12, z czego 11 zostało rozstrzygniętych przed czasem. We wrześniu skończył 28 lat.
Ciekawi mnie, jak długo jeszcze Stępień będzie prowadzony w podobny sposób. Jak długo jego rekord będzie „hodowany”, a kolejni rywale dobierani tak, aby aby ten wygrywał szybko, gładko i efektownie.
Gdy spojrzymy na rekordy jego przeciwników, to ten Dmitrija Suchockiego (23-5), wyglądał naprawdę imponująco. Mimo tego, że jego rywal od jakiegoś czasu jest już po drugiej stronie rzeki (5 ostatnich walk – 4 porażki, ostatni pojedynek 14 miesięcy temu) i weźmiemy pod uwagę, że Stępień miał z nim spore problemy, to dochodzimy do wniosku, że nie najlepiej to o nim świadczy. Pytanie, czy nie za ostrożnie jest prowadzony pięściarz, który juniorem już nie jest i o którym kilka razy Andrzej Gmitruk mówił, że to chłopak z potencjałem na mistrza świata. Każdy kolejny jego pojedynek jednak niewiele daje kibicom, a sam Stępień… tylko na tym może stracić. Efektowne i szybkie zwycięstwa kwitowane są stwierdzeniem, że tak musiało być, nieco dłuższe i bardziej wyrównane starcie to delikatne powody do narzekań, a taki występ, jak ten sobotni, to już w ogóle opinie, że „ten Stępień wcale nie jest taki dobry”. Pytanie, jak długo będzie to trwało i kiedy zacznie wypływać na szersze, nieco głębsze wody.
Stępień w moim odczuciu powoli przestaje się motywować na tego typu pojedynki, czego efekty mieliśmy w sobotę. Zdaje sobie sprawę z tego, że walki organizowane są tylko po to, by gładko wygrał i podreperował rekord. Efekty tego są takie, że nie daje z siebie za każdym razem 100%, a niepełne zaangażowanie nie wystarcza, by zawsze wygrywać szybko i zdecydowanie.
Stępień nie zachwycił w Gliwicach
Przed pojedynkiem Artura Szpilki z Mariuszem Wachem obstawiałem, że „Szpila” wygra walkę na punkty, ale nie odrzucałem oczywiście możliwości, że „Wiking” skończy to przed czasem. Rozmawiając z różnymi osobami w Gliwicach większość brała pod uwagę tylko takie opcje. I faktyczynie – mój typ się sprawdził, ale było kilka momentów, w których drugie prognozowane zakończenie walki również mogło mieć miejsce. Blisko było tego, aby Wach znokautował Szpilkę w 6. lub 10. rundzie.
Do tej pory trwają dyskusje na temat wyniku tego pojedynku. W poniedziałek w południe natrafiłem na taką ankietę. Wrzucam, a za chwilę się do tego odniosę.
Moim zdaniem, siedząc tuż przy ringu, wyglądało to tak: 5 rund wygrał Szpilka, 5 wygrał Wach. Oczywiście miałem momenty, w których nie wiedziałem, komu przyznać zwycięstwo w danej rundzie, ale w pierwszym z tych wypadków dałem je „Szpili”, drugim „Wikingowi”. Nie dlatego, żeby było sprawiedliwie, tylko dlatego, że tak wydawało mi się patrząc na to wszystko na gorąco, czyli tak samo, jak oceniali to sędziowie, którzy siedzieli 10 metrów ode mnie. Z racji tego, że w 10. rundzie Szpilka był liczony, 95:94 zwyciężył Wach.
Od razu jednak, gdy dowiedziałem się, że decyzja sędziów będzie niejednogłośna, wiedziałem, że wygra Szpilka. Tym samym argumentem kierowałem się typując wynik walki dwa tygodnie wcześniej – to jego promotor jest organizatorem tego wydarzenia. W przypadku równego pojedynku, wygrywa gospodarz. Koniec, kropka.
Absolutnie nie rozumiem, co myślał sobie w 6. rundzie Szpilka, który opuścił ręce i postanowił przetestować swoją szczękę i siłę uderzeń Wacha. Nie mam pojęcia, co wtedy się działo w jego głowie, ale od razu miałem przed oczami to, co wydarzyło się w lipcu 2017 roku w jego pojedynku z Adamem Kownackim. Sytuacja wyglądała niemalże identycznie – w głowie „Szpili” coś pękło i postanowił wystawić się na egzekucję. Siedzące obok mnie osoby kibicujące Szpilce klęły jak opętane. W tamtym momencie ich bohater stał się dla nich najbardziej niezrozumiałym gościem na świecie.
Szpilka w tej walce boksował naprawdę fajnie. Z pomysłem. Pokazał kilka fajnych akcji, bił kombinacjami, wiedział, jak obchodzić się z większym i silniejszym od siebie pięściarzem. Jego pomysł na walkę i pomysł na zwycięstwo kończył się w momencie dostania mocnego ciosu w głowę. Wtedy wróciło wszystko to, co było najgorsze w jego boksie do tej pory – nonszalancja, opuszczone ręce i „kozaczenie”, za które w takich pojedynkach słono się płaci.
Szpilka przyszedł do dziennikarzy zadowolony z siebie, ale wyraźnie zmęczony pojedynkiem. Na pewno gołym okiem widać było, że kamień spadł mu z serca – nie chcę wiedzieć, co czuł, gdy drugi sędzia wskazał na zwycięstwo Wacha, ale na pewno miał przed sobą perspektywę kilku najbliższych miesięcy z czwartą porażką na koncie. Na pewno był też zamroczony – nie wiedział, w której rundzie odjęto mu punkt, ale na pewno był przekonany, że wygrał pojedynek.
Najwięcej dysusji do dziś jest wokół werdyktu walki Szpilka – Wach
Padło pytanie o rewanż, na który Szpilka od razu się zgodził – nie ma problemu, możemy walczyć. I na powtórzony pojedynek obu panów mam dwa spostrzeżenia.
Pierwsze z perspektywy Wacha:
Nie oszukujmy się – Wach lepszym pięściarzem już nie będzie, a w obecnej sytuacji zostało mu kilka walk, z czego może jedna będzie dużą walką o coś w Stanach Zjedoczonych lub Wielkiej Brytanii. Dla niego pojedynek ze Szpilką jest bardzo wygodną opcją. Dobrze na nim zarobi, bo zainteresowanie będzie ogromne. Pomogą mu sponsorzy, którzy będą chcieli wziąć udział w takim przedsięwzięciu, na pewno ewentualna wygrana doda mu sporo prestiżu. Do tego pokaże się przed polską publicznością, sporo kibiców przyjedzie na ten pojedynek, rywal go nie znokautuje, a istnieje spora szansa, że sam powali go na deski.
Drugi z perspektywy Szpilki:
Szpilka ostatnie dwa i pół roku stracił. Ciągłe kontuzje, przesuwane terminy walk, porażka z Kownackim i sparing z Guinnem. To wszystko nie pomogło w jego rozwoju. Gdybyśmy zaczęli zastanawiać się, czy Szpilka był lepszym pięściarzem w Gliwicach, czy prawie trzy lata temu w starciu z Wilderem, chyba postawilibyśmy na tę drugą opcję.
Szpilka musi odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytanie: – co chcę w życiu osiągnąć? Czy chcę walczyć drugi raz z Wachem i być królem swojego podwórka, czy w dalszym ciągu marzę o zdobyciu tytułu mistrza świata. Jeżeli w grę wchodzi pierwsza opcja, to po wyrównanym drugim pojedynku z Wachem od razu zacząłbym zajmować się dopinaniem trylogii, bez względu na wynik. Walka na pewno wzbudzi ogromne zainteresowanie, pewna kasa wpadnie, ale w świecie boksu niewiele to zmieni – Szpilka wygra z 40-letnim pięściarzem, po dwóch porażkach z rzędu, z czwartej dziesiątki rankingów. Gdyby jednak „Szpila” mierzył wysoko i chciał dobierać się do tych, którzy obecnie w boksie potrafią najwięcej, to nie może po raz kolejny bawić się w tego typu pojedynki. Obecna waga ciężka to Wielka Brytania i Stany Zjednoczone. To tam walczą najmocniejsi i to tam trzeba być, jeżeli mierzy się wysoko. Jedna, dwie łatwiejsze walki, żeby jeszcze bardziej zbudować pewność siebie i wspinać się w rankingach – okej, jak najbardziej, ale ma to być tylko etap powrotu do marzeń sprzed kilku lat, czyli zdobyciu mistrzowskiego tytułu.
Gdybym miał powiedzieć po dwóch dniach od walki, czy podobała mi się walka, odpowiedziałbym od razu – jasne, bardzo, nie spodziewałem się, że będzie aż tak emocjonująca i ciekawa. Jeżeli ktoś zapyta mnie, kto bardziej mi zaimponował, odpowiedziałbym, że Wach, bo od niego mniej wymagałem. Szpilka w obecnej formie, z obecnymi nawykami i z tym stylem boksowania dzisiaj przegrywa z każdym pięściarzem TOP 10 na świecie. Z większością przed czasem.
Wach był natomiast po walce wkurzony, choć sam używał mniej cenzuralnych słów. Na pewno zdawał sobie sprawę już kilkanaście minut po walce, że sam mógł wypaść lepiej, choć nie zabrakło też zdania, że nie zgadza się z punktacją sędziów. Ci, co ciekawe, nie chcieli pokazać kart punktowych tego pojedynku. Zwykle bywa tak, że są one do dyspozycji – pełna transparentność. Kilkadziesiąt minut po walce już lądują na Twitterze (np. po ostatniej walce Krzysztofa Głowackiego). Podszedłem z jednym z dziennikarzy do Leszka Jankowiaka i zapytałem, czy można je zobaczyć. Odmówił, powiedział, że nie ma takiej opcji. Trochę rozumiem – kim to ja jestem, żeby je oglądać, ale z drugiej strony do tej pory nigdzie ich nie widziałem, a to już trochę mi się nie podoba – dlaczego kibice nie mają w nie wglądu?
Podsumowując galę w Gliwicach:
Jestem naprawdę bardzo pozytywnie zaskoczony. Atmosferą. Emocjami w walce wieczoru. Liczbą znanych ludzi na trybunach. Dramaturgią podczas 10. rundy w walce wieczoru i kontrowersjami, które komentowane są do dzisiaj. Wszystko, co wydarzyło się w Gliwicach, zasługuje na bardzo dobrą ocenę.
Jakub Borowicz
FOTO: Sferis KnockOut Promotions