Dzisiaj mija dokładnie pół wieku od słynnego gestu dwóch czarnoskórych sprinterów z USA Tommie’go Smitha i Johna Carlosa na igrzyskach olimpijskich w Meksyku w 1968 roku. W naszym cotygodniowym cyklu przypomnimy to symboliczne wydarzenie, które przez 50 lat zdążyło obrosnąć w legendę. I, niestety, nadal jest przywoływane.
O co chodziło dwójce lekkoatletów? I czemu władze Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) zareagowały bardzo nerwowo i dożywotnio ich zdyskwalifikowały? Żeby odpowiedzieć na te pytania należy nakreślić kontekst historyczny.
Rok 1968 był wyjątkowo paskudny. Przełomowy, ale niezwykle brutalny. Podzielony na dwa bloki państw – socjalistyczny vs. kapitalistyczny – świat płonął. Ogniska krwawych konfliktów wybuchały praktycznie w każdym zakątku globu. „Polski marzec”, protesty czarnoskórej ludności w Stanach w związku m.in. z zamordowaniem pastora Martina Luthera Kinga, demonstracje w zachodnich Niemczech, „Paryski maj”, inwazja wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji, a wreszcie zamieszki studenckie w Meksyku („masakra na Placu Trzech Kultur”) tuż przed startem igrzysk – wszystkie te wydarzenia powodowały globalne wręcz napięcia. Budowały atmosferę powszechnego zagrożenia. Nie inaczej było już podczas samych igrzysk 1968 roku, które w historii zapisały się jako jedne z najbardziej upolitycznionych.
Polski kibic, rzecz jasna, najlepiej pamięta pięć złotych medali, jakie zawisły na szyjach naszych reprezentantów. Z najcenniejszym olimpijskim laurem do kraju wrócili pięściarz Jerzy Kulej, lekkoatletka Irena Szewińska, ciężarowiec Waldemar Baszanowski, szablista Jerzy Pawłowski oraz strzelec Józef Zapędzki. Polska prasa jednak nie tylko informowała rodaków o sukcesach sportowych. W mediach aż roiło się od propagandy powiązanej ze sportem, czy to w kontekście krwawych wydarzeń w Czechosłowacji (np. artykuł w „Trybunie Ludu” z 10 października pt. „Antyradzieckie deklaracje Emila Zatopka”), czy brutalnie stłumionych protestów studenckich w Meksyku („Nie zważając na Olimpiadę studenci Meksyku będą kontynuować walkę” ze „Sztandaru Młodych” z 3 października).
Polityka siłą dramatycznych wydarzeń po prostu musiała wejść na arenę rywalizacji sportowców. Do historii letnich igrzysk weszły zwłaszcza dwie wiele mówiące, symboliczne i nieme demonstracje. Pierwszą z nich był protest gimnastyczki czechosłowackiej Very Caslavskiej, która stojąc na najwyższym stopniu podium z reprezentantką ZSRR Łarisą Pietrik, odwróciła się plecami do ściany z flagami podczas pierwszych akordów radzieckiego hymnu. Dlaczego? By milcząco zaprotestować przeciwko agresji wojsk Układu Warszawskiego skierowanej w czechosłowacką próbę wybicia się na niezależność:
Znacznie bardziej znanym protestem jest ten ze sprinterskiego podium, gdy 16 października 1968 roku medale odbierali najlepsi dwustumetrowcy. Dwaj czarnoskórzy reprezentanci USA: zwycięzca (z ówczesnym rekordem świata) Tommie Smith oraz brązowy medalista John Carlos postanowili wykonać gest solidarności z radykalnym ruchem „Black Power”, walczącym w latach 60. i 70. o równe prawa dla czarnej ludności Afryki oraz – przez partię „Czarnych Panter” – dla czarnoskórej mniejszości w Stanach. Do demonstracji doszło podczas odgrywania hymnu USA, co na żywo obejrzało jakieś 500 mln ludzi na całym świecie:
Ten wyjątkowy gest bardzo szybko został skrytykowany przez najważniejsze osoby w MKOl. Jego ówczesny szef, amerykański multimilioner Avery Brundage uznał go za akt wymierzony w idee przyświecające olimpizmowi. W związku z tym obu Amerykanów wykluczono z kadry oraz właściwie zmuszono do opuszczenia Meksyku. Co więcej, obaj zostali także ukarani dożywotnimi dyskwalifikacjami, co dla wówczas 23-letniego Smitha i o rok starszego Carlosa musiało być wielkim dramatem, nie tylko sportowym. Po wielu latach, przeżywający ogromne kłopoty finansowe Smith postanowił oddać swój złoty medal i buty, w których go zdobył, na licytację.
W 2010 roku o tych wydarzeniach krytycznie w rozmowie z Maciejem Petruczenko wypowiedziała sama Irena Szewińska: „Moim zdaniem to zachowanie było niewłaściwe. Jedną z fundamentalnych zasad, na jakich opierają się igrzyska, jest niemieszanie sportu z polityką. Tej zasady należało przestrzegać w 1968 roku. Jeśli ktoś decyduje się na występ w igrzyskach, powinien przestrzegać reguł zawartych w Karcie Olimpijskiej. Wplatanie jakichkolwiek elementów politycznych do sportu, zwłaszcza na igrzyskach, nigdy nie wychodzi tej dziedzinie na dobre. Wielokrotnie się o tym przekonaliśmy”.
Smith i Carlos po powrocie do Stanów zostali uznani za bohaterów. Oczywiście przede wszystkim przez czarnoskórą ludność kraju. Biali raczej ich nienawidzili. Do tego stopnia, że im oraz ich rodzinom często grożono śmiercią. Początkowo obaj starali się wiązać koniec z końcem grą w futbol. Później jednak, ich położenie finansowe stawało się coraz gorsze. Przez „wilczy bilet” i niemożność podjęcia sensownej pracy rozpadło się małżeństwo Smitha. Znacznie dramatyczniej potoczyło się życie Carlosa, którego zdesperowana żona popełniła samobójstwo. Życiowy dramat nie ominął także srebrnego medalistę tamtego biegu, Australijczyka Petera Normana, który także uczestniczył w demonstracji, wpinając sobie odznakę organizacji walczącej o prawa człowieka. Po powrocie do swojej ojczyzny był szykanowany. Umarł w skrajnej biedzie w 2006 roku.
Gest z olimpijskiego podium w Meksyku trafił do panteonu popkultury. Temat walki o prawa człowieka wielokrotnie podnosił 2Pac (np. w utworze „Dear Mama”), którego rodzice byli jednymi z założycieli Partii Czarnych Panter. Sama migawka z demonstracji jest także obecna choćby w teledysku Rage Against The Machine (od 2:05):
Manifestacja Smitha i Carlosa (oraz Normana) przeszła zatem do legendy. I to pomimo ogromnych kosztów, jakie sportowcy ci ponieśli w związku z wymieszaniem igrzysk z polityką. Dlaczego w ogóle zdecydowali się na taki ruch? Znamienne są słowa zapłakanego Smitha, który tuż po rywalizacji w Meksyku miał przyznać: „Przez 20 sekund naszego biegu Stany Zjednoczone były z nas dumne, ale po powrocie do kraju znowu będziemy tylko pieprzonymi czarnuchami”.
Smutne jest to, że niejako kontynuacją przywołanego tu protestu z 1968 r. i dowodem, że pomimo upływu lat w USA rasizm nadal jest żywy, była manifestacja czarnoskórego zawodnika futbolu amerykańskiego Colina Kaepernicka, który w 2016 roku postanowił nie wstawać z ławki podczas odgrywania hymnu przed meczami. Dlaczego? „Nie będę wstawał, by oddać honory fladze kraju, w którym kolorowi ludzie są poddawani opresjom. Ulice są pełne ciał czarnych, a mordercom, którzy ich zabili, daje się płatny urlop do wyjaśnienia spraw” – tłumaczył Kaepernick w jednym z wywiadów (za: rp.pl). Gest, który także został poddany miażdżącej krytyce, nabrał nowego rozpędu i dzisiaj znany jest jako „klęczący protest”…