Po ostatnim meczu wylano żale, jak i wiadro pomyj praktycznie na każdego, kto był na boisku. Liczba zasłużonych i niezasłużonych hejtów osiągnęła całkiem spore rozmiary, które mogłyby złamać niejedną osobę. W tych krytycznych wypowiedziach próżno szukać czegoś wymierzonego w bramkarza reprezentacji Polski. Bardziej można było zaobserwować wpisy typu: „gdyby nie Szczęsny to przegralibyśmy o wiele wyżej”. Ale pojawiały się również głosy, że bramkarz Juventus wygrał rywalizację z Łukaszem Fabiańskim o bluzę z numerem „1”.
Dwaj rezerwowi bramkarze przeżywają trudne chwile. Fabiański widzi, że w tym momencie Szczęsny może wygrać miejsce w bramce na eliminacje do Euro2020 a Mattia Perin musi pogodzić się z myślą, że w Juventusie pogra regularnie, ale w Coppa Italia.
— Piotr Dumanowski (@PDumanowski) October 14, 2018
Żeby nie było żadnych niedomówień, od razu zaznaczę, że jeśli mielibyście mnie przydzielić do jakiejś grupy to jestem bardziej #teamFabiański niż #teamSzczęsny, ale w tym tekście będę jak najbardziej obiektywny, gdyż moja ocena bramkarskich umiejętności obu gentlemenów wynika z wieloletniej obserwacji ich poczynań nie tylko w reprezentacji, ale i w klubach. Nie zamierzam również deprecjonować tego, co udało się osiągnąć Szczęsnemu podczas jego dotychczasowej kariery. Przejęcie numeru „1” od Gigiego Buffona w Juventusie jest rzeczą wielką nie tylko na skalę Polską, ale i na tę światową. Tylko czy warto robić z niego z tego powodu pierwszego bramkarza reprezentacji, kiedy rywalizuje z kimś takim jak Łukasz Fabiański?
Nie da się ukryć, że popularnemu Fabianowi nie podobała się pozycja jaką miał w kadrze Adama Nawałki. Wszyscy pamiętamy, jak doskonały turniej zaliczył w 2016 roku we Francji, mimo, że pojechał na niego jako rezerwowy. Nawałka nigdy tego oficjalnie nie powiedział, ale dla niego to Szczęsny był zawodnikiem podstawowego składu. Większość kibiców sądziła, że po Euro 2016 temat bramkarza wyklarował się na dobre. Fabian co prawda skorzystał z nieszczęścia kolegi po fachu (Szczęsny odniósł kontuzję w pierwszym meczu i już później nie zagrał), ale wywiązał się perfekcyjnie ze swojej roli. Wszyscy nabrali sympatii do Fabiańskiego, patrząc na to, jak doskonale radzi sobie w sytuacjach kryzysowych i jak bardzo przeżywa ten turniej. Do dziś wspominam wywiad z nim po meczu z Portugalią, gdzie nie mógł sobie wybaczyć tego, że nie obronił żadnego z rzutów karnych na całym turnieju.
Oczywiście pojawiały się wówczas głosy, że gdyby w serii rzutów karnych bronił Szczęsny to pewnie awansowalibyśmy do półfinału, gdzie czekała na nas Walia. Ś.p. Paweł Zarzeczny miał nawet teorię, że Nawałka powinien skorzystać ze zmiany, której finalnie nie dokonał, i wpuścić na tę serię Artura Boruca, który nieraz bronił „jedenastki” w trudnych momentach. W powyższym nagraniu Mateusz Borek próbuje pocieszyć Fabiana, mówiąc o perfekcyjnych wykonywaniu karnych podchodzących do piłki, ale te słowa chyba go jeszcze bardziej zdołowały… W każdym razie, wydawało się, że los się w końcu odmieni i Adam Nawałka zmieni swoje zdanie nt. obsady bramki.
Po Euro 2016 opadł kurz i zaczęliśmy eliminacje do mundialu w Rosji. Numerem jeden ponownie został Wojciech Szczęsny. Po awansie na ten turniej nie do końca było wiadomo, czy Szczena stanie pomiędzy słupkami. Fabiański mimo spadku Swansea, miał za sobą naprawdę udany sezon. Jego statystyki robiły wrażenie nie tylko w Polsce, a bramki, które wpuszczał (a było ich sporo) nie wynikały z jego błędów, tylko z tego, że obrona Swansea sprawiała, iż na nowo odżyły mi nadzieję na rozpoczęcie kariery zawodowego piłkarza. Bo skoro tacy nieudacznicy grają w Premier League, to czemu i ja nie mógłbym grać?
Nawałce zarzucano, że niepotrzebnie lawiruje pomiędzy bramkarzami, zamiast dać jasno do zrozumienia kto jest tym „pierwszym”. Wszakże bramkarz powinien mieć jasną sytuacje, gdyż spokój na tej pozycji jest kluczem do dobrego bronienia. Golkiperzy ponoć tuż przed pierwszym meczem na mundialu dowiedzieli się tak naprawdę co selekcjoner ma w głowie. Fabiański znów zaczynał turniej na ławce. A jak Szczęsny zaczął to wszyscy pamiętamy – druga bramka z Senegalem jest mu wypominana do dziś, a spotkaniem z Kolumbią nawet nie miał jak zatrzeć złego wrażenia po pierwszym meczu. Na nasz ulubiony mecz o honor wyszedł Łukasz Fabiański i po raz kolejny zebrał dobre recenzje. Wrócił temat „wyższości Fabiańskiego nad Szczęsnym” i na odwrót.
W wakacje dużo się zmieniło w życiach obu bramkarzy. Jak już wspominałem, Szczęsny został pierwszym bramkarzem Juventusu, a Fabiański utrzymał się Premier League przechodząc do West Hamu. Obaj nie wiedzieli za to jaka przyszłość czeka ich w reprezentacji Polski, bowiem nowym selekcjonerem został Jerzy Brzęczek. Poza licznymi wyzwaniami jakie zostały postawione przed byłym trenerem Wisły Płock, trzeba było rozwiązać „problem” pierwszego bramkarza. Słowo „problem” celowo wziąłem w cudzysłów, gdyż wiele krajów może nam zazdrościć takiego kłopotu bogactwa. Brzęczek jednak w tej kwestii wziął przykład ze swojego poprzednika i postanowił nie mówić publicznie o tym, kto dla niego jest numerem „1”.
A mogło się wydawać, że wybór padnie na bramkarza West Hamu. Fabian dobrze zaczął współpracę z nowym selekcjonerem – wyszedł w pierwszym składzie w debiucie Brzęczka i puścił z Włochami jedną bramkę i to z tego nieszczęsnego karnego… Następny towarzyski mecz z Irlandią to 90 minut Szczęsnego. Później przyszedł mecz z Portugalią i znów pomiędzy słupkami mogliśmy zobaczyć Fabiańskiego. 33-latek niestety puścił 3 bramki, ale nie można było mieć do niego pretensji o żadną z nich i nikt w sumie nie miał takowych. Jednak spotkanie z Włochami okazało się być powrotem Szczeny. I to powrotem bardzo udanym.
Jak już wspominałem, ilość komplementów płynących w stronę Szczęsnego była bardzo duża. Zaczęto mówić o wygranej rywalizacji w bramce i znów robiono z Fabiańskiego „tego drugiego”. Wg. mnie to smutne, patrząc na to ile tej reprezentacji dał 33-latek. Jego rywalizacja ze Szczęsnym trwa od wielu lat, poczynając od tego jak walczyli ze sobą o miano pierwszego bramkarza Arsenalu. Tylko, że w reprezentacji – w przeciwieństwie do Kanonierów – Fabian nie dał absolutnie żadnego pretekstu, żeby rezygnować z jego usług na rzecz golkipera Starej Damy. Wystarczył jednak jeden dobry mecz w wykonaniu Szczęsnego i na nowo odżyły spekulacje nt. „jedynki”.
Wg. mnie Fabiański bardziej nadaje się na pierwszego bramkarza m.in. dlatego, iż przez parę ostatnich sezonów jest non stop „podłączony do prądu”. Defensywa West Hamu nie wiele się różni od tej Swansea, przez co bramkarz ma w meczach tej drużyny naprawdę duże pole do popisu. 33-latek zbiera dobre recenzje na Wyspach i w każdym meczu jest jednym z najlepiej, o ile nie najlepiej ocenianym zawodnikiem Młotów. Szczęsny natomiast w meczach Juventusu musi pozostać skupiony, gdyż najczęściej w spotkaniu ma okazję do jednej czy dwóch interwencji. Oczywiście, to też jest sztuka, ale moim skromnym zdaniem obrona reprezentacji Polski przypomina bardziej tę West Hamu, niźli defensywę Starej Damy. Pomiędzy naszymi słupkami potrzeba nam nie tylko spokoju, ale i szybkiej reakcji, a w takich warunkach musi na co dzień pracować Fabiański.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie ma takiej pozycji na boisku jak „fajny koleś”. A za takiego uważam Łukasza Fabiańskiego. Pisząc trochę przydługo o jego zmaganiach w reprezentacji w ostatnich latach, chciałem wam trochę przybliżyć z czym musiał się zmagać 33-latek. Dla mnie te rotowanie bramkarzami miałoby sens, gdyby obydwaj trzymali równą formę, ale niestety Szczęsnemu zdarzają się gorsze mecze. Bardzo rzadko, ale się zdarzają. W tym czasie Fabiański sumiennie pracuje na swoją pozycję, nie dając argumentów do tego, żeby go zmieniać. To jednak nie przekonuje kolejnego selekcjonera, który wykorzystuje fakt, że 33-latek nie strzeli „focha” tylko zakasa rękawy i weźmie się do roboty.
Dominik Bożek