Oglądaliśmy z trybun czwartkowy mecz z Portugalią, który reprezentacja Polski przegrała 2:3. Rezultat ten zupełnie zamazuje obraz spotkania, w którym to goście byli zdecydowanie lepsi. Wszyscy chcielibyśmy, by nasza kadra osiągała lepsze wyniki. Zaskakujące jest jednak to, jak niewiele zależy dziś w tym zakresie od trenera Jerzego Brzęczka.
Każdy selekcjoner jest zakładnikiem formy zawodników, która szlifowana jest miesiącami w ich klubach. Ani obecnie Brzęczek, ani wcześniej Nawałka, Fornalik, Smuda i inni, nie byli w stanie doprowadzić zawodników do lepszej dyspozycji. Nie mieli nigdy na to czasu. Trener kadry może reprezentantów ustawić na boisku lepiej lub gorzej, może powołać tych lub innych graczy. Ale to wszystko wtórne w stosunku do formy, jaką prezentują. Taka smutna konstatacja naszła nas w czwartek podczas przegranego starcia z Portugalią.
Z mistrzem Europy nie wstyd jest przegrać nie tylko nam, ale i większym na świecie. Jednak styl, w jakim ponieśliśmy porażkę, musi martwić sztab biało-czerwonych. Polska drużyna wyglądała wcale nie lepiej, niż na mundialu w Rosji. Rywal robił na naszej połowie co chciał. Strzelił nam trzy gole, a gdyby był skuteczniejszy – wbiłby kolejne trzy-cztery. 2:3 zamazuje prawdziwy obraz spotkania. Spotkania, które dobrze się dla nas zaczęło, ale po 20 minutach praktycznie przestaliśmy grać w piłkę.
Problemów polska reprezentacja ma od liku. Raz jeszcze się przekonaliśmy, że bez dobrej dyspozycji Roberta Lewandowskiego nie jesteśmy w stanie nic ugrać jako drużyna narodowa. „Lewy” ostatnie tygodnie ma nieco gorsze i cierpi na tym także kadra. Ale nie ma w tym winy selekcjonera Brzęczka przecież, bo co on może zrobić z naszym kapitanem w ciągu kilku dni treningów? Niewiele.
Krzysztof Piątek pokazał w rywalizacji z Portugalczykami, że ma niesamowitą passę strzelecką, ale z drugiej strony nie współpracował z Lewandowskim tak, jak czynił to kiedyś Milik. Kiedyś, bo obecnie Arek też jest w słabej dyspozycji i znów Brzęczek nie ma na to żadnego wpływu.
Główny jednak problem mamy od Euro 2016 z obroną, a zwłaszcza jej środkiem. Na tamtym turnieju defensywa stanowiła nasz największy atut. Dziś jest największym kłopotem. Kamil Glik, podobnie jak całe Monaco, zdecydowanie obniżył loty. Oczywiście wciąż jest tym walczakiem, którego znamy i potrafi naprawiać błędy kolegów, ale niestety i sam je popełnia. Jego partnerem w środku obrony jest Jan Bednarek, który jako młody gracz ma prawo się mylić. Zwłaszcza, że w Anglii prawie nie gra. A występuje w kadrze, bo Michał Pazdan zaliczył totalny zjazd formy. Jasne, mógłby obok Glika stanąć Marcin Kamiński, ale też pytanie, czy to nie przypadek, że Kamiński wciąż nie potrafi się przebić w ekipie narodowej, a ma już 26 lat?
Odwieczny dylemat każdego trenera Polaków jest taki: stawiać na tych, którzy są piłkarzami lepszych, zachodnich klubów, ale mało w nich grają, czy decydować się na przedstawicieli naszej Ekstraklasy, która jest jedną z najsłabszych lig w Europie, o czym przekonujemy się w każde lato w trakcie europejskich pucharów? Trudny to wybór, prawda? Między młotem, a kowadłem.
W sytuacji, gdy tak wielu reprezentantów nie występuje na stałe w swoich klubach, albo prezentuje się w nich mocno przeciętnie, zadanie selekcjonera staje się prawie niewykonalne. Nie da się przygotować drużyny na turniej w miesiąc, co pokazał mundial 2018. Tym bardziej więc Brzęczek nie jest w stanie wpłynąć na dyspozycję zawodników w trakcie kilku treningów przed spotkaniami Ligi Narodów czy meczami towarzyskimi. On może tylko czekać na to, co zastanie, gdy przyjadą na zgrupowanie powołani przez niego zawodnicy. Oczywiście ma wpływ na to, kogo zaprasza do kadry, ale umówmy się – czy na jego miejscu zrezygnowalibyście z kilkunastu graczy zachodnich klubów, którzy są w kiepskiej formie, a w ich miejsce powołalibyście wyróżniających się przedstawicieli naszej ligi?
Z Polakami lepszych rezultatów nie osiągnąłby dziś ani Guardiola, ani Zidane, ani żaden inny trenerski geniusz. A to dlatego, że praca selekcjonera jest bardzo specyficzna. Odpowiada się właściwie za wyniki, na które nie do końca ma się wpływ. Możemy mówić o planach taktycznych, pomysłach na rozpracowanie rywala, ale jeśli piłkarz miesiącami nie gra lub jest źle przygotowany fizycznie przez swój klub, to nie zrealizuje przedmeczowych założeń. Będzie spóźniony na boisku, nie będzie dobrze „czuł” gry. Tego się nie da oszukać.
Wydaje nam się, że przeceniamy rolę selekcjonerów w piłce reprezentacyjnej, zwłaszcza w naszym kraju. Najlepszy przykład mieliśmy przed Euro 2016, gdy wielu polskich zawodników było w szczytowej formie i dlatego osiągnęliśmy sukces na mistrzostwach Europy. Ci sami gracze dwa lata później zaprezentowali się w Rosji dużo gorzej, bo od miesięcy nie znajdowali się w swoich dobrych dyspozycjach. A przecież na obie imprezy powołani zostali (z wyjątkiem Mierzejewskiego) wszyscy nasi najlepsi gracze. Lepszych nie mamy, bo w Polsce jest bardzo mała liczba piłkarzy, którzy nadają się na poziom reprezentacyjny. A na to nie pomoże żaden człowiek z wielkim trenerskim nazwiskiem.
Dominik Senkowski