Żaden z polskich piłkarzy nie dochodzi do siebie aż tak długo po nieudanych mistrzostwach świata w Rosji, co Michał Pazdan. 31-letni stoper wciąż szuka zagubionej formy. Stracił przez to miejsce w składzie Legii Warszawa oraz reprezentacji Polski. Ostatnie tygodnie są dla niego najgorsze od wielu lat.
W poprzednich sezonach Pazdan był dla Legii bezcenny. Wraz z Arkadiuszem Malarzem odpowiadał za defensywę ekipy z Łazienkowskiej. Swoimi interwencjami i poświęceniem wypracował sobie dobrą markę w Ekstraklasie. Na tyle dobrą, że trafił do reprezentacji na stałe. Był kluczowym piłkarzem polskiej kadry podczas Euro 2016. Występował w niej także podczas niedawnego mundialu. I właśnie ten turniej stał się ostatnio hamulcem w karierze 31-letniego zawodnika.
Pazdan zagrał w Rosji w dwóch spotkaniach: z Senegalem i Kolumbią. Nie był najgorszy na boisku w obu tych starciach, ale że nasz zespół generalnie zaprezentował się fatalnie, to trudno i stopera Legii chwalić za te występy. W meczu z Japonią zastąpił go Kamil Glik.
Po powrocie z mistrzostw Michał długo odpoczywał, by w końcu wrócić do składu Mistrzów Polski. Niestety dla niego i dla drużyny, bo tegoroczne eliminacje do europejskich pucharów zapamiętamy na długo. Legia odpadła z kwalifikacji do Ligi Europy z Dudelange, a w Luksemburgu Michał Pazdan popełnił kompletnie amatorski błąd przy pierwszej bramce dla gospodarzy. Niedługo później nowy trener zespołu Ricardo Sa Pinto wygłosił swoją opinię, jakoby 31-latek wciąż nie był w pełni sił po zakończonym mundialu.
Portugalczyk nie chciał rozwijać, co miał na myśli, dlatego mogliśmy się tylko domyślać, w jaki sposób Pazdan może być zmęczony po mistrzostwach. Fizycznie? Raczej nie – wystąpił w Rosji tylko w dwóch spotkaniach. Psychicznie? Prędzej. Ale w końcu nie zawalił osobiście żadnej z bramek. A może piłkarz przede wszystkim był rozczarowany tym, że wciąż nie opuścił Łazienkowskiej? Od Euro 2016 miał być gorącym kąskiem na rynku transferowym, ale nie zmienił barw klubowych do dziś. Nadal jest zawodnikiem Legii Warszawa, a być może marzył o podbiciu Hiszpanii czy Włoch. Zwłaszcza, gdy teraz może zobaczyć, jak wielu naszych radzi sobie w Serie A. Nieudane mistrzostwa świata na pewno nie pomogły Pazdanowi w wywalczeniu przepustki za granicę.
Nawet jeśli „Pazdi” mógł się czuć rozczarowany mundialem i brakiem transferu na Zachód, to w końcu powinien to chyba przetrawić w sobie i wrócić mentalnie do zespołu. Powinien, bo rzeczywistość jest nieco inna. W tym sezonie Pazdan wystąpił jak dotychczas tylko w dwóch meczach ligowych: zaliczył 69 minut w drugiej kolejce z Koroną Kielce i 12 minut w starciu z Cracovią w siódmej serii gier (szybka czerwona kartka). Trzy razy nie było go w ogóle w kadrze meczowej, a sześć razy całe spotkanie obejrzał z ławki. Jak na niego, to dramatyczne statystyki.
Jeszcze przed tym sezonem wydawało się to niemożliwe, że Michał Pazdan straci miejsce w pierwszym składzie Legii. A jednak rzeczywistość okazała się dla niego brutalna. Nowy trener „Wojskowych” Sa Pinto albo wciąż daje mu odpocząć i szykuje go na drugą część sezonu, albo Michał nie należy do jego ulubieńców. Dużo więcej na środku obrony grają Wieteska czy Jędrzejczyk. Ten drugi w nagrodę dostał powołanie do reprezentacji Polski od Jerzego Brzęczka na najbliższe pojedynki z Portugalią i Włochami. Pazdan z kolei nie dostał zaproszenia do kadry ani na mecze z Włochami i Irlandią, ani na nachodzące starcia z Portugalią i Włochami.
W kilka tygodni wychowanek Hutnika Kraków stracił miejsce w klubie i drużynie narodowej. Z perspektywy kibica reprezentacji mamy nadzieję, że jest to jednak tylko chwilowy kryzys Michała Pazdana, bo ten zawodnik w formie daje biało-czerwonym dużo więcej niż Marcin Kamiński i Jan Bednarek.