Letnia wstrzemięźliwość transferowa Realu Madryt zaczyna powoli odbijać się czkawką drużynie z Madrytu. „Królewscy” nie strzelili gola w ostatnich trzech spotkaniach, w których w dodatku aż dwa razy przegrali.
Na początek garść statystyk:
Z Espanyolem: 12 strzałów, 1 gol
Z Sevillą: 13 strzałów, 0 goli
Z Atletico: 14 strzałów, 0 goli
Z Cska: 21 strzałów, 0 goli
Tak oto prezentują się wyczyny strzeleckie Realu w ostatnich czterech spotkaniach. A wcześniej było też starcie z Bilbao, w którym ekipa z Madrytu zdobyła raptem jedną bramkę, mimo że oddała aż 17 strzałów. Nieskuteczność staje się coraz większym problemem „Królewskich”.
Początek sezonu drużyna ze stolicy Hiszpanii miała całkiem udany. Cztery gole wpakowane Gironie i Leganes, trzy Romie w pierwszej kolejce Ligi Mistrzów. Ale od tamtego pojedynku z Rzymianami coś się zacięło.
Niby w zespole jest bardzo wielu ofensywnie usposobionych zawodników, a jednak żaden z nich nie potrafi zagrać kilku spotkań z rzędu na wysokim poziomie. Marco Asensio po jednym świetnym meczu przydarza się pięć przeciętnych. Lucas Vazquez ma podobne kłopoty.
Wydawało się, że po odejściu Cristiano Ronaldo na dobre odblokował się Karim Benzema, ale seria jego pozytywnych występów nie trwała długo. Gareth Bale po sprzedaży Portugalczyka również miał odżyć i zostać nowym liderem drużyny. Wszystko fajnie, tylko że w starciu z Atletico doznał kontuzji i we wczorajszym meczu z CSKA nie wystąpił. Nie wiadomo, jak długo będzie musiał się zmagać z urazem, ale kibiców Realu martwi sam fakt kolejnych problemów zdrowotnych Walijczyka. Przez ostatnie kilka miesięcy wreszcie omijały go urazy, ale jak widać do czasu. A, że Bale to od lat zawodnik-szklanka, to niewykluczone, że to nie ostatnia jego kontuzja w tym sezonie. Trudno budować fundamenty silnego ataku w oparciu o takiego piłkarza. Mariano i Vinícius nie są zaś jeszcze gotowi, by pociągnąć linię ofensywną Realu Madryt.
Ewidentnie brakuje „Królewskim” w ataku zawodników, na których drużyna mogłaby się na stałe oprzeć. Brakuje tej cholernej regularności w zdobywaniu bramek, którą gwarantował Cristiano Ronaldo. Wyrwa po stracie Portugalczyka zaczyna coraz bardziej dawać się madrytczykom we znaki, ale przecież… to było do przewidzenia.
Krzysztof Rot z RealMadryt.pl: jestem trochę zły na Kovacicia
Real świadomie zrezygnował latem z wielkich transferów w napadzie. W Madrycie uznano, że obecna kadra jest w ofensywie wystarczająca, by rywalizować o najwyższe cele. Jak już wspomniałem, na nowego lidera namaszczono Bale’a. Czy to było naiwne? Sami sobie odpowiedzcie. W stolicy Hiszpanii zapanował w trakcie letniego okienka jakiś niezrozumiały minimalizm w dokonywaniu ofensywnych wzmocnień. Mieli przyjść Hazard, Neymar, Mbappe, Cavani, a ostatecznie żaden z nich nie zawędrował na Bernabeu. Real został ze składem uboższym w ataku o pustkę po sprzedaży Ronaldo (darujcie, ale Mariano nie biorę na serio). Pustkę, która już teraz doskwiera, a na wyższych poziomach Ligi Mistrzów może doskwierać jeszcze bardziej. CR7 w meczach z największymi rywalami w Europie potrafił sam przechylić szalę na korzyść „Królewskich”. Kto miałby dziś to uczynić zamiast niego?
Fani Realu Madryt mogą się pocieszać, że do zimowego okna transferowego jakoś to będzie – fazę grupową i tak zespół raczej przejdzie, bo ma słabą grupę, a w La Liga najwięksi przeciwnicy gubią obecnie punkty nie mniej ochoczo, niż madrytczycy. Pytanie jednak, czy zimą Real będzie w stanie pozyskać kogoś sensownego do ofensywy? Poważne kluby rzadko kiedy decydują się na wielkie transfery w połowie sezonu. Najwięksi piłkarze nie są też zbyt skłonni, by zmieniać pracodawcę w trakcie rozgrywek. Niewykluczone więc, że z aktualną kadrą „Królewscy” będą musieli się pomęczyć aż do lata 2019 roku. Pytanie tylko z jakim skutkiem?
Dominik Senkowski