„Klubu ze wsi” – jak są nazywani w swoim kraju – nie sposób nie lubić. Powodów jest kilka. Ale najważniejszy to ten, że zespół z południowo-zachodnich Niemiec wdarł się do wielkiego futbolu w bardzo krótkim czasie. Dzisiaj w Lidze Mistrzów podejmie mocarza z Wysp: Manchester City. To mecz, jakiego w Hoffenheim/Sinsheim jeszcze nie widziano.
Bynajmniej nie chodzi tu o tylko i wyłącznie o klasę rywala. W końcu klub od sezonu 2008/09 staje w szranki się z tuzami Bundesligi, z Bayernem Monachium na czele. W poprzednim roku zaś z Hoffenhiem mierzył się późniejszy finalista Ligi Mistrzów, Liverpool. Wówczas Niemcy przegrali w eliminacjach tych największych rozgrywek klubowych na świecie. Dzisiaj zadebiutują w nich przed własną publicznością. Jako ich pełnoprawny, grupowy uczestnik. W pierwszej kolejce LM zremisowali w Charkowie z Szachtarem Donieck 2 do 2.
Piłkarska historia Hoffenheim to bez wątpienia materiał na niezły wyciskacz łez w stylu „Kopciuszka”. Ale nie będziemy tu przywoływać przecież doskonale znanej baśni. Dość powiedzieć, że jeszcze w 2000 roku ten klub funkcjonował w… piątej lidze. Wszystko zmieniło się po inwestycjach założyciela koncernu oprogramowania SAP i jednego z najbogatszych Niemców Dietmara Hoppa. Jego niezbyt zamożna rodzina pochodziła właśnie z tej liczącej 3272 ludzi wioski, a sam Hopp w przeszłości grał w piłkę. „W mojej młodości piłka nożna była jedyną formą sportu zespołowego, na jaką mogłem sobie pozwolić. Fascynowała mnie od samego początku” – przyznał w jednym z wywiadów. To jego pieniądze, ale i wielkie zaangażowanie uczyniły z Hoffenheim wzór do naśladowania dla innych klubów.
Pod koniec stycznia 2009 roku w nieodległym Sinsheim otwarto ówczesny „główny projekt życia” prezesa: 30-tysięczny, jeden z najnowocześniejszych stadionów w Niemczech Rhein-Neckar Arena, na którym do dziś najczęściej zasiada komplet publiczności. Specyficznej, bo z całego regionu, i złożonej w sporej mierze z rodzin z dziećmi. To tworzy wyjątkowy, niespotykany nigdzie indziej klimat. Sam klub zresztą stara się hołdować jasno określonym zasadom, wedle których milionowe transfery nie wchodzą w grę, a celem nadrzędnym jest wychowanie jak największej liczby własnych piłkarzy. Ośrodek szkoleniowy Hoffenheim zresztą także budzi uzasadniony podziw.
„To klub high-tech. W naszym centrum treningowym jest dosłownie wszystko. Na boisku nr 1 mamy wielki ekran, na którym oceniamy grę naszych rywali, zamiast robić to w salce konferencyjnej. To spore ułatwienie” – powiedział obrońca Havard Nordtveit (bbc.com).
?
Us when #FIFA19 drops… #TSG pic.twitter.com/zEwyTcztCD
— TSG Hoffenheim EN (@achtzehn99_en) September 28, 2018
Gracze dzisiejszego rywala Hoffenheim także mają wymarzone warunki do rozpracowywania przeciwników. Etihad Campus wzniesiono za „skromne” 200 mln funtów, a całość otwartej w 2014 roku bazy „Obywateli” naprawdę robi wrażenie:
W Manchesterze City w ogóle wiele spraw musi być „naj”. Całkiem niedawno gruchnęła wiadomość, że właściciel klubu szejk Mansour bin Zayed Al Nahyan pracuje nad rekordowym transferem. „Daily Mail” podało, że jeszcze tego roku na Etihad miałby pojawić się Kylian Mbappé. Wiedzą Państwo jakim kosztem? 225 mln euro…
Nastoletni francuski mistrz świata z pewnością przydałby się (a komu by się nie przydał?) City. I to pomimo, że gracze Pepa Guardioli w siedmiu spotkaniach Premier League odnieśli sześć zwycięstw i raz (w Wolverhampton) zremisowali. Co jednak szczególnie istotne, nie poradzili na swoim obiekcie z Lyonem, choć przez całe spotkanie mieli wyraźną przewagę. Sensacyjna porażka w pierwszej rundzie Ligi Mistrzów stała się faktem:
Czy i dzisiaj zejdą z boiska jako przegrani? „City nie jest nie do pokonania. Musimy zagrać w uporządkowany sposób i bez presji. Z drugiej strony, zdajemy sobie sprawę, że stajemy przed wielką szansą spełnienia marzeń. Wyjście z grupy pozwoli wskoczyć nam na zupełnie inny poziom” – powiedział Nordtveit.
Kursy w forBET: Hoffenheim – 7.25, remis – 5.50, Manchester City – 1.40.