„Nie spodziewaliśmy się kłopotów w ostatnich meczach, ale dziś stworzyliśmy sobie kilka szans na wygraną. Nie zdołaliśmy jednak zwyciężyć. Musimy poprawić grę w defensywie. Nie może być tak, że w każdym spotkaniu tracimy bramki. Trzeba wzmocnić tę formację, bo to bardzo ważna sprawa” – tak Leo Messi zdiagnozował problem Barcelony po stracie punktów z Athletikiem Bilbao. Nikt nie kwestionuje słów Argentyńczyka, ale większość ekspertów jest zgodna co do innej opinii, której 5-krotny zdobywca Złotej Piłki nie zacytuje w żadnej publicznej wypowiedzi – Barcelona jest za bardzo uzależniona od swojego kapitana.
Albo słowem lepszym (i smutniejszym, w sumie) niż kryzys oraz 'powody do zmartwień' jest "Messidependencia". To jest naprawdę straszne, że zespół z Coutinho, Dembele, Suarezem, i tak dalej., ma na boisku takie problemy bez Messiego, a jego styl gry ulega tak dużej zmianie.
— Jakub Kręcidło (@J_Krecidlo) September 29, 2018
Trudno się nie zgodzić z dziennikarzem „Przeglądu Sportowego”, kiedy zna się przebieg wczorajszego meczu, w którym Barcelona straciła kolejne punkty w tym sezonie. Duma Katalonii przegrywała z Athletikiem Bilbao 0:1 po golu Oscara de Marcosa w 41. minucie meczu. Tuż po przerwie Ernesto Valverde wprowadził Leo Messiego i wtedy tak naprawdę Barca „usiadła” na swoim rywalu. Wynikiem tego była bramka Munira w 84. minucie po podaniu wiadomo kogo. Jeśli jednak spojrzy się na tę bramkę zdamy sobie sprawę, że to co Messi zrobił to coś więcej niż asysta. Niektórzy by nawet rzekli, że Leo strzelił bramkę Munirem.
Termin „Messidependencia” powstał już wiele lat temu. Został on stworzony przez wyznawców teorii, że gdyby nie osoba 30-letniego Argentyńczyka Barcelona nie byłaby tak efektywna. Godziło to w szkółkę i filozofię Blaugrany, więc przy każdej nadarzającej się okazji, większość osób związana z klubem z Katalonii zaprzeczała temu terminowi, przekonując, że – faktycznie Messi jest kozakiem nie z tej ziemi, ale gra Barcy opiera się na filozofii, którą wpaja się dzieciom uczęszczającym do La Masii (nie mylić z La Messi). Jednak takie mecze jak ten wczorajszy zadają kłam tym teorią. Oczywiście – jak to w życiu bywa – można iść dalej w zaparte, twierdząc, że wczorajsza strata punktów była zwyczajnym wypadkiem przy pracy, ale czy aby na pewno?
Prześledziłem wszystkie mecze Barcelony pod wodzą Erneste Valverde w tym i poprzednim sezonie, w których Messi nie rozegrał całego spotkania. Na początku zacznijmy od spotkań, w których Argentyńczyk w ogóle nie pojawił się na boisku.
Na pierwszy rzut leci remis z Celtą Vigo w 1/8 Copa de La Rey w pierwszym spotkaniu zeszłej edycji tego turnieju. W tym przypadku trener Barcelony postawił na rezerwowy skład i widać było, że to nie jest ten poziom, który jest w stanie zagrozić średniakowi La Ligi. W rewanżu postanowił nie kombinować i wystawił „pierwszy garnitur”. Efekt było widać od razu – Blaugrana w pierwszej połowie strzeliła 4 bramki, nie tracąc ani jednej. Messi zanotował dwa trafienia i jedną asystę. Na początku drugiej połowy zdjął Argentyńczyka, wiedząc, że awans do ćwierćfinału rozgrywek jest niezagrożony.
We wcześniejszym etapie tego samego pucharu Barca bez problemów poradziła sobie bez Argentyńczyka na wyjeździe z Realem Murcią 0:3, ale ten mecz przemilczymy, gdyż klasa przeciwnika (3. liga hiszpańska) pozwala nam sądzić, iż niejeden polski zespół (no, może dwa) też by poradził sobie z tej klasy przeciwnikiem. Dlaczego więc nie mogły zrobić tego rezerwy Barcelony? Zresztą w rewanżu potwierdziła się różnica klas i Barcelona bez swojego kapitana powiozła 3-ligowy zespół 5:0.
Płynnie przejdźmy do 37. kolejki La Ligi ubiegłego sezonu, kiedy Barcelona przegrała na wyjeździe z Levante 5:4. Mecz obfitujący w wiele goli, ale przegrany. Tym razem na boisku wyszedł pierwszy garnitur, prócz Leo Messiego. 3 bramki zdobył Coutinho i jedną Suarez. Poza tym w składzie Balugrany mogliśmy zobaczyć takich ofensywnych piłkarzy jak Iniesta, Rakitić czy Dembele. Ten mecz potwierdza wypowiedź Messiego, którą przytoczyłem na początku. Strata pięciu goli to nie jest raczej wynik absencji 30-latka. Kiedy się strzela 4 gole, to z reguły powinno się wygrywać mecz. Tak, to jest kamyczek do ogródka defensywy Blaugrany.
Gdy jeszcze dorzucimy do powyższych przykładów wyjazdowy mecz z Malagą w tej samej kampanii, który Barcelona wygrała 0:2 można na spokojnie odłożyć na bok teorię o „Messidependencii”. Sprawdźmy jednak jak wygląda sytuacja, kiedy Messi wchodzi na boisko w trakcie meczu.
Na początku uderzmy z „grubej rury”, czyli od wyjazdowego meczu z Juventusem w fazie grupowej Ligi Mistrzów w zeszłym sezonie. Messi w tym meczu wchodzi przy stanie 0:0 za Deulofeu w 56. minucie. Wejście Argentyńczyka nie zmieniło wyniku tego spotkania. Pozostając nadal w najlepszej Lidze Świata, weźmy pod lupę mecz ze Sportingiem Lizbona w tym samym sezonie. Messi wszedł na boisko w 61. minucie, czyli 2 minuty po objęciu prowadzenia przez jego klub. Drużyna ze stolicy Portugalii dostała jeszcze jedną bramkę w doliczonym czasie gry.
Wróćmy do La Ligi: w spotkaniu z Realem Sociedad w ostatniej kolejce sezonu 2017/18, Messi wszedł na boisko w 67. minucie za Coutinho – strzelca jedynego gola w tym meczu. 5 kolejek wcześniej również wszedł za Brazylijczyka w 60. minucie spotkania z Celtą Vigo przy stanie 1:1. Mecz zakończył się wynikiem 2:2.
Tak naprawdę jedynym meczem – prócz tego wczorajszego – w którym Messi odwrócił losy spotkania było starcie z Sevillą w 30. kolejce La Ligi 2017/18. Leo wszedł w 58. minucie przy stanie 2:0, a mecz zakończył się remisem 2:2 po niesamowitej końcówce, w której Argentyńczyk strzelił gola, dającego Dumie Katalonii jedno oczko więcej w tabeli hiszpańskiej ligi.
Chcecie wiedzieć za to ile razy Barcelona pod wodzą Erneste Valverde nie wygrywała, kiedy całe spotkanie rozgrywał kapitan Barcelony? Zdarzało się to 14-krotnie. Podczas dwóch przegranych (2:0, 1:3) i remisu (1:1) z Realem Madryt, Messi zdobył 2 bramki, czyli nie zapunktował tylko w jednym meczu. W remisowym starciu z Valencią zaliczył asystę (1:1), a w innym meczu z Chelsea, które zakończyło się takim samym rezultatem, Argentyńczyk strzelił gola. Nie pomógł niestety drużynie w meczach z Romą (3:0) i Atletico Madryt (1:1). To wszystko jeśli chodzi o drużyny z „wyższej półki”.
Jeśli chodzi o mniej klasowe zespoły, Messi nie wpisał się w protokół meczowy z takimi „tuzami” jak Olympiakos (0:0), Espanyol (1:0), czy Getafe (0:0). Pomógł za to swojemu zespołowi w spotkaniach z Leganes (przegrana 2:1, asysta Messiego), Gironą (2:2, gol), Las Palmas (1:1, gol) i w spotkaniu z Celtą Vigo (2:2, gol). Czy Barcelona mogła ugrać mniej w tych spotkaniach bez swojej gwiazdy? I tak, i nie. Tego się nie dowiemy.
Po co mi był ten cały reasearch? Ano po to, by odpowiedzieć sobie i Wam, drodzy czytelnicy, jak to jest faktycznie z tym wpływem Messiego na drużynę. Niewątpliwie, jest to jeden z najlepszych – o ile nie najlepszy – piłkarz w historii piłki nożnej, ale ostatnio jego wkład w poczynania Barcelony jest jak dla mnie przeceniany. Oczywiście, możecie mnie zaatakować, że przecież w „x” meczach strzelał milion razy i nawet niektóre z tych spotkań opisałem powyżej. A co powiecie np. na teorię, że w tych spotkaniach ciężar, który spada na barki Messiego rozłożyłby się na cały zespół? Albo spójrzmy chociaż na reprezentację Argentyny: czy kapitan dał jej tyle ile od niego oczekiwano? Oczywiście, to tylko teoria i można się z nią nie zgodzić. Chciałem tylko pokazać, że w ostatnim czasie nie wszystkie przegrane, czy straty punktów przez Barce są spowodowane tylko i wyłącznie brakiem tego wybitnego piłkarza. Przecież Barca to nie tylko Messi i 10 wieszaków na koszulki.
Dominik Bożek