W Polsce królował niedawno program Azja Express, natomiast wśród wydarzeń sportowych brylowały ostatnie Asian Games. Nikt przy zdrowych zmysłach nie interesowałby się specjalnie młodzieżowymi sportowcami z tego kontynentu, lecz turniejowi towarzyszyło specjalne wydarzenie: o ucieczkę przed wojskiem walczył bowiem Heung – min Son, który musiał zdobyć złoto, aby uniknąć obowiązkowej służby wojskowej dla Korei. Gracz Tottenham dokonał niemożliwego i uratował piłkarską karierę przed pobytem w koszarach.
Szósta armia na świecie, 1,5 roku służby wojskowej i 30 mld dolarów wydanych na modernizację koreańskich sił zbrojnych. Widać wyraźnie, że w Seulu mają nieco poważniejszy stosunek do spraw związanych z armią niż w naszym kraju, zatem ciężko komukolwiek odpuścić, nawet jeżeli jest on wybitnym piłkarzem i liderem swojej reprezentacji. Aby uniknąć pójścia w kamasze trzeba zrobić coś więcej, na przykład awansować do fazy 1/8 finału MŚ w piłce nożnej. Taka okazja nadarzyła się podczas imprezy w Rosji, dlatego z perspektywy czasu wszyscy rozumiemy łzy, jakie pojawiły się na twarzy gracza Spurs, gdy odpadał on z mundialu już na etapie fazy grupowej. Pozostawała jednak nadzieja – Tottenham pozwolił swojemu piłkarzowi opuścić początek sezonu, aby ten powalczył o złoto na Asian Games, które także zapewniłoby Sonowi zwolnienie z przymusowej służby wojskowej.
Początek turnieju był naprawdę gorący – mimo miażdżącej wygranej 6:0 z Bahrajnem, porażka 1:2 z Malezją sprawiła, że o wszystko przyszło walczyć z Kirgistanem. Od przegranej było bardzo daleko i nawet remis dawał Korei awans, lecz niezwykle ujmujące było zwycięstwo w tym meczu 1:0, szczególnie, że do siatki trafił właśnie Son. Gładka wygrana z Iranem (2:0) w kolejnej rundzie w żadnym stopniu nie zwiastowała dreszczowca, który dla piłkarza Kogutów miał wydarzyć się w starciu przeciwko Uzbekistanowi. Regulaminowy czas gry nie przyniósł rozstrzygnięcia, odpowiedzi nie dała także dogrywka, dlatego o wszystkim decydowały rzuty karne. Ostatnia jedenastka, która decydowała o ewentualnej wygranej Koreańczyków była dla Sona tak ogromnym ciężarem psychicznym, że nie dał on rady patrzyć na jej wykonanie. Ku jego ogromnej radości strzał okazał się celny, a Korea znalazła się już w półfinale turnieju. Przeciwko Wietnamowi było już o wiele lżej, udało się wygrać 3:1, zatem do wygrania pozostał tylko finał, w którym rywalami byli Japończycy.
Son Heung-min couldn't even watch South Korea's penalty in the 118th minute.
If they don't win the tournament, he has to return to South Korea and do 2 years in the military.
They scored. They're in the Semi-Final. ? pic.twitter.com/hOFoM4p0xj
— Soccer Memes (@SoccerMemes) August 28, 2018
Patrząc naprawdę obiektywnie, to był kawał niezwykle emocjonującego starcia. Jeżeli jeszcze dodamy rangę tego pojedynku, to właściwie ekscytować mógł każdy scenariusz, w którym Korea wciąż pozostaje bez gola – a taki stan rzeczy utrzymał się przez 90 minut gry. W dogrywce przyszło jednak przełamanie, Koreańczycy zdobyli dwa trafienia, a Japończycy zdołali odpowiedzieć zaledwie jednym. Złoty medal trafił do Sona i jego kolegów, a on wreszcie mógł powiedzieć, że dokonał niemożliwego i oszukał przeznaczenie. W tym przypadku nie było podziałów na sympatie klubowe, bo każdy (normalny) kibic piłki nożnej chce, aby ktoś kto potrafi grać w piłkę nożną, robił to jak najdłużej. Jasne, że przy tej okazji pojawiały się mniej lub bardziej śmieszne memy, które nieco szydziły z całej sytuacji, lecz wydaje mi się, że prawdziwy fan futbolu, w głębi serca, zawsze był po stronie Sona. Prawda jest bowiem taka, że gdy nie miejsce w którym się urodził, nie musiałby specjalnie przejmować obowiązkową służbą wojskową, a mógł w pełni pomagać swojej drużynie w starciach inaugurujących rozgrywki Premier League.
So happy for him. Well done, Heung Min Son. ❤️pic.twitter.com/kPWWgrCGC3
— Denis ❁ (@Deninstagram) September 1, 2018
Przypadek Sona pokazuje, że dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Na pochwałę zasługuje nie tylko zachowanie piłkarza, ale przede wszystkim postawa klubu, który doskonale zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Włodarze Spurs mogli przecież wyjść z założenia, że dużo ważniejszy jest dla nich start Premier League, a Son niech raczej martwi się sam o siebie, bo przecież każdego gracza można zawsze zastąpić. Ekipa z północnego Londynu pokazała jednak, jak bardzo zależy im na skrzydłowym i może to się dla nich odpłacić z niesamowitą nawiązką. Dla Sona takie wydarzenie powinno być ogromnym bodźcem do jeszcze lepszej gry na boiskach Premier League. Bo jak oszukałeś przeznaczenie, to przecież możesz już wszystko!
Karol Czyżewski