Przegląd Sportowy alarmuje, że Legia Warszawa ma wielkie problemy z frekwencją na trybunach. Nic dziwnego, skoro stołeczny klub nie robi prawie nic, by zachęcić ludzi do przyjścia na trybuny.
Jak informuje PS, na ostatnim meczu na Łazienkowskiej z Wisłą Płock przyszło najmniej kibiców od grudnia 2015 roku. Ciekawe, ilu z nich wróci na stadionie Legii po tym, co zobaczyli w tamtym spotkaniu („Wojskowi” przegrali z Wisłą 1:4). Jednak w moim odczuciu nie tylko słabe wyniki sprawiają, że na trybunach przy Łazienkowskiej rzadko kiedy notowany jest komplet publiczności.
Legia chwali się rozwiniętym działem marketingowym, tylko że jego działania są nieskuteczne. Przez lata nie udało się wytworzyć w Warszawie swoistej „mody na Legię”. Nie pomógł nowy stadion, występy w europejskich pucharach. Na najciekawszy mecz od wielu lat z Realem Madryt nikt nie mógł wejść, bo UEFA zamknęła stadion z powodu zachowań kiboli. To był cios nie tylko w tamtym dniu meczowym, ale i wizerunkowy na lata. Praktycznie każdy, kto żyje w stolicy Polski, słyszał o Legii Warszawa. Ale wielu nie było nigdy na jej stadionie i nie zamierza tego zmieniać. Legia kojarzona jest wciąż z kibolstwem i chamstwem na trybunach. Czy niesłusznie? W dużej mierze słusznie, bo klub sam zapracował na takie jego postrzeganie. Nie tylko za granicą, ale i w oczach mieszkańców Warszawy.
Łatwo zwalić aktualne problemy z frekwencją na słabe rezultaty. Ale przecież ekipa z Łazienkowskiej w ostatnich latach regularnie sięga po mistrzostwo Polski. Jest zdecydowanie najbogatszym klubem w kraju. Z wielkimi tradycjami, historią. Mimo to wcale nie zachęca to ludzi do przyjścia na jej stadion. Mimo, że w Warszawie Legia praktycznie nie ma konkurencji na polu drużyn sportowych. Z piłkarskich jedynie ona występuje w Ekstraklasie. Ponadto jest jeszcze tylko siatkarska ekipa Onico Warszawa, która od niedawna rozwija się bardzo prężnie. Ale dobrze wiemy, że siatką pasjonują się głównie kibice reprezentacyjni. A klubowa siatkówka nigdy nie dorówna w zakresie popularności naszej rodzimej klubowej piłce nożnej. Legia nie musi walczyć o kibica z żadną Polonią, Onico, zespołem piłki ręcznej czy koszykówki. A mimo to nie potrafi przyciągnąć fanów na mecz.
Chociaż drużyna z Łazienkowskiej zdobywa ostatnio regularnie mistrzostwo Polski, to jednak czyni to w sposób mało przekonujący. Tytuły zapewnia sobie w ostatniej kolejce. Dla samych takich emocji kibic na stadion nie przyjdzie. W domu ma Eleven, Canal Plus i woli zobaczyć piłkę zagraniczną na dobrym poziomie, niż rodzime kopanie się po czołach. Legia nie gra ładnie, nie ma swojego stylu. Nawet jeśli wygra, to głównie dzięki słabości rywali, a nie za sprawą swojej wielkości.
Nie pomaga też to, że Legia nie mają w swoim składzie żadnym interesujących piłkarzy. Nie dla nas dziennikarzy, nie dla kibiców śledzących jej wyniki, tylko dla przeciętnego mieszkańca stolicy. Nawet jeśli jej styl nie powala, to mogłaby mieć jedno głośne nazwisko (w formie!), które dawałoby podczas każdego meczu swój indywidualny spektakl. Takim graczem był np. Danijel Ljuboja. Eduardo okazał się jednak nie wypałem. Co też ważne, Legia jest najlepsza, ale w lidze cienkiej jak dupa węża. Ekstraklasa nie jest dobrze oceniana, raczej wyśmiewana. Ligowi rywale legionistów są od nich jeszcze słabsi. Nie działa więc mechanizm, że ok – nie chcę oglądać samej Legii, ale przyjeżdża na Łazienkowską Lech lub Wisła Kraków, na które chciałbym popatrzeć. Dla przeciwnika na Ł3 praktycznie się nie chodzi, bo nie ma na co. Wyjątkiem są występy w europejskich pucharach, ale w ostatnich dwóch sezonach nie udało się awansować do faz grupowych żadnych rozgrywek, więc nie przyjechał do Warszawy żaden Sporting czy Real. Zresztą niewykluczone, że znów zagrałby przy pustych trybunach.
Z jednej strony Legia nie musi konkurować w stolicy z żadnym innym sportowym klubem o widza. Z drugiej powinna mieć świadomość, że pochodzi z Warszawy. Największego miasta w Polsce, w którym ludzie mają w każdy weekend w ofercie bardzo dużo rozrywek. Jeśli nie wybiorą meczu piłki nożnej, to mogą iść do kina, do teatru, na koncert, nad Wisłę, do klubu i w setki innych miejsc. Jeśli nie chcesz siedzieć na Żylecie (a wielu nie chce), to na sensowne miejsca na trybunach musisz często wydać tyle, ile za spektakl w dobrym teatrze. W tej cenie można też zobaczyć dwa filmy w kinie (latem funkcjonują również kina letnie, które są darmowe).
Na stadionie Legii jest ostatnio dosyć bezpiecznie, ale gęby kikolskiej nie jest łatwo się pozbyć. Pamiętamy jak w poprzednim sezonie piłkarze zostali pobici przez „zagorzałych fanów” po porażce w Poznaniu z Lechem. Taka wiadomość idzie w świat, roznosi się po całym kraju, tym bardziej po Warszawie. Ludzie, którzy nie pasjonują się jakoś wybitnie piłką nożną, nie są fanami Legii, nie przyjdą długo na Łazienkowską po tym, jak usłyszeli, że zawodnicy zostali sprani przez kiboli.
Sportowo Legia jest w naszym kraju wciąż na szczycie. Ale wizerunkowo moim zdaniem leży na dnie. Dopóki działacze „Wojskowych” tego nie zrozumieją, dopóty komplet publiczności będzie widywany przy Ł3 tak rzadko, jak rzadko ostatnio legioniści notują pozytywne rezultaty.
Dominik Senkowski