Znowu głośno o Bundeslidze, niekoniecznie tym razem z powodów sportowych. Cały problem rozpoczął się wokół akcji Wolfsburga – klub rozpoczął kampanię przeciwko dyskryminacji mniejszości seksualnych w Niemczech. Jej przejawem miało być wyjście kapitanów drużyn męskiej oraz żeńskiej z tęczowymi opaskami na ramieniu. I wszystko pewnie byłoby w porządku, gdyby nie Josip Brekalo – zawodnik stanowczo sprzeciwia się akcji twierdząc, że nie idzie ona w parze z jego katolickimi wartościami. Media z miejsca okrzyknęły gracza „HOMOFOBEM”.
To znowu ta śmieszna sytuacja, w której chcemy koniecznie podpromować jakąś popularną politycznie grupę, bo takie akcje są bardzo dobrze łykane przez postępowe media. Doskonale przekonali się o tym fani Premier League, którzy także byli świadkami swoistej promocji tęczowych flag, w imię walki o pięknie brzmiące wartości. Nie chcę tutaj oceniać, czy są to zasadne akcje, czy też nie, bo musielibyśmy wejść na bardzo mocne pole polityki, martwi natomiast reakcja mediów, które z miejsca nazwały Brekalo HOMOFOBEM, podczas gdy on tylko zamanifestował wartości, które nijak mają się do tego typu eventów. Bo taki jest właśnie dzisiejszy świat – zakłamany, obdarty ze wszelkich autorytetów czy zasad moralnych, mówiący: „AHA, NIE ROBISZ TEGO I TEGO – CZYLI JESTEŚ HOMOFOBEM/ FASZYSTĄ”. I nie przekonują mnie kompletnie słowa typu: „Ale on w hierarchii kapitanów Wolfsburga był bardzo daleko, więc nie groziło mu założenie tęczowej opaski, to po co się wypowiadał”. Jeżeli ktoś w coś wierzy, czuje się z tym mocno związany, to dlaczego nie ma prawa tego zamanifestować w drugą stronę? Doszliśmy do bardzo niebezpiecznego momentu, który znamy z szeroko pojętego życia politycznego – tylko jedna strona jest poprawna, jeżeli natomiast reprezentujesz drugą, to jesteś wręcz obdarty z prawa do egzystencji. Niby nikogo nie krzywdzisz, bo tylko bronisz tego, w czym wyrosłeś, ale skoro nie jesteś z nami, to jesteś przeciwko nam, więc musimy cię doszczętnie zniszczyć.
Josip Brekalo (Wolfsburg) odmówił założenia opaski, która miała symbolizować poparcie dla środowisk LGBT, ponieważ "nie pozwala mu na to jego katolicka wiara i wychowanie". pic.twitter.com/tEMirzQ9tj
— Avanti Ultras (@avanti_ultras89) August 27, 2018
Portal Sport.pl porównał ten przypadek do „Dnia Pamięci” w Anglii i sytuacji z Jamesem McCleanem, który odmówił noszenia na swojej koszulce meczowej symbolu maku. Zawodnik tłumaczył to faktem, że ten dzień kojarzy mu się z angielskimi żołnierzami, którzy brali udział także w innych działaniach wojennych, a on sam pochodzi z Derry, gdzie w 1974 zginęło 14 osób. Sam twierdził, że angielscy wojskowi kojarzą mu się także z działaniami, które siały pustoszenie w jego mieście, więc nie byłby w stanie działać wbrew samemu sobie. Bardziej od studium przypadku chciałbym jednak zastanowić się, dlaczego właśnie ten przypadek wybrano do zestawienia sytuacji z Josipem Brekkalo? Nie rozumiem za bardzo, co mają uwarunkowania historyczne do kwestii światopoglądowych i jak można zestawić ze sobą akurat te dwie sytuacje? Bo ja mam akurat lepszy przykład – pamiętacie, gdy po zdobyciu Ligi Mistrzów przez Barcelonę Neymar podnosił trofeum w opasce: „100% Jesus”? Gdy ogłaszano nominację do decydującej trójki, która powalczy o zdobycie Złotej Płki wzięto to samo zdjęcie, lecz napis usunięto. To może to zestawmy – że dzisiaj możemy bronić tylko jednej strony, która dla wszystkich przedstawiana jest jako nowoczesna, postępowa, a nie chodzi tutaj wcale o jakąś dyskryminację, równość, tolerancję tylko uprawianie czystej polityki, tym razem wykorzystując do tego futbol.
– Muzułmański piłkarz nie podaje ręki prezenterce TV, bo to sprzeczne z jego religią – w mediach raczej cisza, ma prawo.
– Chrześcijański piłkarz odmawia założenia tęczowej opaski, bo to sprzeczne z jego religią – wielkie larum, homofob, świat się wali.
No tak.
— Monika Wantoła (@mwantola) August 29, 2018
Nie chcę przesadnie uderzać w ogół ligi, czy całe środowisko piłkarskie w Niemczech, bo wiem, że była to tylko i wyłącznie decyzja klubu, więc trudno obwiniać za nią, chociażby, władze ligi. Rozumiem również wszelkie problemy, z którymi może się zmierzyć takie czy inne środowisko. Bardziej smuci mnie jednak fakt, że z jednej strony walka o zaprzestanie dyskryminację i równość osiąga efekt odwrotny, bo oto byliśmy świadkami nietolerancji i dyskryminacji piłkarza, który niekoniecznie wyrósł w postępowym, nowoczesnym i na wszystko pozwalającym otoczeniu, tylko ma żelazne zasady, których nie pozwala złamać. I to nie oznacza, tym samym, że dyskryminuje on środowiska homoseksualne – ja bym powiedział, że okazał im on najwięcej szacunku ze wszystkim, bo faktycznie wziął je na poważnie i powiedział, że z tego powodu nie może zgodzić się na ich wspieranie. W moim odczuciu środowisko piłkarskie powinno wystrzegać się wszelkich tarć, a skupić raczej wokół globalnych problemów, wobec których każdy (zdrowo myślący) człowiek ma podobne zdanie (wojny, walka z kataklizmami itp.), aniżeli na siłę próbować manifestować czy promować taką, a nie inną grupę wartości. A jeżeli już to robi, niech będzie w tym konsekwentnym, bez faworyzowania konkretnego środowiska oraz pozwoli się wypowiedzieć każdemu z przedstawicieli, nawet nieprzychylnie odnoszących się do danej inicjatywy. Bo jeżeli chcemy walczyć z dyskryminacją, nie możemy sami jej praktykować…
Karol Czyżewski