W związku ze zbliżającym się końcem okienka transferowego w Europie, coraz częściej mamy do czynienia z opiniami nt. wartości danego piłkarza bądź sportowca. Większość ludzi lubi zaglądać do cudzych łóżek i portfelów, mimo, że mało kto się do tego przyzna. Uważam jednak, że często przy tych wycenach zapominamy o fundamentalnej zasadzie: „jesteś tyle warty ile ktoś jest w stanie za Ciebie zapłacić”.
Legia Warszawa ostatniego okresu nie może zaliczyć do udanych. Ba, Dariusz Mioduski musi się uporać z największym kryzysem odkąd postanowił „bawić się” w piłkarski biznes. Klub z Łazienkowskiej 3. musi załatać dziurę budżetową, która powstała w wyniku braku awansu do fazy grupowej europejskich pucharów drugi rok z rzędu. Włodarze Wojskowych wpadli na pomysł, żeby załatać tę „dziurę” pieniędzmi ze sprzedaży któregoś z zawodników. Wybór piłkarza, na którym Mistrz Polski chciałby zarobić dosyć pokaźną sumę pieniędzy jest oczywisty. Sebastian Szymański w mojej ocenie nie pokazał w seniorskiej piłce tyle na ile się go wycenia. Ponoć włodarze klubu ze Stolicy za 19-latka chcieliby dostać 7 milionów euro. W rosyjskich mediach pojawiła się opinia jednego z dziennikarzy „Weszło” w związku z zainteresowaniem CSKA młodym zawodnikiem. Weszlak stwierdził, iż nie dałby 7 milionów za kartę tego zawodnika. Część kibiców Legii zaczęła po raz kolejny oskarżać portal o to, że działa na niekorzyść klubu. A „Weszło” zaczęło w swoim stylu szydzić z takich opinii, twierdząc, że Prezesi dużych klubów piłkarskich patrzą na różne aspekty przy kupnie nowego zawodnika, ale na pewno nie patrzą na opinię pierwszego lepszego dziennikarzyny. Z drugiej strony, widać jak na dłoni, że wspomnianemu portalowi nie jest po drodze z Mioduskim i raczej wątpię, żeby w rosyjskich mediach pojawił taki osąd, gdyby za sterami Legii był Bogusław Leśnodorski.
Jeżeli CSKA nie kupi Szymańskiego to nie dlatego, że ich nie stać i nie dlatego, że ktoś z Polski powiedział, iż nie dałby tyle za tego zawodnika. Jeśli klub z Moskwy nie da tych 7 milionów euro, to tylko dlatego, iż uważa, że zawodnik nie jest tyle wart. Tak samo jak nikt nie chce dać za Michała Pazdana jakiejś śmiesznej kwoty (umówmy się, że 2 miliony euro w Zachodnich ligach nie jest poważną sumą). Mija piąte okienko transferowe po rewelacyjnym w wykonaniu 30-latka Euro 2016 i nadal nie znalazł się chętny na przekazanie satysfakcjonującej sumy klubowi z Łazienkowskiej. I to nie dlatego, że jego cena jest zaporowa, a dlatego, iż raczej mało kto chce w zespole tak niskiego i wiekowego obrońcę. Mówi się, że przez to Pazdan jest niesprzedawalny i kolejny dobry sezon w jego wykonaniu raczej nie zmieni tego stanu rzeczy. Czy Pazdan albo Legia mają prawo w takim wypadku obrażać się na rzeczywistość?
Agnieszka Radwańska odpadła z pierwszej rundy US Open i – jak zwykle przy takich okazjach – pojawiło się mnóstwo krytycznych głosów nt. jej postawy. Oczywiście, wśród merytorycznych opinii pojawiały się populizmy typu: „jak to możliwe, że ona zarobiła tyle pieniędzy w tym sporcie?” Ano, możliwe. Isia nikogo nie okradała zgarniając 90 milionów z samych kortów (wg. wydania „Super Ekspresu” z 2016 roku), będąc przy tym najwyżej nr. 2 w rankingu WTA. Co więcej, mimo tego, że Krakowianka nie wzbudza już zainteresowania wśród fanów tenisa na całym Świecie, to nadal może liczyć na pokaźne kontrakty reklamowe w Polsce. Ktoś zapyta „z jakiej paki skoro nic nie gra od tylu lat?”. Odpowiedź na to pytanie jest prosta – bo ktoś jest w stanie wyłożyć na to pieniądze. Uwierzcie mi, gdyby nazwisko Radwańska nie byłoby nic warte, to oferty by się nie pojawiały. Reklamodawcy to nie są fundacje, które wspierają finansowo nadzwyczaj bogatych sportowców. Możemy wołać o pomstę do nieba, kiedy widzimy zarobki lekkoatletów, którzy rozsławiają nasz kraj na całym globie, ale to nic nie zmieni. Wybitny lekkoatleta nie jest warty tyle ile słaba Radwańska.
Piłkarze w Polsce grają słabo, więc należy ich oskubać z kasy?
Tak samo, można zastanawiać się nad fenomenem Kamila Grosickiego. Za granicą nie osiągnął nic. Obecnie próbują go wypchnąć z drugoligowego Hull City. Od wielu lat Grosik bezskutecznie puka do bram Premier League, w której chciałby zadomowić się na stałe, a nie tak jak podczas początków jego przygody w ekipie Tygrysów. Kiedyś jeden z jego menadżerów powiedział, że cena reprezentanta Polski jest zaporowa dla niektórych klubów z Premier League. Już na same wspomnienie tej wypowiedzi chce mi się śmiać. No bo, zastanówmy się: czy gdyby jakiś klub z ligi, gdzie podciera się stoma funtami, chciał Grosika, to nie mógłby za niego wyłożyć te parę milinów? Mógłby. Tak jak robią to duże firmy znad Wisły, które raz po raz proponują mu wysokie kontrakty reklamowe.
A Turbo mógłby przecież przejść do takiego Leichester City, które niegdyś wyłożyło rekordową – jak na ekstraklasowe warunki – sumę za Bartosza Kapustkę, po czym bez żalu odesłało go do drużyny rezerw. Wątpię, żeby włodarze Lisów pluli sobie w brodę przez ten ruch, bo te dla nas ogromne pieniądze nie są dla nich niczym wielkim. Ot, kolejna suma wydana na młodego, zdolnego. Grosik młody nie jest, to nie chcą za niego dać porównywalnej sumy. Proste.
Ostatnio w świecie sportów walki doszło do specyficznej gali w Manchesterze, gdzie między linami stanęli naprzeciw siebie znani youtuberzy. Wybaczcie, ale nie będę się w ten temat za bardzo wgłębiać. Chcę tylko zwrócić uwagę na głosy środowiska, które nazywają te zdarzenie „haniebnym”. Ja bym nawet poszedł dalej i w ogóle bym się tym nie zajmował. Jeżeli jednak znalazło się 15 tysięcy osób, które kupiło bilet na te wydarzenie, to oznacza, że się po prostu opłaca robić takie eventy. Kto wie, może któryś z youtuberów przez udział w czymś takim zachęci swoich followersów do prześledzenia jakże bogatej historii sportów walki? Nie zwalczałbym bym tego jednak, tak jak niektórzy próbują to zrobić z Fame MMA, które coraz śmielej sobie radzi na naszym podwórku. Sam nie oglądam i nie śledzę tych walk, ale jestem daleki od tego, żeby to krytykować, bo:
a) jeśli jest zapotrzebowanie na takie gale, to czemu nie udostępnić tego zainteresowanym?
b) pisząc i rozmawiając o tym, robimy temu reklamę (tak samo jak w tym momencie)
Dlatego też dajmy ludziom zarabiać w uczciwy sposób i nie burzmy się, że znajdują się chętni, żeby dofinansować niezbyt dobrych sportowców.
Dominik Bożek