Legia Warszawa znów szuka trenera. Przedstawiamy zestaw cech, jakimi taki szkoleniowiec powinien dysponować, żeby za pół roku stołeczni działacze nie musieli się z nim pożegnać.
1. Doświadczenie
Warto byłoby wreszcie postawić na trenera, który zebrał już jakieś doświadczenie w swoim fachu. A – i koniecznie w seniorskiej piłce męskiej. Nie jedynie w juniorach (Jozak) czy w futbolu kobiecym (Klafurić). Jeśli Legia rzeczywiście chce mierzyć wysoko – a nie tylko gadać na ten temat – to musi wreszcie zatrudnić fachowca. Najlepiej takiego, który miał już okazję pracować na Zachodzie, a wciąż jest na dorobku. Polska liga daje możliwości wybicia się tym, którzy rzeczywiście tego chcą. Średnio-młody, głodny wyzwań i poukładany – gdyby taki opis na trenerskim Tinderze wpadł w ręce działaczy Legii, to powinni oni natychmiast przesunąć kciukiem w prawo.
2. Dobry psycholog
Stery w Legii należały już do szkoleniowców, którzy byli dobrymi taktykami, teoretykami futbolu, byłymi świetnymi piłkarzami, ale najlepszym kandydatem na to gorące stanowisko byłby dobry trener-psycholog. Ze sferą mentalną piłkarze z Łazienkowskiej mają bowiem największy problem. Wielu z nich nie potrafi pokazywać (a już na pewno regularnie) tych umiejętności na boisku, które w nich drzemią. Trzeba do nich dotrzeć, porozmawiać, przekonać i ciągle rozmawiać. Miękkie umiejętności interpersonalne byłyby na wagę złota. Dlatego Legia powinna szukać w nowym opiekunie przede wszystkim mądrego psychologa, a dopiero później np. znawcę wszystkich piłkarskich taktyk.
Chciałbym trenera ze zmysłem taktycznym, profesjonalizmem i asystentami Berga (zwłaszcza wczesnego!), charyzmą Czerczesowa, Vadisem Hasiego, etyką i legijną tożsamością Magiery, nawijką Jozaka i skromnością Klafa. Poproszę.
— Marcin Żuk (@MZukMarmar) August 2, 2018
3. Zapanować nad drużyną
Nowy trener musi umieć okiełznać wszystkie charaktery występujące w Legii. Tamtejsi piłkarze przyzwyczaili się już do tego, że zwalniają kolejnych opiekunów. Ostatnio nawet kapitan Miroslav Radović wypalił w pomeczowym wywiadzie, że za długo jest na Łazienkowskiej, by nie wiedzieć, kto pierwszy po porażce traci w Legii pracę. Jasna insynuacja. Nie jest łatwo pracować z takimi zawodnikami. Dlatego potrzeba fachowca, który będzie wiedział jak do nich podejść. Nie trzeba brać ich koniecznie za mordę (jak chciałoby wielu kibiców), ale trzeba wyznaczyć odpowiednie zasady współpracy i ich przestrzegać. Trener musi być szefem, który ma posłuch w drużynie.
4. Zmieniać system gry? Tylko z głową
Jeśli już koniecznie Legia chce podążać śladem najnowszych futbolowych trendów i grać trójką w obronie, to niech to robi z głową. Ściągnie w tym celu odpowiednich piłkarzy, wyćwiczy to ustawienie przez pół roku na treningach. A nie, że nagle zmienia system na trzech defensorów i jakoś to będzie. Ostatnie tygodnie na Łazienkowskiej pokazały, że takie myślenie prowadzi do niczego. Generalnie polscy gracze/zespoły/reprezentacja od lat najlepiej czują się w ustawieniu z czwórką obrońców. Można na tym polu dokonywać zmian, ale należy to czynić ROZSĄDNIE. Stopniowo. Na mundialu w Rosji Maciej Rybus powiedział szczerze, że tak kombinowali z ustawieniami, że sami zawodnicy się w tym pogubili. Legioniści czuli się ostatnio pewnie podobnie.
5. Bez ściemniania z młodzieżą
Legia miała stać młodymi zawodnikami. Akademia miała dostarczać co rusz nowe talenty, które będą stanowić o sile pierwszego zespołu. To marzenie Dariusz Mioduskiego wciąż czeka na zrealizowanie. Niektórzy młodzi grają – np. Mateusz Wieteska – ale jego akurat pamiętać będę tylko z wypowiedzi po meczu w Trnawie. Otóż legionista przyznał, że „za bardzo się otworzyliśmy w pierwszym spotkaniu w Warszawie i dlatego odpadliśmy”. Kuriozalna wypowiedź, która pokazuje, że nie tylko starsze pokolenie piłkarzy ma u nas problem z odpowiednim podejściem do piłki. Młoda generacja rośnie taka sama.
Nowy trener powinien przyjść na Łazienkowską, ocenić kto z młodzieży nadaje się do gry, a kto nie i jasno to przedstawić. Ogłosić, że albo nie ma talentów, które są warte rozwijania w pierwszym zespole, albo są i będzie na nie regularnie stawiał. Bo na razie to jest od przypadku do przypadku. Sebastian Szymański podobno taki zdolny, a rewanż ze Spartakiem przesiedział na ławce. Wieteska dzisiaj gra, ale niewykluczone, że po kolejnych słabszych występach wyląduje w głębokiej rezerwie. Podobnie może być z Mateuszem Żyro. Brak ciągłości w stawianiu na żółtodziobów razi od lat i ktoś powinien wreszcie to uporządkować.
6. Wpływ na transfery
Dobrze by było, żeby nowy szkoleniowiec mistrza Polski móc mieć realny głos w dyskusji nad nowymi transferami. To nie może być załatwiane poza jego głową. Żaden rozsądnie myślący trener nie pozwoli na to, by w jednym zimowym okienku transferowym (krótkim przecież!) przyszło do zespołu aż 10 nowych zawodników. Chaos panujący na Łazienkowskiej w lutym i w marcu tego roku był niepojęty. A, że z tego wszystkiego ostatecznie zrodziło się mistrzostwo Polski? Cóż, to tylko świadczy o poziomie naszej Ekstraklasy. Kupowanie hurtowo piłkarzy bez ładu i składu na polską ligę starcza, ale właśnie się przekonaliśmy, że na Europę już nie.
7. Pomysł na europejskie rozgrywki
Nie oszukujmy się – dla Legii zdobycie w Polsce tytułu mistrzowskiego to żaden wyczyn. Przy takim budżecie i klasie zawodników to praktycznie obowiązek. I nie potrzeba do tego żadnego poważnego szkoleniowca, co udowodnił ostatni sezon, gdy w maju stery objął Klafurić. W dwumeczu ze Spartakiem Trnava jego umiejętności zostały brutalnie zweryfikowane i potwierdziły się przypuszczenia, że to nie dzięki niemu „Wojskowi” sięgnęli po majstra. Legia może mieć za trenera nawet kota w butach, a i tak wygra Ekstraklasę. Co innego w pucharach.
To w nich opiekun stołecznej drużyny ma zwykle okazję, by zaprezentować swój kunszt trenerski. Potrzeba kogoś, kto będzie miał pomysł na drużynę w Europie. Jak ją ustawić przeciwko trudniejszym rywalom, jak ją przygotować i przede wszystkim ZMOBILIZOWAĆ do walki w pierwszych rundach eliminacji. Bez tego warszawski klub dalej nie pojedzie. Nie rozwinie się. Będzie wiecznie królem własnego podwórka. A przecież aspiracje Mioduskiego i pozostałych działaczy są chyba większe?
Dominik Senkowski