Reprezentacja Trójkolorowych w Rosji drugi raz w historii sięgnęła po tytuł mistrzów świata. Didier Deschamps dokonał rzeczy wyjątkowej – sięgnął po Puchar Świata jako piłkarz i trener. Przed nim tej sztuki dokonali tylko dwaj ludzie: Niemiec Franz Beckenbauer i Brazylijczyk Mario Zagallo.
Drużynę Deschampsa z 2018 roku, co nie może dziwić, porównuje się z tą, w której był kapitanem 20 lat temu. My nie będziemy tego robić. Postaramy się za to przypomnieć Państwu najciekawsze momenty z mistrzostw we Francji. Oj, a było ich trochę. Ten mundial pod wieloma względami był jak z bajki, choć dla niektórych okazał się koszmarem. Tak, czy inaczej do dziś budzi silne emocje wśród fanów piłki nożnej. Czysto piłkarska gorączka opanowała także nasz kraj, choć Polacy trzeci raz z rzędu nie awansowali do mistrzostw.
Skala tej imprezy była czymś dotąd niespotykanym. Pierwszy raz w MŚ wzięły udział 32 drużyny narodowe. Mecz finałowy przed telewizorami oglądało ponad 2 miliardy ludzi na całym świecie! Rewolucja internetowa dopiero się zaczynała. Tak, tak, to był jeszcze ten czas, w którym mnóstwo dzieciaków na klepiskach próbowało naśladować swoich ulubionych piłkarzy. Tworzyły się podwórkowe frakcje – jedni byli za Holendrami, drudzy kibicowali Hiszpanom, jeszcze inni woleli Argentyńczyków itp.
Jednak niemal każdy skupiał swoją na uwagę na tym jednym, absolutnie wyjątkowym 22-letnim wówczas brazylijskim geniuszu: Luisie Nazario de Lima, czyli po prostu Ronaldo.
Mundial we Francji to nie tylko Ronaldo, choć niewątpliwie to on był jego głównym bohaterem. Nie brakowało postaci tyleż pomnikowych, co ekscentrycznych, by wymienić tu choćby bramkarzy Paragwaju Jose Luisa Chilaverta, czy Meksyku Jorge Camposa. Świetną reprezentację Danii napędzali bracia Brian i Michael Laudrupowie. W fazie grupowej zaskoczyli Nigeryjczycy, który niespodziewanie 3:2 pokonali Hiszpanów i ich kosztem awansowali do 1/8 finału. Brak w tym gronie naszpikowanej gwiazdami (Raul, Luis Enrique, Fernando Morientes…) kadry hiszpańskiej to niespodzianka może tylko ciut mniejsza od tegorocznego blamażu Niemców. Zresztą i wtedy nasi zachodni sąsiedzi zostali upokorzeni – w ćwierćfinale 3 do 0 ograli ich fantastyczni Chorwaci.
Chorwaci? No tak, to właśnie we Francji debiutująca w MŚ Hrvatska była „czarnym koniem” i wywalczyła brązowy medal, co było rewelacyjnym wynikiem, a co w Rosji udało się poprawić. Ich liderem był Davor Suker, który z sześcioma golami został królem strzelców imprezy, wyprzedzając takich snajperów jak Argentyńczyk Gabriel Batistuta i Włoch Christan Vieri. To właśnie trafienie Sukera w 1/4 finału ostatecznie skończyło reprezentacyjną karierę Lothara Matthaeusa. Legendarny niemiecki obrońca brał udział w pięciu MŚ – wystąpił łącznie w aż 25 meczach.
Podczas francuskiego mundialu nie zabrakło także okołosportowych zaskoczeń. Piłkarsko wielce utalentowana reprezentacja Rumunii postanowiła zabłysnąć blond-fryzurami…
…a Irańczycy przed meczem w Lyonie ofiarowali Amerykanom białe kwiaty (symbol pokoju) oraz stanęli do wspólnego zdjęcia. Czemu to takie dziwne? Bo oba kraje od czasu rewolucji islamskiej w 1979 roku do dziś pozostają ze sobą w napiętych relacjach, a USA jest często nazywane w Iranie „Wielkim Szatanem”. Gesty te miały obniżyć temperaturę spotkania drużyn z dwóch zwaśnionych krajów.
Ale wróćmy do futbolu. W fazie pucharowej bodaj najbardziej pasjonujące widowiska były udziałem Argentyńczyków. W 1/8 finału na stadionie w Saint-Etienne doszło do – skoro już i tak nadepnęliśmy temat styku sportu i polityki – piłkarskiej części „Wojny o Falklandy”. Tak bowiem anonsowano starcie Albicelestes z Anglikami.
Kibice nie zawiedli się. Już po 16. minutach padły trzy bramki, a jedna była autorstwa znakomitego młokosa: wtedy 18-letniego Michaela Owena. To właśnie we Francji na dobre wybuchł jego talent, to właśnie w nim na Wyspach upatrywano piłkarskiego „zbawcę”, zdolnego zaprowadzić Anglików do finału MŚ. Tak się jednak nie stało. Czemu? Całą winę przypisano Davidowi Beckhamowi, który na początku drugiej połowy po kopnięciu Diego Simeone wyleciał z boiska. „Dziesięciu lwów i głupek” – tak angielski „The Sun” podsumował porażkę po karnych ekipy Glenna Hoddle’a.
W ćwierćfinale Argentyna trafiła na efektownie grającą Holandię. Kolejny hit i kolejne wielkie emocje, które dopadły zwłaszcza, ukaranych czerwonymi kartkami, Arthura Numana i Ariela Ortegę. I kiedy wydawało się, że obie osłabione drużyny doczłapią do dogrywki, w 90. minucie kapitalnym długim podaniem do wychodzącego na prawej stronie Dennisa Bergkampa popisał się Frank de Boer, a wieloletni gracz Arsenalu Londyn… Zresztą zobaczcie Państwo sami – ta akcja uznawana jest za jedną z najpiękniejszych w dziejach piłki nożnej:
Do zupełnie niepięknej „akcji” przyznał się niedawno jeden z organizatorów MŚ ’98 Michel Platini. W radiowej audycji stwierdził (zgodnie z prawdą?), że:
„Losowanie mundialu w 1998 roku było trochę ustawione. Przy tworzeniu terminarza turnieju użyliśmy małej sztuczki. Kiedy przygotowujesz się do czegoś przez sześć lat, to chcesz mieć z tego trochę radości. Myślicie, że inni gospodarze mistrzostw świata tego nie robią? Wtedy wszyscy marzyli o finale Francja – Brazylia” (pilkanozna.pl).
I tak też się stało, bowiem „Canarinhos” trafili do grupy A, zaś gospodarze wyjątkowo do C. Turniejowa drabinka „zgadzała się” i obie drużyny faktycznie mogły trafić na siebie dopiero w ostatnim spotkaniu.
Zanim do tego doszło, Trójkolorowi w pierwszej fazie turnieju poradzili sobie z RPA, Arabią Saudyjską (czerwoną kartkę zarobił Zinedine Zidane) i Danią. Następnie długo męczyli się w 1/8 z Paragwajem, później – już z Zidane’em w składzie – po karnych odprawili Włochów, by w półfinale w równie dramatycznych okolicznościach zwyciężyć (Lilian Thuram!) znakomitą Chorwację. Co ciekawe, do meczu finałowego stracili tylko dwie bramki, a i tak trener Aime Jacquet był bezpardonowo atakowany przez niezadowolone ze stylu francuskie media ze słynnym dziennikiem „L’Equipe” na czele.
Gdy zaś Brazylia w 1/8 ograła 4:1 Chile peanom na cześć kadry Mario Zagallo nie było końca. Do czasu konfrontacji z Duńczykami. Ci nie przestraszyli się utytułowanych rywali i obrońców tytułu. Skandynawowie ostatecznie przegrali 2:3, co w Brazylii uznano za pierwszy sygnał ostrzegawczy. Drugim, choć i z tej opresji wyszli zwycięsko, był półfinałowy mecz z Holendrami. „Canarinhos” do 87. minuty prowadzili po golu Ronaldo, ale wtedy właśnie wyrównał Patrick Kluivert. Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia, więc o wejściu do finału zadecydowała seria rzutów karnych, lepiej wykonywana przez graczy z Ameryki Południowej. OK, Brazylia wreszcie na dobre mogła skoncentrować się na tym, po co przyjechała do Francji, czyli piąty do kolekcji Puchar Świata.
To jednak nie było łatwe. Z każdym meczem atmosfera wokół drużyny i Ronaldo – jej lidera gęstniała. Przed kluczowym spotkaniem wszystko zawaliło się pod jej naporem. Wszystko tzn. przede wszystkim forma fizyczna i psychiczna Ronaldo, któremu już podczas grupowego meczu z Marokiem odnowiła się kontuzja lewego kolana.
W dniu meczu około 14.00 w hotelu Brazylijczyków doszło do dramatycznych wydarzeń. „Ronaldo miał jakiś atak. Zrobił się blady, oblał się potem i dostał konwulsji. Rzucał się na łóżku z wyciągniętymi ramionami i dłońmi powykrzywianymi nienaturalnie od nerwowych skurczów. Roberto Carlos krzycząc wezwał pomoc” – zrekonstruował wydarzenia Wensley Clarkson.
Jego książka („Ronaldo! 21 lat geniuszu i 90 minut, które wstrząsnęły światem”, Poznań 2000) daje obraz tego, co działo się z wówczas najlepszym piłkarzem świata. Za jego „osobistą tragedią” i tragedią milionów Brazylijczyków odpowiedzialne były, pisze Clarkson, trzy główne czynniki. Pierwszym była cała seria kontuzji leczonych zbyt dużymi dawkami leków przeciwbólowych i przeciwzapalnych. Na dokładkę tuż przed finałem zaaplikowano mu środek uspokajający. Drugim był „wielki biznes, głównie w postaci koncernu Nike”, który „stworzył atmosferę wielkich oczekiwań, co doprowadziło do podjęcia kilku pochopnych decyzji’, w tym wystawienia do gry w meczu finałowym wycieńczonego Ronaldo. Trzecim aspektem była „jego niedojrzałość i obsesyjna zazdrość o narzeczoną Suzannę Werner”, a to z kolei nie pozwoliło mu skoncentrować się wyłącznie na grze.
Sytuacja z liderem podziałała paraliżująco na pozostałych Brazylijczyków, co w wielkim finale na paryskim Stade de France w bezwzględny sposób wykorzystali gospodarze mundialu.
Bohaterem był Zinedine Zidane. „To jest niewyobrażalne! To jest cudowne, po prostu brakuje mi słów. Moim życiowym marzeniem było zdobycie gola w finale mistrzostw świata, zdobyłem dwa, jesteśmy mistrzami. Czy można się dziwić mojemu szczęściu? W dodatku… ja nie najlepiej gram głową” – powiedział po meczu (sport.onet.pl).
Po meczu, który skończył jeden z najwspanialszych i najbardziej dramatycznych piłkarskich mistrzostw świata w historii.