Legendarny piłkarz Liverpoolu od bieżącego sezonu jest menedżerem zasłużonego szkockiego klubu z Glasgow. Doświadczenie w tej profesji ma niewielkie. W zasadzie żadne, bo pracował tylko z grupami młodzieżowymi „The Reds”. W Glasgow będzie miał za to całkiem duże pole do trenerskiego popisu. „The Gers” chcą bowiem otworzyć zupełnie nowy rozdział w swojej długiej historii. Dziś o godzinie 17.55 w rewanżu kwalifikacji Ligi Europy zmierzą się z zespołem KF Shkupi Skopje. W pierwszym spotkaniu u siebie wygrali 2:0.
Mecz w stolicy Macedonii ma być jednym z kroków ku lepszej przyszłości. Nic jednak nie zastąpi prawidłowej, zgodnej ze zdrowym rozsądkiem, precyzyjnej księgowości…
W lutym 2012 roku piłkarski świat w Szkocji i nie tylko dosłownie zatrząsł się. Oto 54-krotny mistrz Szkocji stanął nad przepaścią. Co tam nad „przepaścią”. To była kolosalnych rozmiarów wyrwa finansowa. Na powierzchnię wypełzło realne zadłużenie klubu, sięgające nie 9, jak pierwotnie zakładano, a 134 mln funtów. Sprawę nagłośnił zarząd komisaryczny, który wszedł do klubu w związku z zaległościami podatkowymi. Po czterech kolejnych miesiącach klub ogłosił upadłość. Zawiązano nową spółkę z nadzieją na degradację tylko o jeden poziom. Ostatecznie „The Gers” wylądowało naprawdę nisko, bo w czwartej lidze.
„Najbardziej mnie zaskoczyło, że po spadku nie zmieniło się nic. Ludzie zostali na swoich stanowiskach. Organizacja stała na wysokim poziomie. Na mecze jeździliśmy autokarem, nocowaliśmy w hotelach. Ekstraklasowe standardy zostały zachowane. W czwartej lidze zawodnicy zarabiali jak w pierwszej. Po spadku wydawało się, że są pieniądze, byłem przekonany, że klub się odbuduje” – wspominał ówczesny gracz drużyn młodzieżowych Rangersów, Kamil Wiktorski (przegladsportowy.pl).
Nic dziwnego, że po trzech latach w klubie znów pojawił się dług. Ostatecznie, nie wdając się w szczegóły, „The Gers” wyszli na prostą. Co szczególnie warte podkreślenia, przez cały czas sportowej posuchy, pałętania się po niższych ligach, przy zespole trwali wierni kibice. A wiedzą Państwo ilu ich było? Na mecze w czwartej i trzeciej lidze na Ibrox zjawiało się ich średnio 40 tys. (!).
Wizytówka protestanckiej, niebieskiej części Glasgow w sezonie 2015/16 po czterech latach banicji wróciła do szkockiej ekstraklasy. W tym samym roku dotarła też do finału Pucharu Szkocji, w którym nie dała rady ekipie Hibernian. Wcześniej zaś, w półfinale po rzutach karnych „The Gers” wygrali z odwiecznym rywalem, Celitkiem.
No dobrze – Rangersi awansowali do szkockiej Premiership, w pierwszych po powrocie rozgrywkach zajęli trzecie miejsce w lidze, dzięki czemu zyskali prawo do udziału w eliminacjach Ligi Europy. Wszystko miało już na dobre wejść na właściwie tory. Fani roztaczali wizje ponownego podboju Starego Kontynentu. Z rozrzewnieniem wspominali czasy (2007/08), w których ich ukochana drużyna walczyła w finale Pucharu UEFA. Nic z tego. Tym razem zawiedli piłkarze. Już w 1. rundzie eliminacji Ligi Europy odpadli po blamażu z czwartą drużyną ligi, uwaga, luksemburskiej – Progresem Niedercorn.
More people live in Glasgow (599,000) than live in Luxembourg (570,000) ?
Is this the worst result in Rangers' history? pic.twitter.com/NRXLP13I41
— Football on BT Sport (@btsportfootball) July 4, 2017
Stwierdzenie, że po tak sensacyjnej porażce mogli skupić się na rodzimej lidze zakrawa na mało śmieszny dla fanów „The Gers” żart. Ale ostatecznie tak było, z ważnym zastrzeżeniem: skupienie to na pewno nie objęło jednego z ostatnich spotkań, i to przeciwko Celtikowi. Po bolesnej porażce 0:5 pracę stracił trener Graeme Murty, ale Rangersi mimo to zdołali zdobyć wicemistrzostwo Szkocji.
Szacunek klubowi z Glasgow ma przywrócić 114-krotny reprezentant Anglii, wychowanek i symbol Liverpoolu, Steven Gerrard. 38-latek podpisał 4-letnią umowę.
? #WelcomeGerrard pic.twitter.com/ZN40n8JbbI
— Rangers Football Club (@RangersFC) May 4, 2018
Kursy forBET na mecz Shkupi Skopje vs. Glasgow Rangers: 1 – 9.00, X – 5.25, 2 – 1.30