„Synowie Albionu” od zawsze zmagali się z problemem bramkarzy. Kiedy wydawało się, że na dłużej między słupkami zagości Joe Hart, kariera tamtego zaczęła nieprawdopodobnie pikować po pierwszych spotkaniach z Pepem Guardiolą. Wczoraj w serca Brytyjczyków została wlana nadzieja. Nadzieja, która ma twarz Jordana Pickforda. Jeszcze rok temu jego transfer był kolejnym przykładem bezsensownie wydawanych pieniędzy przez angielskie kluby (przeszedł do Evertonu za niespełna 30 mln. euro). Nawet angielscy dziennikarze podchodzili sceptycznie do umiejętności 24-latka. Dziś nikt nie ma wątpliwości – Pickforord obok Harry’ego Kane’a i Jordana Hendersona (z nim w składzie Anglicy nie przegrali trzydziestu meczów z rzędu) może stać się twarzą nowej wielkiej reprezentacji Anglii.
Główka pracuje.
Anglicy pewnie wygrali z reprezentacją Szwecji, która pokazała, że gra na takim poziomie jest ich limitem. Już więcej nie byli w stanie zaprezentować, choć warto podkreślić, że gdyby nie doskonała dyspozycja bramkarza Evertonu, to Skandynawowie mogli zaprezentować to co umieją najlepiej, czyli wygrać w nudnym, nieprzekonującym stylu. W pierwszej połowie tylko raz mieli piłkę przy nodze w polu karnym Anglików i po bramce Maguire’a w 30. minucie schodzili do szatni w parszywych nastrojach. W drugiej połowie nie za wiele się zmieniło. Delle Alli w 59. minucie podwyższył prowadzenie na 2:0 po strzale głową. Tym samym Anglicy zostali jedyną drużyną, która strzeliła dwie bramki głową Szwedom w historii meczów na Mistrzostwach Świata. Szwedzi robili co mogli, ale trudno cokolwiek ustrzelić, jeśli ma się naprzeciw siebie Pickforda i idzie się na niego Bergiem… Szwed w tym meczu oddał pierwszy celny strzał na mundialu w Rosji, ale i tak nie zdołał się wpisać na listę strzelców. Został za to piłkarzem, który oddał najwięcej strzałów na bramkę rywali w tym turnieju, nie strzelając przy tym gola. „Synowie Albionu” pokazali w tym meczu, że są mocni w wielu aspektach. Zwłaszcza w stałych fragmentach gry – 4 z 5 goli strzelili po stałych fragmentach gry (nie licząc z oczywistych względów meczu z Panamą). Temperatura na Wyspach Brytyjskich z każdym dniem jest coraz wyższa. Angielscy kibice są święcie przekonani, że futbol wraca do domu i z każdym meczem trudniej im sobie wyobrazić inny scenariusz niż zdobycie głównego trofeum.
Waleczni Chorwaci i dumni gospodarze.
Na wstępie trzeba przyznać, że nie byliśmy świadkami wielkiego piłkarskiego pojedynku pod względem jakości prezentowanej na boisku. Co nie zmienia faktu, że nie mieliśmy do czynienia z emocjami na najwyższym światowym poziomie. Rosjanie już w 31. minucie wyszli na prowadzenie do cudownym golu Denisa Czeryszewa. Historia piłkarza Villarealu jest jedną z piękniejszych jaką nam dał tegoroczny mundial. 27-latek był powoływany niejako na doczepkę i w pierwszym meczu z Arabią Saudyjską wszedł z konieczności, gdyż Dżagojew nabawił się kontuzji uda już na początku meczu. Od tamtej pory Czeryszew czaruje na rosyjskich boiskach, strzelając w całym turnieju 4 gole. Trzy z nich mogą kandydować do tego miana najładniejszych trafień turnieju, tak jak jego wczorajsze trafienie. 8 minut później sprawy w swoje ręce wziął Mario Mandzukic, robiąc rajd lewą stroną boiska i dorzucając piłkę do wbiegającego w pole karne Kramaricia, który pewnym strzałem głową wykończył akcję. Stanisław Czerczesow z pewnością miał pretensje do bloku obronnego, gdyż przy takiej przewadze liczebnej piłkarzy „Sbornej” taka sytuacja nie miała prawa się zdarzyć. W drugiej połowie wynik się nie zmienił, ale Chorwatom strach zajrzał w oczy, kiedy w doliczonym czasie gry ich bramkarz narzekał na uraz, którego nabawił się uskuteczniając pozornie łatwą interwencję. Danijel Subašić jest bramkarzem niezbędnym, gdy czas nieuchronnie zmierza do konkursu jedenastek. Chorwat w całej swojej karierze legitymuje się 34% skutecznością bronienia karnych, co jest rewelacyjnym wynikiem. Na szczęście dla Chorwatów pozbierał się i mogliśmy zacząć dogrywkę, w której też nie zabrakło bramek. Na początku Vida wykorzystał dośrodkowanie Modricia w pierwszej połowie, a w drugiej Fernandes doprowadził do ekstazy całą Soczię, a nawet i Rosję. W „jedenestkach” minimalnie lepsi okazali się Chorwaci, którzy wygrali konkurs 5:4. Rosja godnie pożegnała się z tym turniejem i napisać, że nie przynieśli wstydu, to nic nie napisać. Rosjanie nie tylko świetną organizacją, ale i nader dobrą grą zauroczyli cały Świat. Drużyna, która przed turniejem zajmowała 70. miejsce w rankingu FIFA i notowała słabe wyniki w towarzyskich grach otarła się o strefę medalową i trzeba ten fakt docenić. Można martwić się o formę Chorwatów na półfinał, w którym zmierzą się z Anglikami, którzy mają w nogach o wiele mniej minut. Modric i spółka są już po drugiej dogrywce z rzędu, a „wyspiarze” z każdym meczem prezentują się coraz lepiej.