Sprawa transferu Carlitosa do Legii potoczyła się szybciej niż śmierć głównego bohatera w Grze o Tron – dosłownie dwa dni temu spotkaliśmy się z pierwszymi doniesieniami transferowymi, a dzisiaj wiemy, że przejście zawodnika jest dosłownie o krok od finalizacji. Takiego hitu w Ekstraklasie nie było dawna – ale czy faktycznie hiszpański napastnik będzie aż takim wzmocnieniem, na jakie jest kreowany?
Mnóstwo było PR’u wokół osoby byłego gracza Wisły Kraków. Na profilu Legii znalazł się filmik parodiujący słynną scenę z „Killer-ów 2-óch”, sam Prezes Mioduski dodał lakonicznego tweeta „Hola”, a w późnych godzinach nocnych mogliśmy zobaczyć już samego gracza mówiącego: „Witajcie, legioniści”. Marketingowo klub ze stolicy rozegrał to absolutnie mistrzowsko, natomiast więcej uwagi powinniśmy poświęcić aspektom sportowym. A te wyglądają następująco – za pięć dni warszawiacy rozpoczynają rywalizację w eliminacjach Ligi Mistrzów przeciwko irlandzkiemu Cork City. W normalnych warunkach król strzelców Ekstraklasy byłby pierwszym wyborem, jeżeli chodzi o formowanie linii ataku – problem w tym, że Carlitos od końca sezonu Ekstraklasy niespecjalnie przejmował się znaczeniem słowa trening i jego okres przygotowawczy upłynął bardziej na urokach korzystania z ojczystego klimatu niż budowanie formy przed kolejnym sezonem Ekstraklasy, która rusza przecież za 16 dni. Który to już raz legioniści sięgają po bardzo dobrego, jak na warunki naszej ligi, zawodnika, przed którym spora droga, jeżeli chodzi o przygotowanie fizyczne.
— Legia Warszawa (@LegiaWarszawa) July 4, 2018
Legia marzy, aby nawiązać do złotych czasów Nemanji Nikolicia czy Vadisa Odjidjy – Ofoe. Obaj piłkarze, którzy po przyjściu do zespołu nieraz zostali honorowani niezwykle prestiżowym pseudonimem „Gruby”, w późniejszym czasie stanowili o silę drużyny mistrza Polski. W polskich warunkach tak to najczęściej wygląda – bierzemy ciekawego piłkarza, z dobrym CV, ale mocno zapuszczonego i nieco czasu zabiera, abyśmy zobaczyli go w pełnej dyspozycji. To optymistyczny scenariusz. Stołeczni natomiast, w ostatnim czasie, musieli przeciwstawić się realiom, że taki plan może nie wypalić. Najbardziej dobitny przykład stanowił Mauricio, który w sezonie 15/16 zaliczył nawet 24 mecze w Serie A, ale gdy przybył do Warszawy, nadawał się jedynie na 45 minut Mazowieckiego Pucharu Polski przeciwko Ursusowi Warszawa. Smutną kolekcję może uzupełnić Hildeberto czy Daniel Chima Chukwu – nie byli to, co prawda, gracze z takim CV, jak Brazylijczyk, lecz patrząc na przebieg ich karier powinno to zdecydowanie wystarczyć na realia rodzimej Ekstraklasy. A skończyło się, co najwyżej, na występach na czwartym poziomie rozgrywkowym w kraju, gdzie występują rezerwy Legii.
Trenuje już ten Carlitos ? Śniadanie chociaż zjadł ? Bo z takimi zaległościami to on wskoczy do składu za miesiąc.
— Maciej eS (@MSympatyczny) July 5, 2018
Jasnym jest, że mając okazję sprowadzić aktualnego króla strzelców najwyższej dywizji piłkarskiej w Polsce, nie można zaprzepaścić takiej szansy. W tym momencie powstaje jednak pytanie – skoro zawodnik nie jest jeszcze gotowy na rozegranie 90 minut w jakichkolwiek rozgrywkach, po co sprowadzać go w tak newralgicznym momencie, gdy walczyć trzeba będzie o najważniejszy cel sezonu, a więc piłkarską Ligę Mistrzów. Carlitos brał udział w treningach pod koniec czerwca, po sieci krąży nawet urodziwa bramka z przygotowań w Myślenicach, ale jeżeli chodzi o letnie sparingi Wisły Kraków, były zawodnik rezerw Villareal nie zagrał w ANI JEDNYM z nich. Przygotowania ekipy spod Wawelu trwają od połowy czerwca, Carlitos brał udział w paru gierkach, ale bez rytmu meczowego bardzo ciężko będzie wskoczyć na poziom gwarantujący zrobienie różnicy podczas meczu o punkty – nawet przeciwko Cork City.
Carlitos to trenuje na imprezach w Hiszpanii patrząc na jego Instagram
— Wislacki Dragon (@ViP_SILVER1906) June 26, 2018
Jest ryzyko, jest zabawa – takie myślenie przyświeca włodzarzom Legii, którzy sięgnęli po gracza rodem z Półwyspu Iberyjskiego. Szczególnie w obliczu co najmniej, dwóch miesięcy absencji Jarosława Niezgody taki ruch był niezbędny – legionistów wzmocnił niby Jose Kante, ale jak sam przyznał, nie jest on typowym egzekutorem. Legia wykorzystała okazję, która się nadarzyła, pomogły w tym problemy wiślaków związane ze stadionem i teraz wszyscy uważnie będziemy się przyglądać, czy brak prawie miesięcznego przygotowania do gry odbije się na poziomie gry danego zawodnika w lidze. Jeżeli tak, zacznie się kwestionowanie transferu i poważne dywagacja, po co sprowadzać gracza wartego wystawiania w europejskich eliminacjach, który będzie w pełni gotowy w okolicach września. Jeżeli zaś nie i dalej Carlitos będzie błyszczał na boiskach cudownej Ekstraklasy, po raz kolejny wyjmiemy chusteczki i postanowimy załkać nad śmiesznością naszej ligi. No i w piz…. – i wylądował! Ciekawe, co z całym, misternym planem.
Karol Czyżewski