Wczorajszy dzień na mundialu obfitował w niezliczoną ilość emocji. Był smutek, żal, rozgoryczenie, radość, złość, bezsilność i na końcu wielka ulga. Mimo to, można śmiało stwierdzić, że obyło się bez niespodzianek. Za to został wyłoniony jeden z ciekawszych, o ile nie najciekawszy ćwierćfinał, w którym Belgia zmierzy się z Brazylią.
Wstawaj, wstawaj! Neyu nie udawaj!
Ciekawe czy kiedykolwiek nastanie taki dzień, w którym Neymar będzie grać przeciwko jakiejkolwiek polskiej drużynie. Jeżeli doszłoby do takiego pojedynku to jestem przekonany, że Brazylijczyk pomyślałby, że stadionowa przyśpiewka „wstawaj, wstawaj! Ch**u nie udawaj!” jest pieśnią, którą szczycą się kibice danego klubu. Niestety, ale kolejne memy, niepochlebne komentarze czy nawet wiele mówiące powtórki nie dają nic do myślenia gwieździe PSG. Jak się wcześniej turlał po murawie niczym rażony piorunem, tak nadal to robi. Oczywiście trzeba mu oddać, że naprawdę w tych wszystkich pojedynkach jest faulowany, ale sam te faule prowokuje. Jednakże można przy tym podziwiać jego niebywałe statystyki: z nim na boisku Brazylia przegrała tylko raz w meczu o stawkę, jest najczęściej faulowanym piłkarzem na mistrzostwach (23), strzelił sześć goli na Mistrzostwach Świata, w których występował po 36 strzałach na bramkę (CR7 aby osiągnąć taki wynik musiał oddać 74 strzały, a Messi 67), w tym turnieju oddał najwięcej strzałów celnych (12) i stworzył najwięcej okazji strzeleckich (16). To wszystko jednak niknie przy tym jego symulkach. Juan Carlos Osorio po meczu nie krył oburzenia takim zachowaniem. Nie podał żadnego nazwiska, ale każdy wiedział kogo miał na myśli, mówiąc o „wstydzie dla piłki z powodu straty czasu na pajacowaniu jednego piłkarza”. Kto wie, może sytuacja z Layunem skończyłaby się inaczej (np. żółtą kartką dla Meksykanina), gdyby nie to, że sędzia wziął poprawkę na to, że Neymar lubi dołożyć coś od siebie.
@Miguel_layun cego? pic.twitter.com/m8NpwX0alK
— arara azul negra (@Glaub3r007) July 2, 2018
Sam mecz to była dominacja Canarinhos. Już przed spotkaniem podczas odgrywania hymnów można było się tego spodziewać, kiedy fani z Kraju Kawy śpiewali a cappella dalsze wersy swojej narodowej pieśni. Meksykanie na boisku byli dzielni i próbowali raz po raz kąsić swoich przeciwników, ale pod polem karnym często gotowała im się głowa przez co nie mogli oddać strzału. W tym meczu tylko raz zmusili Allisona do interwencji. Ogólnie brazylijska defensywa może imponować na tegorocznym turnieju, gdyż do tej pory dali oddać przeciwnikom zaledwie 5 strzałów celnych. Neymar i spółka zmusili za to Ochoę do rozegrania najlepszego meczu w tym roku, a może i w zawodowej karierze. Bramkarz Standardu Liege musiał jednak skapitulować w 51. minucie po pięknej dwójkowej akcji Neymara i Williana. Piłkarze z Kraju Tequili i Sombrero już wtedy zdawali sobie sprawę, że klątwa 1/8 finału przedłuży się o kolejne 4 lata. W 86. minucie Tite postanowił zdjąć Coutinho i wprowadzić za niego jego byłego kolegę z klubu, Firminho. Ten odwdzięczył mu się golem po dwóch minutach gry. Meksyk pożegnał się godnie z Mistrzostwami i jedyne do kogo mogą mieć żal to do siebie samych. Gdyby nie przegrali ostatniego meczu w grupie i podeszli do niego poważnie to graliby dziś ze Szwajcarią, która wydaje się być o wiele łatwiejszym przeciwnikiem.
O krok od sensacji, czyli karma wraca.
Nie wiem jak Wy, ale za mną wciąż sunie się obraz nędzy i rozpaczy jaki zaserwowali nam nasi Rodacy w ostatnich 10 minutach naszego pobytu na Mistrzostwach. Tego obrazu by nie było, gdyby nie Japończycy. Żeby zaprezentować taki anty-futbol, potrzeba na to zgody obu ekip. Po tym jak Duńczycy odpadli z Chorwacją cieszyłem się, mając przed oczyma ich mecz z Francją (jedyny bezbramkowy remis na tym turnieju). Wczoraj cieszyłem się z odpadnięcia Japończyków.
Piłkarzom z Kraju Kwitnącej Wiśni trzeba oddać to, że doskonale się spisywali przez większość spotkania i wynik jaki widniał na tablicy w 70. minucie nie był przypadkiem. Belgowie robili co mogli, ale raz po raz nadziewali się na kontry Japończyków i Ci byli o krok od sprawienia niespodzianki, wygrywając na 20 minut przed końcem spotkania aż 2:0. Belgowie na te ostatnie minuty postanowili zmienić taktykę i po prostu wrzucali co chwilę piłki w pole karne, wykorzystując swoją niewątpliwą przewagę w pojedynkach w powietrzu. Z tego zrodziły się dwa trafienia (jedno z nich zaliczył Fellaini wprowadzony w 65. minucie). W tym meczu były piękne gole (Inui), kuriozalne trafienia (Vertonghen) i perfekcyjne kontry (Chadi, który grał od 65. minuty). Właśnie to perfekcyjna kontra przechyliła szalę zwycięstwa na korzyść „Czerwonych Diabłów”. W ostatniej akcji w regulaminowym czasie gry to Japończycy mieli rzut rożny. Jednak po wyłapaniu piłki przez Courtoisa piłka w 12 sekund została przetransportowana do siatki rywala. To było piękne zakończenie nieprawdopodobnie dramatycznego meczu.