Czy może być coś bardziej przygnębiającego, niż końcówka ostatniego meczu z Japonią? Zapytajcie Łukasza Fabiańskiego. Najlepszy sezon w karierze, zdobycie tytułu zawodnika roku w Swansea, co mimo spadku samego zespołu zaowocowało pozostaniem naszego golkipera w Premier League i transferem do West Hamu United. A i tak to wszystko nie wystarczyło, aby zostać nr 1 reprezentacji Polski na mundialu w Rosji. A wszystko przez tego Wojciecha Szczęsnego…
Daleki jestem od stwierdzenia, że w naszej kadrze, w dwóch pierwszych pojedynkach, stał tzw. ręcznik. Faktem jest, że strata drugiej bramki przeciwko Senegalowi była przejawem skrajnego idiotyzmu, lecz nasz bramkarz bardziej starał się naprawić fatalne podanie Krychowiaka, aniżeli sam spowodował błąd. Zresztą, przy takiej postawie naszych kadrowiczów, jeżeli nie w takich okolicznościach, to pewnie w innych stracilibyśmy gola – a gdybyśmy go nie stracili, to byłoby 0:1, bo przebudzenie nastąpiło dopiero po trafieniu nr 2. Już mniejsza o to. Nieco bardziej zadziwiał mnie fakt, jak wielu kibiców widziałoby, przed turniejem, w roli golkipera nr 1 właśnie byłego zawodnika Arsenalu. W paru głosowaniach, które miałem okazje przeprowadzać, czy śledzić na innych portalach, zawsze dominował Wojciech Szczęsny. Od początku zaczęło mnie to frapować – może podziałała tutaj legenda Gianluigiego Buffona, wszak Szczęsny został wytypowany na jego naturalnego następcę i mimo, że rozegrał dwa razy mniej spotkań niż „Fabian” w tym sezonie, to jakoś tak fajniej brzmiało po prostu, że naszej bramki może strzec zawodnik Starej Damy. Nikogo za specjalnie nie interesowało, że Fabiański to absolutnie topowy poziom Premier League, że gdyby nie on, sprawa spadku drużyny z Walii wyjaśniona byłaby o wiele wcześniej, a wreszcie, że przecież jak to, bramkarz Swansea zamiast mistrza Włoch z Juventusem? To nie ma najmniejszego sensu.
Czterech bramkarzy obroniło 100% strzałów w fazie grupowej. Są to Fernando Muslera (7) #URU
Danijel Subasić (5) #CRO
Łukasz Fabiański (3) #POL
Steve Mandanda (1) #FRAWojciech Szczęsny #POL tylko 16,7% (wspólnie z De Geą #ESP najgorszy wynik)
— Michał Głuszniewski (@mgluszniewski) June 29, 2018
To już drugi raz, kiedy Szczęsny zablokował Fabiańskiego, w kluczowym momencie jego kariery. Pierwszy taki przypadek miał miejsce w Arsenalu. Pamięcią musimy sięgnąć aż do sezonu 2010/11 – fani The Gunners doskonale pamiętają, że wówczas „Fabian” był prawdopodobnie w najlepszej formie, jaka przydarzyła mu się podczas pobytu w północnym Londynie. Nie było już „Flappyhandskiego”, nie było głupich błędów – był człowiek, który miał bronić w tym klubie przez kilka, dobrych lat. Dobra forma Łukasza zbiegła się jednak z ogromnym skokiem, jakiego dokonał Wojciech Szczęsny. Zdecydowanie obu zawodnikom pomogła kontuzja Manuela Almunii, który dziwnym trafem wciąż był bramkarzem nr 1 Kanonierów. Uraz hiszpańskiego golkipera sprawił jednak, że coraz częściej, w pierwszej jedenastce, widzieliśmy Łukasza Fabiańskiego, a jego zmiennikiem stał się Wojciech Szczęsny. Wszystko odmieniło się 5 stycznia 2011 roku – wówczas na gierce treningowej, Szczęsny rozgrzewał swojego kolegę z zespołu strzałami – „Fabian” wykonał wówczas genialną interwencję, lecz kosztowało go to poważną kontuzję, która wykluczyła go z gry do końca sezonu. Obecny zawodnik Juve skwitował to słowami:
„Trzeba korzystać z nieszczęść swoich kolegów z drużyny” [za sport.pl]
To prawda, Szczęsny doskonale wykorzystał tę sytuację – rozpoczął się wspaniały okres w jego karierze, który jednak został zmącony przez nieumiejętność dogadania się z Arsenem Wengerem i zbytnią buńczuczność naszego reprezentanta. Miał zostać w Arsenalu do końca kariery, ale już wypożyczenie do Romy dało sygnał, że będzie to niemożliwe z powodu różnicy zdań pomiędzy zawodnikiem, a trenerem. Do Arsenalu trafił jeszcze Petr Cech i trudno było spodziewać się, aby Wojtek miał tutaj jeszcze czego szukać. Fabiański natomiast zaliczył doskonały sezon, który był jego ostatnim w barwach Kanonierów. Nasz golkiper doskonale wyglądał w FA Cup, który ostatecznie Arsenal wygrał, wspaniale pokazał się także w wygranym 2:0 meczu z Bayernem, gdzie Arsenalowi, do wyeliminowania Bayernu z 1/8 Ligi Mistrzów, zabrakło tylko jednego gola. Łukasz wiedział jednak, że w północnym Londynie nie ma już czego szukać i prawdziwą gwiazdą ligi stał się broniąc barw Swansea.
W żadnym wypadku nie podejrzewam, aby Fabiański miał jakikolwiek żal do swojego kolegi z klubu i reprezentacji – Szczęsny po prostu walczył o swoje, jak najlepiej chciał się pokazać Wengerowi czy Nawałce, którzy z jakichś powodów zawsze wybierali Wojtka, a nie Łukasza. I może nie było to zbyt mądre rozwiązanie – Wenger przecież został już zwolniony z Arsenalu, a Nawałka zdaje się być na wylocie z drużyny narodowej. A w to wszystko zamieszany był Wojciech Szczęsny…
Karol Czyżewski