Ależ to był straszny tydzień! Na przestrzeni kilku, ostatnich dni wszyscy fani piłki nożnej musieli zadowolić się znikomą liczbą emocji piłkarskich. Jak śpiewała jednak Anna Jantar „nic nie może przecież wiecznie trwać” i dzisiaj okrutny okres wyczekiwania zostaje wynagrodzony z nawiązką. O 20:45 rozpocznie się bowiem starcie, które w europejskiej piłce klubowej jest jako najważniejszy mecz sezonu. W finale Ligi Mistrzów Real Madryt zmierzy się z Liverpoolem!
Obecność na tym etapie ekipy Królewskich nie powinna nikogo dziwić. Dla podopiecznych Zinedine’a Zidane’a jest to już trzeci finał tych rozgrywek z rzędu! Jak wszyscy doskonale wiemy, przed rokiem piłkarze ze stolicy Hiszpanii dokonali czegoś niesamowitego i po raz pierwszy w historii zmagań obronili tytuł zdobywcy Champions League, pewnie pokonując Juventus 4:1. Real to absolutny dominator rozgrywek – dwanaście zdobytych tytułów Ligi Mistrzów na koncie daje im pozycję bezwzględnego rekordzisty tych zmagań. Dość powiedzieć, że zajmujący drugie oraz trzecie miejsce pod względem ilości zwycięstw w Champions League zespoły Milanu oraz Barcelony, mają W SUMIE tyle samo wygranych,co właśnie Galacticos! Patrząc na te liczby powinniśmy stwierdzić, że faworyt jest tylko jeden. Spoglądając natomiast na historię tego sezonu w wykonaniu Realu, ciężko być tego pewnym. Bardzo słaby start w La Liga, który zaowocował zajęcie dopiero trzeciego miejsca w tabeli, do tego kiepska postawa w półfinale Ligi Mistrzów – wszyscy doskonale pamiętamy, jak niewiele zabrakło, aby Stara Dama zrewanżowała się za ubiegłoroczny finał. Pojawiają się nawet pogłoski, że gdyby tego wieczoru Zidane’owi nie udało się zdobyć trofeum, mógłby on pożegnać się z obecnym klubem. Dla drużyny tego pokroju sezon bez żadnego trofeum jest jak Eurowizja bez słabej piosenki – nie do pomyślenia.
Zupełnie w innym miejscu jest przed decydująca konfrontacją zespół Liverpoolu. Piłkarze Jurgena Kloppa to sensacja tej edycji Ligi Mistrzów – u progu tych rozgrywek tylko zagorzali fani The Reds mogli przewidywać, że ich ulubieńcy dotrą aż do finału. Duża w tym zasługa Mohameda Salaha, który rozgrywa obecnie najlepszy sezon w karierze i jest na bardzo dobrej drodze, by zagrozić Messiemu oraz Ronaldo w kwestii zdobycia Złotej Piłki. Do tego potrzebne byłoby zwycięstwo w rozgrywkach, a tak się składa, że dokładnie wczoraj minęło trzynaście lat od ostatniego triumfu Liverpoolu w Champions League. Genialna pogoń z 0:3 do 3:3, a następnie słynny „Dudek Dance” – czy ktoś z nas obraziłby się dzisiaj za powtórkę takiego scenariusza? Dyspozycja piłkarzy Kloppa w tej edycji Ligi Mistrzów wskazuje, że nie są dzisiaj wcale bez szans – najpierw genialny dwumecz, gdzie udało im się wyeliminować faworyzowany Manchester City, następnie zaś starcie z Romą, a więc pogromcami Barcelony, które również zakończyło się zwycięstwem. Trzeba natomiast oddać, że w tym sezonie dość ciężko było pokonać zespoły z Włoch – zarówno Romę, jak i Juventus, od doprowadzenia do dogrywki dzieliła zaledwie jedna bramka. Jeżeli coś dzisiaj może zmartwić sympatyków trzeciej drużyny Premier League to fakt, że na polu zmagań europejskich mają o wiele mniejsze doświadczenie niż ich rywal.
Happy Champions League Final Eve! ? pic.twitter.com/y8BjDbfsCP
— B/R Football (@brfootball) May 25, 2018
Niebywale istotnym wydaje się być jednak pojedynek dwóch, kluczowych zawodników obydwu ekip. Rywalizacja Cristiano Ronaldo z Mohamedem Salahem będzie dzisiaj prawdopodobnie największym smaczkiem tego spotkania. Sam reprezentant Portugalii, pytany o zawodnika z Egiptu, odpowiedział:
„Nie łączy nas aż tak wiele. Ja gram prawą nogą, on lewą. Ja jestem trochę wyższy, on natomiast jest raczej niski”
Odpowiedź iście w stylu CR7… Nikogo nie interesują specjalnie fizyczne atrybuty obydwu graczy, a raczej liczby, które udało im się osiągnąć w tym sezonie. Te są zaś imponujące – 43 mecze, 44 gole oraz 8 asyst to dorobek Portugalczyka, jeżeli chodzi o wszystkie rozgrywki. Egipcjanin zaś może pochwalić się 51 spotkaniami, 44 trafienia oraz 16 asystami. Mamy zatem do czynienia z absolutnymi gladiatorami, jeżeli chodzi o minione rozgrywki i trudno się dziwić, że część mediów zaczęła już przymierzać skrzydłowego Liverpoolu do przeprowadzki na Santiago Bernabeu – więcej w tym chyba gry medialnej, niż rzeczywistego zainteresowania Realu. To, że Cristiano Ronaldo jest w stanie zrobić różnicę podczas decydującego starcia oglądaliśmy już wielokrotnie – czy Salah także udźwignie ciężar tego wyzwania i pociągnie zespół do końcowego triumfu? (kurs forBET na trafienie Ronaldo 1,85, zaś Salaha 2,30)
A w fazie pucharowej LM w przeliczeniu minut na gole wygląda to tak:
1. ??M. Salah (gol co 83 min)
2. ??C. Ronaldo (gol co 90 min)
3. ??L. Messi (gol co 120 min)
4. ??E. Cavani (gol co 156 min)
5. ??R. Lewandowski (gol co 253 min)— Adam (@Van_Pur) May 21, 2018
Bezpośrednie pojedynki obydwu zespołów to zdecydowanie melodia przeszłości. Ostatnie starcia miały miejsce w sezonie 2014/15, kiedy to Liverpoolowi oraz Realowi dane było zmierzyć się w fazie grupowej rozgrywek Champions League. Dwukrotnie górą byli wówczas Królewscy, którzy pokonali swojego przeciwnika 3:0 oraz 1:0. O wiele chętniej The Reds będą wracać do rywalizacji z sezonu 2008/09, kiedy to los skojarzył ich w 1/8 finału Champions League. Wynik dwumeczu 5:0 na korzyść Stevena Gerrarda i spółki robi dziś piorunujące wrażenie. Obecna rzeczywistość w obydwu zespołach jest jednak zupełnie inna i ciężko znaleźć w nich nawiązania do współczesnych czasów – szczególnie, jeśli chodzi zespół z Wysp Brytyjskich. Przy okazji warto odkurzyć także finał Pucharu Europy z 1981 – 27 maja legendarny Liverpool z Graeme Sounessem oraz Kennym Dalglishem na pokładzie pokonał Real Madryt 1:0. Wszyscy sympatycy klubu z Merseyside chętnie widzieliby taki scenariusz po raz kolejny.
Biorąc pod uwagę doświadczenie w meczach finałowych, niekwestionowanym faworytem tego pojedynku wydaje się być zespół Królewskich. Żadna seria nie może natomiast trwać wiecznie i jeżeli jest drużyna, która dzięki swojemu stylowi gry i błyskom jednej gwiazdy może zatrzymać maszynę z Madrytu, to jest to najprawdopodobniej Liverpool. Jakiego scenariusza byśmy dzisiaj nie przewidywali, na pewno czeka nas fantastyczne widowisko, z dużymi zasobami genialnej gry w ofensywie i, miejmy nadzieję, mnóstwem bramek. Przedstawienie czas zacząć! (kursy forBET na spotkanie finał 2,20 – 3,95 – 3,10 ; zdobycie trofeum 1,65 – 2,30)