Tydzień temu postanowiłem wybrać się na konferencje prasową związaną z Narodową Galą Boksu organizowaną przez Marcina Najmana. Muszę przyznać, że chciałem wywęszyć jakąś aferkę. Dzień wcześniej przy stacji metra Centrum w Warszawie widziałem Artura Bińkowskiego i wiedziałem, że jego obecność na dzień przed konferencją nie jest przypadkowa. Spodziewałem się naszego Olimpijczyka na konferencji prasowej i, jak dobrze wiecie, doczekałem się.
Sama konferencja wyglądała dość ubogo – parę krzesełek, soków i garstka dziennikarzy. A w centrum zainteresowania takie postacie jak Rafał Jackiewicz, Ewa Piątkowska, Andrzej Gmitruk, Artur Szpilka czy Izu Ugonoh. Zastanawiająca była absencja Mariusza Wacha, a koszulki z napisem, gdzie można za granicą w internecie obejrzeć galę, które mieli na sobie główni bohaterowie wieczoru 25 maja, zaburzały moje poczucie estetyki. Kiedy ochroniarze podczas konferencji raz po raz podchodzili do Marcina Najmana, byłem pewny, że ma to związek z Biniem. Po chwili pokazał się jednak Mariusz Wach i myślałem, że to o tym tak gorączkowo informowano współorganizatora gali. Następnie mikrofon przejął Rafał Jackiewicz, powiedział ze dwa zdania i pojawił ten, który miał się pojawić.
Na pewno wszystkich w osłupienie wprowadził fakt, że wywołała się sprzeczka pomiędzy „niespodziewanym” gościem a Szpilką. Spodziewałem się, że Bińkowski powie parę słów do El Testosterona lub do Izu Ugonoha, a ten jednak podszedł do Szpili. Dlaczego akurat do niego? Początkowo myślałem, że to jest ustawka zorganizowana przez Najmana. Później natknąłem się jednak na parę materiałów, po których zwątpiłem w tę teorię.
Artur Bińkowski na dzień przed konferencją udzielił wywiadu w hotelu w swoim stylu – uciekał w przeróżne dygresje, strząchał popiół z papierosa na hotelową podłogę, mówiąc przy tym przydługo. Podczas rozmowy (od 17:20) zadeklarował, że musi porozmawiać ze Szpilką nt. „ośmiu tysięcy dla Siwego”. „Siwy” to wspólny znajomy obu Panów. Szpila reklamował firmę „Siwego” na swoich plecach podczas jednej z walk wiele lat temu, co tłumaczył w wywiadzie dla TVP Sport (od 00:30). Reklamy nie było widać, więc domyślam się, że „Siwy” się zdenerwował i od tamtej pory czeka na rekompensatę za poniesione marketingowe straty. To tak w ramach dygresji.
Marcin Najman jeszcze zanim Bińkowski opuścił salę w Pałace Kultury ogłosił wszem i wobec, że to nie było ustawione, co było dosyć dziwne. Na pytania skąd ten nagły manifest, od razu odpowiadał, że nie chce, aby ktoś go posądzał o sfingowanie spięcia pomiędzy dwoma pięściarzami. Podkreślił również, że ochraniarze owszem mówili mu o obecności białego Orła, ale był przekonany, że to właśnie z nim będzie chciał coś sobie wyjaśnić, dlatego zgodził się na jego przybycie. Tutaj mi się zaczęło coś nie zgadzać. Z jednej strony Najman chiał uniknąć skandalu, a z drugiej sam go świadomie wywołał pozwalając na wejście Bińkowskiego. Zresztą opuszczenie Olimpijczyka też było dosyć dziwne, kiedy zapytał się ochroniarzy czy to koniec, jakby naprawdę liczył się z ich zdaniem. A wszystko to działo się w spokojnej atmosferze, która nie udzieliła się tylko Arturowi Szpilce.
Przyznacie, że wygląda to dosyć dziwnie. Marcin Najman przekonywał w wywiadach, że nic nie wie o ewentualnej obecności na gali Polaka na stale mieszkającego w Kanadzie. Binio za to po konferencji powiedział, że będzie można się z nim zobaczyć w dniu gali na jakiejś z sal konferencyjnych (od 05:00). Nie chce mi się wierzyć, że organizator gali nie wie o tym, że w dniu gali na jednej z sal konferencyjnych, na obiekcie, gdzie odbywa się zaplanowane przez niego wydarzenie, jest zaplanowane spotkanie z pięściarzem, który do niedawna był na fight cardzie.
Nad organizatorami tego przedsięwzięcia zawisły czarne chmury. Retoryka Najmana zmieniła się przez ostatnie tygodnie. Początkowo nie bał się używać takich stwierdzeń/nazwisk jak „Tyson Fury”, „wypełniony Narodowy” czy „występy czołowych artystów”. Dziś mówi o występach przeplatanych z wejściem na ring, myśli o ewentualnym następcy Moliny (nie wiadomo czy dostanie pozwolenie na walkę) i o 30 tysiącach widzów, które będą go satysfakcjonować. Szczerze, mimo, że nie ceniłem go nigdy jako sportowca, żal mi jest Marcina Najmana – nawet jak stosował różne gierki (Mateusz Borek słusznie uważa, że gala powinna zmienić nazwę na „Adamek opponents night”). Edyta Górniak, której datę przylotu znał o wiele lepiej, niż któregokolwiek z pięściarzy, trafiła do szpitala, brytyjska komisja antydopingowa ogłosiła zawieszenie Moliny i to na 3 dni przed galą, Rafał Jackiewicz nie kryje się z tym, że podczas przygotowań nie stroni od alkoholu lub lodów. To wszystko nawet da się odratować, bo i piosenkarka ma szansę zaśpiewać, pięściarz może zaboksować, a Jackiewcz może nawet wygrać, ale ostatnie dni w życiu El Testosterona na pewno dużo go kosztowały. Wątpię, żeby w takim natłoku miał czas na treningi, a przecież sam będzie walczył na tej gali. Na domiar złego trzeba dodać, że w piątkowy wieczór jest zapowiedziana burza jakiej jeszcze nie było w tym roku w Warszawie…
Niestety, ale to wszystko można było przewidzieć. Do sprawnej organizacji gali wystarczyło zatrudnić kogoś kto ma know how w organizacji tak dużego wydarzenia sportowego. Piątek to nie jest fortunny dzień na organizowanie czegokolwiek na Narodowym, jeśli chcemy zapewnić komfort dojazdu dla kibiców, nie zakłócając ruchu drogowego mieszkańców Warszawy, którzy rozpoczęli weekend. Możliwe, że będziemy świadkami dłuuuuugiej (gala może potrwać lekko 6-8 godzin) szopki i coraz mniej faktów przemawia za tym, że będziemy się emocjonować wydarzeniami czysto sportowymi.
Dominik Bożek