Mam wrażenie, że niewielu ma świadomość tego, że 24 lipca 2019 roku nastanie nowa era w polskiej męskiej siatkówce. Od tego bowiem dnia w naszej kadrze będzie mógł już występować Wilfredo Leon – cudowny chłopak z Kuby, którego los związał z krajem nad Wisłą.
Jeszcze zobaczycie, że będziemy dzielić najbliższe lata w rodzimej siatce na erę przed Leonem i po Leonie. Zwłaszcza, że po wywalczonym cztery lata temu złotym medalu na mundialu polska reprezentacja wpadła w dołek. Wciąż jest jedną z najlepszych drużyn na świecie, ale brakuje jej lidera. Kogoś, kto byłby w stanie pociągnąć kolegów. Takim zawodnikiem na mistrzostwach w 2014 roku był wracający wówczas po latach do kadry Mariusz Wlazły. „Szampon” po wywalczeniu złota zrezygnował jednak z repry. Nic dziwnego, swoje zrobił, a lepiej odchodzić w glorii chwały. Pokolenie nowych zdolnych graczy dorasta, do tego mamy kilku obytych z biało-czerwoną koszulką siatkarzy, jak Kubiak, Kurek, Drzyzga, Konarski itd. A i mamy nawet nowego selekcjonera! Vitala Heynena, który na razie sprawia bardzo sensowne wrażenie.
Przy dobrych wiatrach Heynen jest w stanie w tym sezonie powalczyć o medal na wrześniowym mundialu rozgrywanym we Włoszech i w Bułgarii. Aczkolwiek nie oszukujmy się – nie jesteśmy faworytami imprezy. Tej jeszcze nie.
W moim przekonaniu wszystko powinno się zmienić wraz z momentem przyjścia do naszej reprezentacji Wilfredo Leona. Siatkarza nietuzinkowe. Już teraz jednego z najlepszych na świecie – mimo że na karku ma dopiero 24 lata. Dawno nie było w biało-czerwonej drużynie zawodnika, który byłby tak podziwiany na całym siatkarskim świecie. To dzięki niemu w dużej mierze Zenit Kazań przez ostatnie cztery sezony za każdym razem zdobywał tytuł Mistrza Rosji i wygrywał Ligę Mistrzów. Leon ciągnął ten zespół jak pociąg. Kilka dni temu zamienił z resztą Kazań na Perugię i myślę, że kurs na wygraną Włochów w przyszłorocznej Champions League wynosi najwyżej 1.20.
To naprawdę jest genialny gracz. Nie ma w tym krzty przesady, gdy nazywa się go siatkarskim Messim. Tym bardziej, że podobnie jak argentyński piłkarz, Leon jest bardzo wszechstronny. Atakuje z niebywałą skutecznością, potrafi dobrze przyjmować, bronić. Niektórzy śmieją się, że na parkiecie potrzebuje tylko rozgrywającego, bo sam może przyjąć piłkę, a jak ktoś mu rozegra, to skończy. Prawie zawsze skutecznie. Do jego debiutu w polskiej reprezentacji pozostało kilkanaście miesięcy. Powinno się na fasadzie siedziby PZPS postawić zegar, który odliczałby ten czas.
Jestem niesamowicie podekscytowany tym, że ktoś taki jak Wilfredo Leon, czyli najlepszy siatkarz na świecie, chce grać dla polskiej reprezentacji. Już się nie mogę doczekać następnego roku, kiedy to będzie mógł dla nas zagrać. #siatkówka #Polska
— Mati;) (@Konkwistador16) May 13, 2018
Oczywiście, że jeden siatkarz nie zbawi polskiej kadry. Siatkówka to sport drużynowy i Leon będzie potrzebował wsparcia. Ale dobrze wiemy, czym bez Messiego jest Argentyna lub Barcelona. Ze średnikami obie te ekipy jeszcze sobie poradzą, ale na najwyższym poziomie, z najtrudniejszymi rywalami, potrzebują Leo, jak tlenu. I dlatego wokół naszego nowego reprezentanta powinniśmy od przyszłego sezonu budować drużynę narodową.
Jasne też, że żaden zawodnik nie może być większy niż zespół. Ale też z drugiej strony zdarzają się tacy, którzy są na tyle utalentowani, że to do nich trzeba dobierać partnerów. Pod nich układać taktykę całej reprezentacji. Tak właśnie powinno być z Leonem. Wie o tym także Heynen, który nieprzypadkowo już teraz zaprasza 24-letniego gracza na zgrupowanie naszej kadry. Będzie on trenował z biało-czerwonymi w Zakopanem przed mistrzostwami świata. Fantastyczny pomysł. Nie dość, że podniesie on poziom treningów, to jeszcze zdąży poznać się z tymi, z którymi w większości zapewne spotka się w przyszłym roku w drużynie, już jako pełnoprawny reprezentant Polski.
Nowy zawodnik Perugii skończy w tym roku 25 lat. Przed nim dobre kilka lat grania w siatkę, może nawet kilkanaście. Coraz lepiej mówi po polsku, ma żonę Polkę, dziecko. Utożsamia się z naszym krajem. A, że z pochodzenia jest Kubańczykiem? Cóż, taki jego przykry los, że urodził się w kraju, który nie jest najlepszym miejscem do życia na Ziemi. Do grania w siatkówkę również. Od lat słychać historie od tym, jak to kubańscy siatkarze, po meczach rozgrywanych w Europie, potrafią się rozpłynąć i nie wracać już do kraju. Dziwić im się? No chyba trudno.
Sam zainteresowany, pytany o datę 24 lipca przyszłego roku przez Edytę Kowalczyk z Przeglądu Sportowego, odpowiada:
To data, do której odliczam dni i nie mogę się już doczekać, żeby móc zagrać w reprezentacji Polski! Już w tym sezonie powtarzałem moim kolegom z Zenitu: „Świetnie się czuję i bardzo chciałbym, żebyśmy kiedyś spotkali się po dwóch stronach siatki także w rozgrywkach reprezentacyjnych. Tylko wtedy musicie być uważni, bo na boisku nie będzie sentymentów i nie będę wstrzymywał ręki!”.
Wierzę, że dzięki Leonowi inny polscy reprezentanci także podniosą swój poziom. Tak to często bywa, że ci najwięksi ciągną do góry pozostałych kolegów. Może nawet lepiej, że nie będzie on mógł wystąpić jeszcze na tegorocznych mistrzostwach świata. W przyszłym roku będziemy mieli jeszcze trzy lata na zbudowanie bardzo mocnej kadry wokół Wilfredo Leona. Takiej drużyny, której podobnie jak Zenitu Kazań w klubowych rozgrywkach, nie będzie w stanie nikt zatrzymać. Z Leonem każdy sufit może być za nisko.
Dominik Senkowski