O Łukaszu Teodorczyku znowu głośno – tym razem jednak nie z powodu strzelanych goli. Po ostatnim meczu przeciwko Genk miał on po końcowym gwizdku pokazać „środkowy palec” kibicom swoich rywali. No właśnie – miał pokazać, bo oprócz beznadziejnego artykułu belgijskie media nie przedstawiły na to żadnego dowodu.
Ciężkie jest życie reprezentanta Polski na obczyźnie – przekonał się o tym ostatnio Kamil Grosicki, który po rozegraniu gorszego meczu przeciwko Sheffield Wednesday stanął w ogniu krytyki brytyjskich mediów oraz fanów swojego zespołu. Tam jednak sytuacja była trochę bardziej uzasadniona, bo skrzydłowy był jednym z najsłabszych ogniw swojego zespołu i jako jedyny został zdjęty z boiska. Tutaj sprawa jest o wiele bardziej absurdalna. Zacytuję fragment tekstu:
„Teodorczyk ponownie stracił panowanie. Kolejna przemiana. W ciągu siedmiu dni, z zawodnika, który zaczął seryjnie strzelać gole, zmienił się w piłkarza, który tracił piłkę, marnował okazje i był pośmiewiskiem kibiców drużyny przeciwnej” (za Sport.pl)
Tak się, niestety, składa, że miałem ogromną (nie)przyjemność oglądać ten mecz. I prawdą jest, że „Teo” nie rozgrywał najlepszego meczu w karierze – to samo dotyczy całej drużyny Anderlechtu. Naprawdę, od patrzenia na ich zawodników bolały oczy, tam kompletnie nic nie funkcjonowało, mimo, że strzelili bramkę, to do końca meczu w żadnym stopniu nie wyglądali jak zespół, które aktywnie uczestniczy w walce o mistrzostwo Belgii. Warto zatem zadać pytanie, ile okazji dostał Teodorczyk na strzelenie goli? Jedną. Tylko raz udało mu się dojść do dośrodkowania po stałym fragmencie gry, lecz strzelił głową obok bramki. Zdarza się nawet najlepszym i nie rozumiem, czemu winę za tę porażkę przypisywać tylko i wyłącznie napastnikowi. Przecież żyje on z podań i ciężko, aby cokolwiek miał zdziałać, kiedy takowych nie otrzymuje.
Two losses in a week for Anderlecht means the title is virtually Club Brugge’s. Six points clear, five games left, and a game in hand away to Standard tomorrow. Genk were excellent tonight. #jpl #GNKAND pic.twitter.com/YXK5ACyemT
— Will Downing (@WillDowningComm) April 21, 2018
Były napastnik Polonii Warszawa to w ogóle jeden z „ulubieńców” dziennikarzy i to nie tylko zagranicznych. Chyba wszyscy dość dobrze pamiętamy słynną konferencję reprezentacji Polski przed meczami z Danią i Armenią, kiedy to jakby wczorajszy Łukasz Teodorczyk średnio odpowiadał na pytania dziennikarzy (złośliwi mówią, że dostosował się do poziomu tych wydarzeń). Mogło mieć to związek z doniesieniami Przeglądu Sportowego, że na ostatnim zgrupowaniu bardziej niż koncepcje taktyczne królowały alkohol i inne elementy ciągłej balangi, a jednym z głównie oskarżanych był, uwaga, ŁUKASZ TEODORCZYK. Wygląda na to, że z dwudziestu – kilku osób na pokładzie to on sam był w stanie zorganizować wszystkie te atrakcje, a do tego pił najprawdopodobniej do lustra, bo tylko jego posądzono o takie występki. A nawet od razu osądzono i wróżono, że wyleci z kadry. Jest 25 kwietnia 2018 roku, 1,5 roku po tym wydarzeniu „Teo” nadal jest zawodnikiem reprezentacji i ma spore szanse, aby zagrać na mundialu w Rosji.
I może Łukasz nie jest najsympatyczniejszym, polskim piłkarzem, który bryluje w mediach świetnymi wypowiedziami oraz niesamowitą charyzmą. Ale nie oznacza to, że w każdej sytuacji jest źródłem wszelkiego zła, głównym powodem kryzysu, który dotyka jego otoczenie. Rozumiem, że takie szmatławce jak The Sun czy to belgijskie coś żyją prawdopodobnie z pisania takich głupot, jakie mogliśmy przeczytać na początku. Nie wymagam od wszystkich mediów obiektywizmu, gdyż wiem, że często ważniejsze będą narodowe uprzedzenia, a jeżeli w kogoś walić, to najlepiej w kogoś zagranicy, bo ten z kraju się jeszcze obrazi i na wywiad nie przyjdzie. W erze kilku kamer podczas transmisji meczu, kilkunastu tysięcy osób z telefonami komórkowymi na obiekcie sportowym nieprzedstawienie dowodu w postaci materiału filmowego/zdjęciowego kompletnie dyskwalifikuje takie oskarżenia. Wierzę, że co cię nie zabije, to cię wzmocni, a to samo tyczy się „Teo”, który podczas najbliższego meczu nie może lepiej odpowiedzieć dziennikarzom niż trafiając do siatki – czego serdecznie mu życzę!
Karol Czyżewski