Dziennikarz Polsatu Sport Marcin Feddek poinformował przedwczoraj, że trener Adam Nawałka mógłby po zakończeniu pracy w reprezentacji Polski pójść do Legii Warszawa. To scenariusz całkiem możliwy, a tym bardziej logiczny.
W odpowiedzi na tę wieść zapanowało w internecie wielkie poruszenie i zdziwienie. Dla mnie nieco niezrozumiałe. Co w tym dziwnego, że selekcjoner naszej kadry, będący aktualnie najlepszym polskim szkoleniowcem, może w przyszłości zamienić drużynę narodową, na najlepszy klub piłkarski w Polsce? Warto, a nawet należy krytykować Legię, za jej marny poziom na boisku, w porównaniu do organizacyjno-finansowego, jakim dysponuje. Ale to wciąż najlepsze miejsc do pracy w naszym kraju. Wielki budżet, dobry stadion, wspaniali kibice, reprezentanci różnych krajów w składzie, miasto z potencjałem. Legii można nie lubić, ale nie można nie doceniać.
Tak samo z Nawałką. Jego też warto czasem ganić za różne decyzje, za sposób prowadzenia reprezentacji. Ale lepszego człowieka z polskim paszportem na ławce trenerskiej aktualnie nie ma. Bronią go wyniki: ćwierćfinał Euro 2016, awans do mundialu w Rosji. Zobaczymy, co przyniosą mistrzostwa świata. Jednakże bez względu na to, jak na tej imprezie spiszą się nasze „Orły”, Nawałka dzięki kadrze znacznie już podreperował swoje CV. I można sobie wyobrazić, że stołeczna ekipa chciałaby po niego kiedyś sięgnąć.
Kiedyś, bo nikt z nas nie zna przyszłości. Być może polski zespół odniesie na rosyjskim turnieju taki sukces, że obecny selekcjoner pozostanie na swoim stanowisku. Albo nie odniesie żadnego, ale i tak prezes PZPN Zbigniew Boniek uzna, że jeszcze nie pora na zmiany. Wiecznie jednak były reprezentant Polski naszej repry prowadzić nie będzie. I wtedy moim zdaniem jest całkiem prawdopodobne, że przeniesie się na Łazienkowską. Dlaczego?
Nawałka chcę iść do Włoch, możliwe, że Boniek mu pomoże ale jak się nie uda to w Legii może zdobyć trofea i będzie mu jeszcze łatwiej odejść za granicę.
— Piotr Olszowy (@PiotrOlszowy1) April 4, 2018
Adam Nawałka w październiku skończy 61 lat. Nie czas, by odchodzić na trenerską emeryturę. Ale pytanie, czy to dobry wiek, by zaczynać jako szkoleniowiec zagraniczną karierę? Media co rusz wypychają go do obcych lig. Licytują się w przewidywaniach, który klub może tam prowadzić. Tylko, że to może być podejście bardziej życzeniowe. Spójrzmy prawdziwe w oczy – polska myśl szkoleniowa nie jest ceniona za granicą. Poza nielicznymi wyjątkami, nasi opiekunowie nie potrafią się przebić w zagranicznych ekipach. A Nawałka jak dotąd nigdy nie pracował poza Polską. Mimo, że trenerem jest od 22 lat. Jeśli nasza kadra nie zajdzie w Rosji jakoś bardzo daleko (co najmniej ćwierćfinał) – na co się raczej w tym momencie nie zanosi – to wątpliwe, by wielki piłkarski świat docenił naszego selekcjonera. Tym bardziej klubowa piłka.
Oczywiście jest możliwe, żeby Nawałka powędrował w jakieś egzotyczne rejony, jak Emiraty albo Chiny. Ale czy tego by chciał? Na pracę w jakiejś poważnej lidze może być nieco za stary (tym bardziej, że dopiero zaczynałby przygodę zagraniczną) i za mało utytułowany (w polskiej lidze miał bardzo mało sukcesów). Kto zatrudni takiego szkoleniowca? Powiadają, że mógłby pójść do Serie A. Jak wiemy, bardzo lubi Włochy. Tamtejsze jedzenie, góry. Sport.pl pisał wczoraj nawet:
I choć odwiedził również Barcelonę, Real Saragossa i Bayer Leverkusen to największe wrażenie zrobił na nim warsztat pracy Fabio Capello, 11-krotnego zwycięzcy Serie A. Włocha Nawałka podglądał w Romie w 2000 roku. W zdobyciu przepustki do obozu Rzymian pomógł oczywiście Zbigniew Boniek. To właśnie osoba prezesa mogłaby okazać się kluczowa przy rozmowach z klubami włoskimi. Żaden inny Polak nie ma tak rozległych kontaktów w Serie A, jak Boniek. I choć jego trenerska kariera to pasmo porażek, to 62-latek ma odpowiednią siłę, aby swoich znajomych zainteresować osobą trenera z Krakowa. Albo przynajmniej wystawić mu dobrą opinię. Dla kochającego Rzym Nawałki wyśniona byłaby propozycja właśnie ze Stadio Olimpico, a przecież to właśnie tam Bońka, byłą gwiazdę AS Romy, szanują jak mało kogo.
To piękna wizja, tylko na ile realna, a na ile to dziennikarska fantazja? W rzymskim klubie od jakiegoś czasu rządzi Monchi, ten z Sevilli. I to raczej on będzie włodarzom Romy sugerował, kogo ci powinni ewentualnie wziąć na stanowisko trenerskie. A nie, z całym szacunkiem, prezes Boniek. Przeciwko pracy Nawałki w Serie A przemawia jeszcze jeden fakt: na dzień dzisiejszy w tamtejszej lidze nie ma żadnego trenera, który jest starszy od naszego selekcjonera. Najwięcej „wiosen” ma Gian Piero Gasperini z Atalanty Bergamo – 60. Ale to wciąż mniej niż Nawałka, który dodatkowo musiałby dopiero poznać ligę. Po 60-stce. Trochę późno, jak na taką naukę.
Nawałka w Legii? Brzmi jak kaczka dziennikarska na sterydach. Chętnie odwołam te słowa 😉
— Krzysztof Nowak (@Muzyka_Nowaka) April 4, 2018
Inaczej wygląda sprawa z Legią. Adam Nawałka z racji zajmowanej teraz funkcji zna dobrze jej piłkarzy. Bywa na meczach na Łazienkowskiej. Powołuje stale trzech zawodników – Michała Pazdana, Artura Jędrzejczyka i Krzysztofa Mączyńskiego. Jako trener ligowy nie raz rywalizował przeciwko warszawskiej ekipie. Można sobie wyobrazić, że najlepszy polski szkoleniowiec objąłby najlepszy polski zespół. Wcześniej czy później. To jakby naturalna kolej rzeczy. Tym bardziej, że nie od dziś wiadomo, że właściciel „Wojskowych” Dariusz Mioduski z polskich trenerów najchętniej by zatrudnił u siebie właśnie byłego zawodnika i opiekuna Wisły Kraków.
A, że niby praca w Ekstraklasie po kadrze to byłby upadek dla Nawałki? Potwarz? Bez przesady. Upadek to dopiero zaliczyli Waldemar Fornalik i Franciszek Smuda. Pierwszy po etapie reprezentacyjnym trafił do Ruchu Chorzów. Drugi do niemieckiego drugoligowca Jahn Regensburg. Ale stanowisko w Legii? Która od lat dominuje w naszej lidze i jako jedyna potrafi nas czasem godnie reprezentować w Europie? Chyba lepiej już zawędrować na Łazienkowską, niż do Zabrza.
Skoro Nawałka ma okazję współpracować z takimi gwiazdami światowej piłki, jak Robert Lewandowski i Łukasz Piszczek, z zawodnikami europejskiego formatu, jak Kamil Glik, Grzegorz Krychowiak (w formie) czy Arkadiusz Milik, to trudno, by w Legii ktoś zrobił na nim wrażenie. Nawet Eduardo da Silva. Warszawska ekipa na pewno by go nie przerosła. A jej piłkarze wreszcie może mieliby do swojego trenera szacunek i czuli estymę. Zatrudniono by im w końcu fachowca, człowieka z doświadczeniem, a nie takie eksperymenty, jak Romeo Jozak czy Jacek Magiera. Choć czy by sobie były Wiślak tam poradził – gwarancji też nie ma. Złośliwi zauważają słusznie, że tak naprawdę to w piłce klubowej nie ma on zbyt wielu dokonań. Legia dałaby mu szansę na to, by wreszcie nazbierać seryjnie jakieś puchary czy tytuły.
Nasz selekcjoner pozaliczał wiele staży w europejskiej piłce. Może nawet by sobie tam poradził jako trener. Ale jego sztab? Szkoleniowiec nie funkcjonuje w pojedynkę. Sam jest skazany na niepowodzenie. Ma swoich ludzi, z którymi musi tworzyć zgraną grupę. Czy współpracownicy 60-letniego opiekuna z Krakowa byliby przygotowani na zagraniczny angaż? Mają odpowiednie do tego doświadczenie? Znają języki obce i realia zagraniczne? Wątpliwości jest wiele.
Nie twierdzę, że Nawałka na Łazienkowskiej z całkowitą pewnością by sobie poradził. Wskazuję jedynie, że jego zatrudnienie w Legii po reprezentacji jest możliwe i dosyć logiczne. Posada na Zachodzie byłaby wspaniałą nagrodą za pracę w naszej kadrze. Ale wiele wskazuje na to, że trudną do osiągnięcia. Jeśli nie zagranica, to Polska. A jak Polska, to najlepiej, jak najwyżej. Tym bardziej, że w Warszawie przywitaliby go z otwartymi ramionami. W ten sposób Nawałka poszedłby też w ślady Jerzego Engela, który po rozstaniu z drużyną narodową pracował w Wiśle Kraków. W czasach, gdy Wisła była najlepszym klubem w Polsce. Tak, jak obecnie Legia.