Prima Aprilis kibicom piłki nożnej kojarzy się z wymyślaniem przez media różnego rodzaju nieprawdziwych informacji na temat najbardziej znanych drużyn czy piłkarzy, które mają nieco umilić ten dzień. Swego czasu niezwykłą popularność zyskało oświadczenie Sebastiana Mili, który stwierdził, że po sezonie przenosi się do Arsenalu – na następny dzień informację, oczywiście, zdementowano. Co natomiast zrobić z meczem, którego wynik aspiruje do miana żartu na 1 kwietnia? Oto pięć meczów rozegranych w Prima Aprilis, które same w sobie stanowią tego rodzaju dowcip
1 kwietnia 1995: Sheffield Wednesday – Nottingham Forest 1:7
Sezon 1994/95 był wyjątkowy z wielu powodów. W lidze triumfował zespół Blackburn Rovers, w którego barwach powoli rodziła się legenda Alana Shearera, Alex Ferguson powoli zaczął budować wielki Manchester United, który zostanie zapamiętany na lata, a Arsenal i Chelsea grały jeszcze gorzej niż teraz i zajęły wówczas odpowiednio 11. i 12. miejsce. Warto wspomnieć także o zespole Nottingham Forest – zespół nieco dzisiaj zapomniany zajął w tamtym czasie trzecie miejsce w ligowej tabeli, a w jego barwach mogliśmy oglądać tak znamienite nazwiska Mark Crossley, Stuart Pearce czy Stan Collymore. Ten ostatni szczególnie dobrze zapamięta ówczesne Prima Aprilis – to właśnie 1 kwietnia na Hillsbrough w obecności 30 tys. widzów doszło do demontażu ekipy Sheffield Wednesday. Przyszły gracz Liverpoolu ustrzelił wówczas hat – tricka, a jedno trafienie dołożył także wspomniany wcześniej Pearce. Jeżeli kibice gospodarzy nie mieli wtedy pomysłu na Prima Aprilis trzeba przyznać, że ich ulubieńcy zdecydowanie ich w tym wyręczyli. Co ciekawe, uczestnikiem tego meczu był także późniejszy trener Wisły Kraków, a więc Dan Petrescu.
1 kwietnia 2000: Manchester United – West Ham United 7:1
Równo pięć lat później w Premier League padł kolejny wynik 7:1 – tym razem poszkodowanymi została ekipa West Hamu United. Sezon 1999/00 stanowił zdecydowaną dominacją zespołu Fergusona w lidze. Dwight Yorke, Paul Scholes, David Beckham czy Andy Cole prezentowali na angielskich boiskach doskonałą dyspozycję, co przełożyło się na wygranie mistrzowskiego tytułu z przewagą aż osiemnastu punktów nad drugim Arsenalem. Dosyć boleśnie o ówczesnej sile Czerwonych Diabłów przekonała się ekipa Młotów – goście z Frankiem Lampardem czy Frederickiem Kanoute w składzie zostali rozłożeni na łopatki przez swoich rywali. Główną rolę w tym pojedynku odegrali wspomniani wcześniej Scholes oraz Beckham – pierwszy z nich popisał się hat – trickiem, drugi natomiast zdobył niezwykle urodziwą bramkę z rzutu wolnego. Trzeba przyznać, że z tamtą ekipą naprawdę nie było żartów…
1 kwietnia 2009 : Boliwia – Argentyna 6:1
Jeżeli ktoś twierdzi, że ostatnia porażka Argentyny 1:6 z Hiszpanią to prawdziwy dramat, powinien przypomnieć sobie to, co wydarzyło się dziewięć lat wcześniej. Wtedy to kompletnej kompromitacji uległa drużyna narodowa prowadzona przez Diego Maradonę. W składzie Albiceleste chociażby: Javier Zanetti, Javier Mascherano, Carlos Tevez czy Lionel Messi. Wtedy natomiast na ustach wszystkich było tylko jedno nazwisko – Joaquin Botero. 48 – krotny reprezentant swojego kraju przeżył tego dnia prawdopodobnie najlepszy wieczór w swojej karierze notując hat – tricka. Była to najwyższa porażka Argentyńczyków w ciągu ostatnich 60 lat – i choć nie przeszkodziła reprezentacji w wyjeździe na MŚ w 2010 roku, trzeba przyznać, że był to czarny okres w historii tamtejszej piłki. Czy historia powtórzy się i na tegorocznej imprezie? Czas pokaże.
1 kwietnia 2009: Polska – San Marino 10:0
Jeżeli kibic reprezentacji Polski nie śledził pojedynku Argentyny, ale zdecydował się obejrzeć mecz kadry z San Marino również mógł uznać Prima Aprilis za udane. Eliminacje do mundialu w RPA zakończyły się dla nas bardzo słabym efektem, natomiast ten mecz przeszedł do historii. Cztery gole Euzebiusza Smolarka, dublet Boguskiego, a także po jednym trafieniu Mariusza Lewandowskiego, Roberta Lewandowskiego, Marka Saganowskiego oraz Ireneusza Jelenia dały naszemu zespołowi najwyższe zwycięstwo w historii. I choć ciężko nam z sentymentem wspominać tamten okres, na pewno każdy z nas dobrze pamięta tamte spotkanie i nieco się uśmiechnie na jego przypomnienie.
1 kwietnia 2015 roku Błękitni Stargard Szczeciński – Lech Poznań 3:1
Na koniec słynny zespół Błękitnych – któż nie pamięta sensacyjnego sezonu, gdy ta drużyna z II Ligi zdecydowała się na podbój Pucharu Polski. Do półfinału szło świetnie, piłkarze z Pomorza mieli już na swoim koncie zwycięstwo z Cracovią i mieli apetyty na więcej. Poznaniacy byli zdecydowanymi faworytami pierwszego spotkania i mieli w zarodku zdusić wszelkie ambicje swoich rywali, jednak drużyna złożona z pół – amatorów zszokowała środowisko piłkarskie w Polsce pokonując czołowy zespół Ekstraklasy 3:1. I choć w rewanżu Błękitni ulegli Kolejorzowi 1:5, do dzisiaj są doskonale pamiętani przez fanów z całej Polski, którzy bez wahania na wspomnienie ówczesnej edycji tych rozgrywek wspomną niesamowicie ambitny zespół z województwa zachodnio – pomorskiego.