Dzisiaj mija druga rocznica śmierci Pawła Zarzecznego. Tekstów wspomnieniowych na temat jego osoby powstało już mnóstwo. Jako, że miałem okazję współpracować z Pawłem przy kilku projektach w ostatnich latach jego życia, to postanowiłem również podzielić się historiami związanymi z jego nieprzeciętną osobą.
Nie dowiecie się zapewne niczego odkrywczego, ale być może dla kogoś będzie to uzupełnienie informacji o Panu Redaktorze.
Nie byłem nigdy przyjacielem Pawła Zarzecznego. Nie byłem nawet bliskim kolegą. Byłem jedną z setek osób, z którymi miał okazję współpracować. Poniższe historie, to moje subiektywne wspomnienia o tym, jak go nazwał na twitterze Janusz Basałaj „ostatnim kolorowym ptaku dziennikarstwa sportowego”.
Zanim poznałem Pawła Zarzecznego, to kojarzył mi się tylko jako bardzo niesympatyczny ekspert od piłki nożnej z programu Liga + Extra, który jest zadufany w sobie i wie wszystko najlepiej. 5 lat temu realizowałem jeden z internetowych programów sportowych, w którym odpowiadałem za przeprowadzanie wywiadów. Potrzebowałem więc sporo kontaktów do osób z szeroko pojętego świata sportu. Kolega „sprzedał” mi numer właśnie do Pawła Zarzecznego, mówiąc, że to bardzo serdeczny gość, który chętnie zawsze udzieli wywiadu. Gryzło mi się to trochę z jego obrazem, o jakim wspomniałem już wcześniej. Postanowiłem jednak zadzwonić i pomimo tego, że Zarzeczny nie miał prawa mnie w żaden sposób kojarzyć, to bez problemu wyznaczył termin spotkania.
Umówiliśmy się w jego mieszkaniu na warszawskim Grochowie. Dom był bardzo pokaźny i miał co najmniej kilka pięter. Paweł czekał na samej górze, a mnie i kolegę do domu wpuszczała jego gosposia. Pamiętam, że trochę czasu zajęło nam wejście na samą górę, po schodach, które nie miały balustrady. W pokoju czekał Zarzeczny siedzący w fotelu, który po tym, jak wskazał nam miejsce, gdzie możemy usiąść, to wyciągnął niepostrzeżenie piwo w puszce, które było ukryte za fotelem. Bez skrępowania otworzył swój ulubiony napój i mogliśmy rozpoczynać rozmowę.
Wywiad w Hard Rock Cafe, który trwał kilka długich godzin 🙂
Nie będę ściemniać, zarówno tego pierwszego razu kiedy się spotkaliśmy, jak i wiele razy później Paweł był „wczorajszy”. Rozmowa poszła bardzo dobrze, a Zarzeczny był jak zwykle barwny w swoich osądach. Wywiad podzieliliśmy tematycznie na kilka części i zdobył on sporą popularność (między innymi pierwsza strona onet.pl). Z tej rozmowy słynny był cytat: „Piotr Żyła jest jak Podbeskidzie Bielsko – Biała”. To miało miejsce chwilę po tym, jak Żyła wygrał pierwsze w swojej karierze zawody Pucharu Świata (i jak na razie ostatnie). To był właśnie typowy Paweł, jak kogoś wszyscy chwalili, to on zganił i na odwrót.
Po tym czasie miałem okazję jeszcze kilka razy robić nagrania z bohaterem tego tekstu. Jednak nasze kolejne, warte odnotowania spotkanie miało miejsce podczas sesji zdjęciowej, której oczywiście głównym bohaterem był Paweł, a ja byłem jedną z osób, które ją nadzorowały. Był upalny dzień, godzina przedpołudniowa. Redaktor przybył w odświętnym stroju, co nie przeszkodziło mu po kilku minutach wyciągnąć zza pazuchy puszki ulubionego napoju. Warto wspomnieć, że autorką sesji była kobieta. Zarzeczny nie tylko cały czas wychwalał jej nogi, ale również śmiało proponował spotkanie. Zdobył oczywiście numer telefonu. Pani fotograf była mężatką, której partner życiowy był marynarzem. Wyznała mi po czasie, że Paweł wysyłał do niej smsy w stylu: „Marynarz w porcie, czy na morzu?” Jeśli odpowiedź była, że na morzu, to „Don Pablo” proponował spotkanie. Zresztą, kobiety – to był ulubiony temat rozmów Zarzecznego.
Tak było również podczas pewnej kolacji w greckiej restauracji, kiedy to Paweł cały czas namawiał nas (trzech facetów), żebyśmy koniecznie zagadali do siedzącej przy innym stoliku grupy kobiet. W swoich prośbach był bardzo nieustępliwy i dopiero wybitne niezainteresowanie ze strony płci pięknej i opcja darmowej taksówki i piwa na drogę trochę go zniechęciły. Zresztą, „Don Pablo” jak nikt inny potrafił wykorzystywać „darmowe opcje”, a tego wieczoru ze względu na zamknięte sklepy następnego dnia (Boże Ciało) musiał jeszcze uzupełnić piwne zapasy na następną dobę. Ze dwie reklamówki zapasów.
Zdjęcie z sesji, na której Paweł chciał odbić żonę marynarza 🙂
W połowie 2016 roku umówiłem się na kolejną „rozmówkę” z Pawłem (bo jak wiadomo wywiady, to robiła Oriana Fallaci). Pracował już wtedy w telewizji Republika, gdzie miał swój program „Bul Głowy”. Umówiliśmy się w redakcji zaraz po nagraniu programu. Plany jednak uległy zmianie i Zarzeczny zaproponował, żebyśmy pojechali na zamkniętą imprezę do Hard Rock Cafe, gdzie obchodzono urodziny właściciela, z którym Paweł się przyjaźnił.
Trochę głupio było mi przychodzić bez zaproszenia, jako osobą towarzysząca Pawła, ale materiał musiał zostać zrealizowany. Wywiad miał rozpocząć się o 21:00 i potrwać maksymalnie godzinę, a zakończył się o … 3 rano w Piasecznie. Na imprezie oczywiście wszystko było za darmo, dlatego też razem z Pawłem raczyliśmy się niezliczoną ilością wszelakich drinków. Spędziliśmy tam kilka dobrych godzin i w zasadzie siedzieliśmy tylko we trójkę (my dwaj i kolega, który robił zdjęcia i wideo). Zarzeczny z uporem maniaka opowiadał anegdoty związane z jego licznymi podbojami miłosnymi. W drodze powrotnej wracaliśmy taksówką na mój koszt, co Paweł potrafił oczywiście wykorzystać, tym razem szukając apteki w środku nocy, żeby kupić dla byłej małżonki lekarstwa. Tak przynajmniej mówił. Jak sam twierdził: „nie było u niego prywatnych rozmów”. Całą drogę powrotną wypytywał taksówkarza o różne zabawne historie związane z praca „na taksówce”, które bardzo szybko wykorzystał w jednym z kolejnych odcinków „One Man Show”.
W ostatnim okresie przed śmiercią spotykaliśmy się z Pawłem regularnie, raz w tygodniu, kiedy to realizowaliśmy mini vloga o nazwie „Gang Bang”, gdzie Zarzeczny odnosił się z lekką ironią na tematy związane z bieżącymi wydarzeniami sportowymi, ale nie tylko. W trakcie nagrania był ubrany w strój mający przypominać postać Don Vito z filmu „Ojciec Chrzestny”. Dlatego też, na potrzebny programu nadaliśmy mu pseudonim „Don Pablo”.
Najbardziej w pamięci zapadło mi nagranie pierwszego odcinka. Wyraźnie było widać po Pawle, że do późna posiedział dnia poprzedniego. Tworzyliśmy czołówkę programu, w której Paweł popalał cygaro i pił whisky (oczywiście nie były to rekwizyty). Póki nagrania odbywały się w fotelu, to wszystko szło względnie dobrze. Problem pojawił się, jak „Don Pablo” wstał. Siła przyciągania ziemskiego była wówczas tak spora, że naprawdę przestraszyliśmy się, czy nic mu się nie stało. On jednak leżąc na ziemi ze szklanką w dłoni pozostawał w szampańskim nastroju i powiedział: „Ale zauważcie, że nie uroniłem ani kropli whisky”. Chwilę po tym, jak go podnieśliśmy, to podpisał mi egzemplarz swojej książki z dedykacją.
Kochanemu Kwaśniakowi
Słodkiego Miłego Życia – Paweł Zarzeczny (który ma charakter pisma, ale zapomniał literek)
Sporo w tych wspomnieniach jest o alkoholu. Był jednak okres, który trwał może ze dwa miesiące, kiedy Paweł pozostawał w całkowitej abstynencji. Uskarżał się wówczas na bóle brzucha i przestał pić. Miał wytrzymać do meczu Legii z Ajaxem w Lidze Europy, ale swoje postanowienie złamał kilka tygodni wcześniej. Jak stwierdził: „Nikt nawet go nie wspiera i pochwala w tym, że nie pije, a poza tym jego pies jest ciężko chory, a bardzo go to smuci”. Wówczas zapytałem, kiedy zrobi sobie kolejną przerwę? Odpowiedział pół żartem, pół serio (tak mi się wówczas wydawało), że będzie pił już do końca życia…
Paweł Zarzeczny był postacią nietuzinkową, którą trudno było upchnąć w konkretne schematy. On z pełną świadomością przyjmował też pewną pozę i doskonale wykorzystywał fakt, że w czasach szeroko pojętej poprawności w mediach wyróżniał się bezkompromisowością, która czasami była na pokaz, ale chodziło o to, aby się odróżniać się na tle innych dziennikarzy. I to mu się doskonale udawało.
Krzysztof Kwaśny