Dziwne rzeczy dzieją się ostatnimi czasy w Ekstraklasie. Najpierw Lechia Gdańsk stwierdziła, że włączy się do walki o spadek do I Ligi i zawiesi Marco Paixao, a wczoraj media obiegła naprawdę zaskakująca informacja o zesłaniu Michała Kucharczyka do zespołu rezerw Legii Warszawa. Jak głosi oficjalne oświadczenie klubu z Łazienkowskiej: „Trener poinformował, że decyzja została podjęta z przyczyn niesportowych, a u jej podstaw leży dobro i jedność całej drużyny”
Od razu rozpoczęła się dyskusja na temat, jakie zatem były dokładnie powody tej decyzji. Podano, że chodzi o wynoszenie informacji z szatni, aczkolwiek jakoś ciężko jest mi w to uwierzyć. Człowiek, który mówi do dziennikarza po jednym z meczów: „Fatalny to ty jesteś” jest dosyć średnim materiałem na tzw. insidera. Bardziej mogło być tak, że „Kuchy” powiedział tam komuś coś o czymś, ten ktoś komuś innemu, a od tego „ktosia” ta informacja trafiła do punktu początkowego – wątpię natomiast, że wówczas wysuwano by tak medialne konsekwencje. Mówiono, że może chodzić także o udział w pewnej imprezie – szczerze, to nie chciałbym nawet tego roztrząsać, bo skoro po wręcz legendarnym wywiadzie dla Weszło FM Sławomir Peszko dostał powołanie na kolejne mecze towarzyskie reprezentacji Polski, to nie za bardzo ma dla mnie sens sprawdzanie, czy piłkarz w tygodniu bez Ekstraklasy był na jakiejś imprezie i coś tam mogło się wydarzyć. Zostawiam to. Dzisiaj wiadomo, że głównym problemem było zachowanie „Kuchego” w relacjach z menedżerem. Na linii Kucharczyk – Jozak iskrzyło już od dłuższego czasu i naturalną koleją rzeczy wydaje się podjęcie takiej decyzji. Czy Chorwat obroni swój wybór? Tak, ale tylko w jednym przypadku – kiedy wywalczy mistrzostwo Polski i awansuje do europejskich pucharów.
Wiele było takich sytuacji zarówno w polskim jak i europejskim futbolu, kiedy po prostu niezadowolony ze swojego losu zawodnik głośno krytykuje swojego szkoleniowca, a ten się z nim rozprawia – czasem zabierze tygodniówkę, czasem wyśle na trybuny, a czasem ześle do rezerw. Taka sytuacja nie za bardzo dobrze świadczy o jedności w zespole, aczkolwiek jeżeli już się pojawi to wiadomo, że prawie zawsze zwycięża w niej trener: reszta zawodników po prostu wie, że w tym momencie mają zbyt wiele do stracenia. Jedyny wyjątek, który w tym momencie przychodzi mi do głowy, to Frank Lampard w pojedynku z Andre Villasem – Boasem (uwaga – bezrobotny!). Portugalski trener młodego pokolenia konsekwentnie pomijał żywą legendę Chelsea przy ustalaniu wyjściowego skład w imię oczyszczania atmosfery w zespole. Jak to się skończyło? Były menedżer Porto został po pewnym czasie zwolniony, a jego miejsce zajął asystent Roberto di Matteo, który zdobył puchar Champions League w najgorszym finale tych rozgrywek w historii przeciwko Bayernowi (polecam skrót). Czyli już wiemy, co planuje Legia – zwolnić Jozaka, a zatrudnić Vukovica, który awansuje w przyszłym sezonie do fazy grupowej Ligi Mistrzów!
W tym miejscu musimy wziąć jednak pewną poprawkę – Michał Kucharczyk, mimo szczerych chęci, poświęcenia i przywiązania do Legii nigdy nie będzie tym, kim był dla The Blues Frank Lampard. Za Anglikiem wstawiła się wówczas większość drużyny, co było równoznaczne z końcem „Nowego Mourinho” na Stamford Bridge. Tutaj raczej takiego scenariusza bym nie prognozował – jasne, Jozak może stracić pracę w Legii (myślę, że straci), ale na pewno nie z powodu konfliktu z Kucharczykiem. Bardziej obstawiałbym, że nawet jeżeli chorwacki szkoleniowiec wygra mistrzostwo Polski, zostanie brutalnie zweryfikowany w kwalifikacjach europejskich rozgrywek i wszyscy zachłysną się koncepcją „Legii Warszawa z Zagrzebia”. Ale o tym kiedy indziej.
Wróćmy jeszcze do Kucharczyka, który dzięki tej decyzji podąży szlakiem takich zawodników jak Daniel Chima Chukwu (widziałem go parę razy, do Ząbek trafiał), Hildeberto Pereira czy Dominik Nagy. Czyli na aut. Legia nie jest obecnie klubem, która stawia na wyjątkowo silną identyfikację z zespołem – cały ten koncept zakończył się wraz ze zwolnieniem Jacka Magiery ze stanowiska szkoleniowca Wojskowych. Dzisiaj stołeczni stawiają na odbudowywanie niezłych jak na warunki Ekstraklasy zawodników, którzy po pół roku odchodzą do silniejszego klubu – mało tutaj jest zatem lojalności, przywiązania czy chęci utożsamiania się z klubem. Trudno zatem szukać jakichś większych szans na zobaczenie Kuchego przy Łazienkowskiej 3 (co innego w Ząbkach!). A naprawdę szkoda – mimo tych wszystkich z pozoru gorzkich słów, bardzo p. Michała szanuję. Zawsze mam słabość do zawodników, którzy swoje braki w szeroko pojętej technice czy umiejętnościach.
Ta sprawa trochę przypomina mi sytuację z Jakubem Rzeźniczakiem – najbardziej utytułowany zawodnik w historii Legii odchodził w atmosferze sporego konfliktu z kibicami, którzy w większości zarzucali mu osiągnięcie tych zasług przez zasiedzenie na Łazienkowskiej. Trzeba przyznać, że dziewięciokrotny reprezentant Polski wyszedł wówczas z sytuacji znakomicie – przeszedł do Qarabagu Agdam, wyeliminował Sheriffa Tiraspol, który potem ograł Legię, pograł trochę w Lidze Mistrzów, a dzisiaj wiedzie całkiem przyjemne życie w Azerbejdżanie, gdzie najprawdopodobniej zdobędzie tytuł mistrzowski. Czy tak samo zakończą się losy „Kuchego”? Szczerze mu tego życzę! Jedyny plus tej sytuacji? Wreszcie kibice Legii będą mieli na kim zawiesić oko podczas meczów rezerw.
Karol Czyżewski