„Lepsze jest wrogiem dobrego” – to złota maksyma włodarzy polskich klubów ekstraklasowych. Od lat na karuzeli trenerskiej przewijają się te same nazwiska. A perełki wśród szkoleniowców tylko czekają na odkrycie.
Czy Jagiellonia Białystok przetrze innym szlaki? W czerwcu ubiegłego roku po rozstaniu z Michałem Probierzem działacze z Podlasia postawili na szerzej mało znanego wówczas Ireneusza Mamrota. Wyciągnęli go z Chrobrego Głogów, gdzie Mamrot pracował siedem lat. Na początku drwinom nie było końca, wszak Jaga zamieniła uznanego Probierza na anonima z niższych polski lig. A dziś? Kolejny eksperci wychwalają pracę 47-letniego opiekuna zespołu z Białegostoku. Jagiellonia bije się z Legią o mistrzostwo kraju, niedawno w Warszawie zagrała jedno ze swoich najlepszych spotkań w ostatnich kilku sezonach. Taras Romanczuk wypromował się na tyle, że trafił do kadry Adama Nawałki, niedługo pewnie opuści Ekstraklasę.
Przykład Mamrota w Jadzie idealnie pokazuje, że czasem warto jest podjąć ryzyko przy zatrudnianiu nowego szkoleniowca. Jak mawiają Rosjanie: kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije. Być może tego szampana w maju będą otwierać piłkarze ze Słonecznej po zdobyciu upragnionego tytułu mistrzowskiego. Morał z tej bajki dla reszty ekstraklasowych klubów jest jeden: gdy zmieniasz trenera, rozejrzyj się po okolicy. Zastanów się, czy może jakiś mniej znany, ale bardzo dobrze rokujący opiekun, nie będzie lepszym wyborem, niż ktoś z zagranicy lub uznany, ale wypalony szkoleniowiec.
Ireneusz Mamrot nie narzeka. Nigdy. Na rywali. Na sędziów. Na terminarz. Na brak boiska treningowego. Nie narzeka na nikogo i na nic. Z pokorą przyjmuje to co zsyła mu los i cięźko pracuje. To lubię 🙂
— wojciech jagoda (@wjagoda07) March 3, 2018
Aktualnie w polskiej Ekstraklasie jest grupka kilkunastu-kilkudziesięciu trenerskich nazwisk, które przewijają się na okrągło. Wczoraj prowadziłeś drużynę A, jutro B. Z kolei tamten B, jutro A. I tak w koło Macieju. Nie chodzi mi o to, by krytykować obecnie pracujących w naszych klubach opiekunów. Chcę tylko otworzyć oczy, pokazać, że dopływ świeżej krwi może być bardzo cenny dla całej ligi. Nowi ludzi, nowe rozwiązania taktyczne, inne podejście do futbolu. Od takiego nowicjusza uczyć się może potem każdy inny trener.
Dziś grono jest zamknięte. Działacze klubowi stawiają tylko na zgrane karty, brakuje odwagi by zdecydować się na kogoś mniej oczywistego. Niedawno przy okazji zatrudniania jednego z opiekunów w pewnym klubie z Ekstraklasy, w internecie pojawił się wysyp takich oto komentarzy:
Ciągle ci sami trenerzy w tej ekstraklasie, zmówili się czy co?
Jak ma ta liga kiedykolwiek stać się lepsza jak ciągle te same nazwiska,ktorzy już zostali zwolnieni z połowy zespołow w tej lidze.
Kiedy skończy się te krążenie tych samych nazwisk po klubach, czy w Polsce nie ma młodych zdolnych trenerów po szkoleniach, kursach, stażach???!!! A później debaty lament że my puchary kończymy w październiku.
A przecież na zapleczu Ekstraklasy jest z kogo wybierać. Teraz pokazał się Mamrot, ale w kolejce czekają na angaż w najwyższej polskiej klasie rozgrywkowej kolejni: Marek Papszun z Raków Częstochowa, Zbigniew Smółka ze Stali Mielec, Tomasz Tułacz z Puszczy Niepołomice, Jacek Paszulewicz z GKS-u Katowice czy inni. Każdemu z nich należy się szansa trenowania jakiegoś ekstraklasowego zespołu. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że wnieśliby oni do najwyższej ligi sporo nowej jakości. Czy jakiś klub z Ekstraklasy odważy się na któregoś z nich postawić?
Uważam, że takich Mamrotów jest w @_1liga_ więcej. Zbigniew Smółka, Marek Papszun, Dominik Nowak, czy Dariusz Bansik. To powinien być kierunek prezesów Ekstraklasy.
— Piotr Wiśniewski (@PiWisniewski) March 9, 2018
Oddajmy też głos trenerowi Jagiellonii, który w rozmowie z serwisem Poranny.pl (klik) przekonywał:
Wcale nie uważam, że trenerzy z pierwszej ligi są gorsi. Wręcz przeciwnie – są lepsi, bo znają na wylot pierwszą ligę, a do tego śledzą wszystko, co dzieje się w ekstraklasie. Z kolei szkoleniowcy z najwyższej klasy rozgrywkowej najczęściej pilnują tylko swojego świata, w którym się obracają i to powoduje ich ograniczenia. Jeśli chodzi o mnie, to pracując w Głogowie miałem blisko do Wrocławia i Lubina, gdzie jeździłem i oglądałem mecze ekstraklasy, dlatego jestem na bieżąco.
Z kolei menedżer piłkarski Mariusz Piekarski na pytanie o ostatni pojedynek Legia – Jagiellonia zadane w wywiadzie przez „Przegląd Sportowy” odpowiedział:
Na pewno widać, że Jagiellonia jest dobrze przygotowana, ma pomysł na grę, nie boi się przejąć inicjatywy. I posiada do tego wykonawców. Mają mocną psychikę, trener wzmocnił ich pewność siebie. Zarówno w rozegraniu, jak i z przodu: Frankowski się bawił, grał niemal bez strat. Nie pozbywają się piłki, szybko odbierają ją po stracie. To wszystko jest wyuczone. Duże wyrazy uznania należą się trenerowi Mamrotowi, który wprowadził do tego zespołu bardzo dużo jakości. Po czterech tegorocznych kolejkach można się nimi tylko zachwycać. Bardzo dawno w naszej lidze nie było drużyny, która by aż tak dominowała. Po raz ostatni Wisła za złotych czasów Bogusława Cupiała. Jeśli taka kultura gry obowiązywałaby w większej liczbie zespołów w ekstraklasie, to ten produkt by drożał. Można więc rzec: więcej Mamrotów w lidze!
Irek Mamrot był najdłużej pracującym trenerem w jednym klubie (Chrobry)
w Polsce (6.5 sezonu). Zaliczył kilka
awansów, umocnił zespół z
przeciętnym budżetem w top I ligi i
teraz to procentuje. Brawo.— Patryk Machaj (@ElvisPM87) February 28, 2018
Na karuzelę trenerską w Ekstraklasie trudno wskoczyć nowym zdolnym opiekunom. A przecież warto im dać szansę. Tym bardziej gdy w innym wypadku postawi się na siłę na kogoś zagranicznego. Przekonali się o tym w Gdańsku, gdzie funkcję trenera niedawno jeszcze sprawował specjalista od przygotowania fizycznego. Efekt jest taki, że Lechia będzie musiała walczyć o utrzymanie. A przykład Mamrota pokazuje, że nie trzeba szukać daleko. Dobry szkoleniowiec może być pod nosem, w pierwszej lidze.