Tenisowy thriller dla Świątek. Polka królową Madrytu

tenis

To było święto kibiców tenisa i jeden z najlepszych meczów w sezonie! Drugi rok z rzędu liderka światowego rankingu Iga Świątek spotkała się z białoruską wiceliderką Aryną Sabalenką w finale turnieju WTA 1000 na kortach ziemnych w Madrycie i tym razem to ona mogła świętować, bo po istnym horrorze wygrała 7:5, 4:6, 7:6(7). Dla Polki to 20. turniejowy triumf w karierze!

Iga Świątek sięgnęła w pięknym stylu po pierwszy triumf w Madrycie, gdzie przed rokiem przegrała z Sabalenką w finale. Ostatnio była najlepsza w marcowym turnieju WTA 1000 w amerykańskim Indian Wells. A w hiszpańskiej stolicy radziła sobie wcześniej rewelacyjnie. Zaczęła grę od II rundy, w której pokonała 6:1, 6:4 Chinkę Xiyu Wang (52. WTA), potem  uporała się 6:1, 6:1 z Rumunką Soraną Cirsteą (27. WTA), następnie 6:1, 6:0 z Hiszpanką Sarą Sorribes Tormo (27. WTA). W ćwierćfinale przyszła najtrudniejsza wygrana 4:6, 6:0, 6:2 z Brazylijką Beatriz Haddad Maią (14. WTA), a półfinał to gładkie 6:1, 6:3 z Amerykanką Madison Keys (20. WTA).

Tym samym udało jej się dotrzeć do trzeciego finału w tym roku (poprzednie wygrała: oprócz tego w Indian Wells również lutowy w Dausze). Czekała tam Aryna Sabalenka – jedyna tenisistka, która potrafiła na osiem tygodni przerwać w zeszłym roku panowanie Polki. Świątek ma z nią dodatni bilans, bo z dziesięciu dotychczasowych spotkań wygrała aż siedem. To było zarazem ich czwarte starcie jako dwóch najlepszych tenisistek świata (trzykrotnie górą była nasza zawodniczka).

Reżyserem meczu mógł być Alfred Hitchcock, bo pierwszy set zaczął się od trzęsienia ziemi, a napięcie potem tylko rosło. Najpierw Świątek przełamała rywalkę już w pierwszym gemie, aby po chwili stracić podanie i dać jej doprowadzić do remisu. Gra była bardzo zacięta i wyrównana. W szóstym gemie Białorusinka miała aż trzy breakpointy, ale Polka się obroniła i zaraz to ona miała dwie szanse na przełamanie, ale nie wykorzystała ich. Co się jednak odwlecze, nie uciecze... Decydujący dla tej odsłony był jedenasty gem, w którym raszynianka w końcu odebrała serwis Sabalence, aby szybko zakończyć seta 7:5.

Dla odmiany kolejna partia przyniosła aż pięć przełamań. Niestety, tym razem nieco gorzej radziła sobie liderka rankingu, która zaczęła od straty podania. To zapoczątkowało prawdziwą serię, gdy obie tenisistki wzajemnie się przełamywały. Od stanu 3:3 dwie wielkie rywalki zaczęły lepiej serwować i gdy wydawało się, że wszystko zmierza do tie-breaka, w dziesiątym gemie Sabalenka wykorzystała chwilową dekoncentrację Polki, odebrała jej serwis i wygrała 6:4.

O wszystkim decydował trzeci set. Tu emocje sięgały zenitu. Ponownie w tym meczu to Iga jako pierwsza dała się przełamać, ale zgodnie z tradycją po chwili zrewanżowała się drugiej rakiecie świata. Potem partia ponownie zmierzała do tie-breaka i drugi raz to Białorusinka mogła temu zapobiec. W długim, dramatycznym i zaciekłym dwunastym gemie Sabalenka miała dwie piłki mistrzowskie, ale Świątek odparła te ataki i utrzymała podanie. Tie-break stał się faktem.

Chyba nikt nie chciał opuszczać madryckiego kortu, a ten porywający mecz dwóch największych obecnie tenisistek mógłby trwać do nocy. Pierwsza przed szansą na zakończenie spotkania stanęła Polka przy stanie 6:5. Nie udało jej się i po chwili zrobiło się 7:6, a po triumf serwowała Sabalenka. Nic z tego, gra toczyła się dalej, a drugą piłkę mistrzowską dostała raszynianka. Tym razem nie zmarnowała okazji i wygrała 9:7. Ten kosmiczny mecz trwał aż trzy godziny i jedenaście minut. Był to ostatni prestiżowy turniej na kortach ziemnych, którego Polka jeszcze nie wygrała. Teraz przed nią turniej WTA 1000 w Rzymie, gdzie Iga triumfowała w 2022 roku, a przed rokiem dotarła do ćwierćfinału. We włoskiej stolicy zobaczymy też Magdę Linette (48. WTA) i Magdalenę Fręch (51. WTA).

Z kolei na 1/8 finału przygodę z madryckim turniejem zakończył rozstawiony z numerem osiem  Hubert Hurkacz, który przegrał z Amerykaninem Taylorem Fritzem. Polak w I rundzie miał wolny los, w kolejnej pokonał 6:1, 7:5 Brytyjczyka Jacka Drapera (43. ATP), a w trzeciej uporał się, nie bez kłopotów, 6:4, 7:6(2) z Niemcem Danielem Altmaierem (61. ATP).

Z Fritzem (13. ATP) wrocławianin spotkał się po raz czwarty, ale premierowo na korcie ziemnym. Wygrał wcześniej tylko raz. W pierwszym secie żaden z tenisistów nie potrafił przełamać rywala, a kibice nie widzieli nawet ani jednego breakpointa. O wygranej decydował zatem tie-break, czyli znak firmowy dziewiątego zawodnika światowego rankingu. Tutaj jednak lepiej zaprezentował się Amerykanin, który dwa razy odebrał podanie Hurkaczowi i wygrał 7:2.

Drugą partię wyżej rozstawiony tenisista zaczął od straty serwisu, co okazało się być decydującym momentem meczu, bo do końca nie widzieliśmy już przełamań, choć w dziewiątym gemie Fritz był tego bliski, mając aż trzy piłki meczowe. Polak się obronił, ale po kolejnym gemie i tak zrobiło się 6:4. Przed Hurkaczem występ w turnieju ATP 1000 w Rzymie.

 

Zdjęcie: Wikimedia


Udostępnij ten artykuł na swoim profilu:

Artykuły powiązane